Rozdział LI.

141 15 69
                                    

Siedząc na łóżku, patrzył w pustą, zieloną ścianę. Ponoć zielony uspokaja, a jednak na Deana nie działał. Zastanawiał się czy to zwyczajna bujda czy może jest jakimś cholernym wyjątkiem. Z każdą minutą jego paznokcie coraz bardziej wbijały się w skórę dłoni. Musiał zachować spokój, a w tym wypadku jedynie odrobina bólu pozwalała mu zapanować nad sobą.

Castiel przeszedł do niego tylko na pięć minut, ich pożegnanie wyglądało sucho. Pewnie dlatego, że byli ciągle obserwowani przez Chucka, który nie pozwolił im nawet na te pięć minut we dwóch. Brunet poinformował go, że zobaczą się dopiero za jakiś czas, nie powiedział dokładnie za ile, co zmartwiło Winchestera. Wystraszył się, że Castiel nie wróci już nigdy, że go okłamał, ale gdy poczuł oplatające go ramiona bruneta, szybko wybił sobie tę myśl z głowy. W trakcie tego szybkiego uścisku niebieskooki zdążył wyszeptać mu do ucha trzy słowa.

Wrócę po Ciebie

Te trzy słowa od tamtego czasu nieustanie rozbrzmiewały w jego głowie. Chciał, żeby spełniły się jak najszybciej. Chciał zamknąć oczy, następnie je otworzyć i zobaczyć przed sobą dom bruneta jak i jego samego. Nawet raz tak zrobił. Zamknął oczy, wyobraził sobie Casa i otworzył oczy, ale niestety jedyne co widział, to ta pierdolona zielona ściana. Kompletnie stracił poczucie czasu, miał się rozpakować, ale jego torba wciąż leżała na łóżku po jego prawej stronie. Zrezygnowany, spuścił wzrok na swoje kolana.

— Czas się rozgościć. — Mruknął sam do siebie i podniósł się z materaca. Otworzył torbę i zaczął wypakowywać z niej swoje rzeczy. Posegregował je na łóżku, po czym podszedł do szafy. Ledwie ją otworzył, gdy w jego głowie rozbrzmiał nieznośny pisk. Przyłożył dłonie do skroni, zacisnął zęby i zamknął oczy. Po kilku długich sekundach zapanowała cisza, wykończony opadł na kolana z pochyloną głową.

Myśl, co chcesz, ale on nie wróci
Zostaniesz tu już na zawsze
I pewnego dnia dołączysz do mnie...

Powiedział dziwnie radosny, męski głos. Dean gwałtownie otworzył oczy i uniósł głowę.

— Kim ty do cholery jesteś? — wyszeptał. — Czego ode mnie chcesz?

Teraz, kiedy znał prawdę o sobie, wiedział, że tajemniczy głos musi należeć do jakiejś zagubionej duszy. Każdy z głosów, który tu usłyszał pewnie do takiego bytu należał.

— Jak masz na imię? — próbował się z nim jakoś skomunikować, ale nic nie słyszał. Dopiero po chwili ciszy usłyszał pukanie do drzwi, szybko obrócił się w ich stronę.

— Dean to ja, Charlie. Mogę? — zapytała rudowłosa.

Winchester odetchnął z ulgą i podniósł się z klęczek. — Wchodź — powiedział głośniej i podszedł do łóżka, by zabrać z niego poukładane koszulki. — Coś się stało?

Charlie weszła do pokoju, po czym delikatnie zamknęła za sobą drzwi.

— Nic się nie stało — zapewniła. — Po prostu pomyślałam, że mógłbyś chcieć z kimś porozmawiać.

— Nie chcę. — Burknął, biorąc się za kolejną kupkę ubrań. — Jak widzisz, radzę sobię.

Kobieta przewróciła jedynie oczami i podeszła o kilka kroków bliżej.

— Nie wciskaj mi kitu, Dean. — Uniosła do góry rękę i pogroziła mu ostrzegawczo palcem. — Możesz to mówić wszystkim, ale nie mi. Dlatego zapytam jeszcze raz, jak się czujesz?

Blondyn marszczący brwi spojrzał najpierw na jej palec, a dopiero później przeniósł wzrok na oczy kobiety. Przez chwilę stali w zupełnej cichy, aż ubrania, które trzymał chłopak wyleciały mu z rąk. Oczy lekko mu się zaszkliły, aż ze wstydu zakrył je dłońmi.

Dom ZbłonkańcówOn viuen les histories. Descobreix ara