Rozdział X

348 38 6
                                    

Castiel?

Dean nie mógł zapomnieć widoku bruneta w momencie, gdy usłyszał zdenerwowany głos Chucka. Chłopak widział strach w błękitnych oczach. Wiedział, że dla Castiela mogło się to źle skończyć, dlatego zaryzykował, bo przecież osobiście nie miał nic do stracenia. Już i tak mieszkał w psychiatryku, nie był idiotom, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje.

To miała być pułapka. — powiedział wtedy. Wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco, więc kontynuował. — Clairy dała mi śrubokręt w zamian za pomoc, chciałem sprawdzić jak na łowce przystało, czy Castiel nie jest istotą nadnaturalną. Pocałowałem go, żeby odwrócić jego uwagę nie tylko od Clairy. Chciałem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. To była moja szansa, ale wtedy Oni zaczęli krzyczeć, dlatego tego nie zrobiłem.

Chuck mu uwierzył, ponieważ nie byłaby to pierwsza tego typu sytuacja. Dean przez kilka dni miał zakaz opuszczania pokoju, a Castiel dostał słowne upomnienie. Chuck powiedział mu, że nie powinien był tego przed nim ukrywać.

Winchester nawet nie wiedział, ile dni minęło od tej sytuacji, czuł się jakby w tym pokoju spędził rok, a nie kilka dni. Przemyślał pewne sprawy i zdecydował, że najlepiej będzie, jeśli zacznie unikać Castiela.

Kiedy w końcu mógł opuścić swoje cztery ściany od razu wyruszył na poszukiwania Gabriela, chciał się dowiedzieć czy ten przekazał list Sammy'emu. Oczywiście jak na złość nigdzie nie mógł znaleźć tego półgłówka. Za to w pewnym momencie wpadł na Balthazara. Blondyn był o dwa lata młodszy od Deana, miał dziwne wahania nastrojów, czym często irytował Winchestera. W sumie to wszyscy ludzie w tym miejscu działali mu na nerwy. Tak, więc gdy Dean na niego wpadł, chciał jak najszybciej zastosować taktyczny odwrót, ale jak tylko spojrzał za siebie zobaczył, przyglądającego mu się Castiela. Z dwojga złego wolał już zaryzykować i przemęczyć się z Balthazarem.

— Słyszałem, co odwaliłeś, Winchester. Powiem Ci, że z każdym dniem zaskakujesz mnie co raz bardziej. zaśmiał się.

Dean kątem oka spojrzał na Castiela, a następnie położył dłoń na ramieniu Balthazara. — Lubię zaskakiwać, bez mnie to miejsce byłoby kurewsko nudne.

Blondyn przegryzł dolną wargę. — Na pewno. Zagramy? Potrzebuje godnego mnie rywala. — obaj chłopcy często grali w tenisa stołowego. Oczywiście na terenie placówki znajdowało się boisko i mieli wiele możliwości. Jednak oni lubili rywalizować sam na sam. Kiedyś Charlie wpadła na pomysł zorganizowania turnieju, Dean i Balthazar grali w finale. Winchester wygrał, Balthazar obraził się na wszystkich i z nikim nie chciał rozmawiać. Teraz jednak uwziął się i chciał pokonać Deana, kilka razy mu się udało i chłopcy doszli do porozumienia, mimo to lubili czasem sobie pograć.

Dean jeszcze raz zerknął w stronę bruneta i nagle nie wiedząc czemu zapragnął, aby w jakiś sposób wywołać w nim zazdrość. Wiedział jak czasem względem niego zachowuje się Balthazar i gdzieś w głębi siebie miał nadzieję, że i tym razem będzie podobnie.

Zawsze w ich "salonie" było przynajmniej dwóch opiekunów. Castiel siedział na kanapie z Jackiem i pomagał mu układać jakieś puzzle, tylko co jakiś czas zerkał w kierunku Deana. Rowena natomiast siedziała z Meg przy stole po drugiej stronie pomieszczenia i malowała brunetce paznokcie. Oczywiście kolorem, który dziewczyna sobie wybrała był czarny.

Dean i Baltazar podeszli do stołu, sięgnęli po rakietki do tenisa stołowego i przybrali odpowiednie pozycję. Dean wyciągnął piłeczkę z kubeczka pod stołem i puścił do chłopaka oczko. — Dzisiaj na spokojnie. — po czym zaserwował i od razu zdobył pierwszy punkt.

Grali przez jakieś piętnaście minut, aż do momentu, w który Baltazar złapał piłeczkę w locie. — Co ty odwalasz? — warknął Dean.

Chłopak uśmiechnął się i odłożył piłeczkę na stół, który po chwili obszedł. Stali twarzą w twarz. — Zauważyłem drobne błędy w twoim ustawieniu.

— Tak? — spytał Dean. — Niby, gdzie? — stanął tak jak wcześniej w czasie gry, a drugi chłopak położył ręce na jego biodrach.

— Stoisz zbyt blisko stołu. — Baltazar pociągnął go za biodra w tył. — Po za tym dziwnie trzymasz rakietkę. — przesunął ręką wzdłuż ciała Deana. Następnie zacisnął dłoń na jego nadgarstku. Winchester spojrzał w kierunku kanapy, jednak nie zobaczył na niej Castiela. Zirytowany wyrwał się. Odłożył rakietkę na stół z taką siłą, że po całym pomieszczeniu rozległ się huk.

— A tobie co? — zapytał Balthazar.

Dean prychnął. — Spierdalaj, okay?

— Kurwa o chuj ci nagle chodzi? — warknął na niego Balthazar.

— O to, że mnie macasz, pedale! — krzyknął Dean a następne, co poczuł to pięść Balthazara na swojej twarzy. Przywalił mu w nos tak mocno, że Dean od razu się za niego złapał.

Nim Balthazar zdążył zrobić koleiny ruch, Benny chwycił go od tyłu i odciągnął na bok. Castiel za to starał się odciągnąć ręce Deana, od jego twarzy. — Pokaż.

Dean czuł, że krwawi, nie dlatego, że jakoś strasznie go to bolało. Był przyzwyczajony do bólu, bardziej chodziło o krew, która zaczynała kąpać mu z dłoni. — Cholera. — mruknął Castiel, widząc jak spora plama krwi spada na podłogę.

Dom ZbłonkańcówWhere stories live. Discover now