Rozdział XX

328 42 15
                                    

Spokojna melodia wybudziła Castiela ze snu. Brunet otworzył zaspane oczy i sięgnął po telefon, leżący na stoliku koło łóżka. Wyłączył budzik, podniósł się do siadu i wyciągnął ręce przed siebie, by trochę je rozciągnąć. Uśmiechnął się pod nosem słysząc piękny śpiew ptaków. Wiosna jest cudowną porą roku, wszystko wtedy budzi się do życia. Bycie blisko natury zawsze go cieszyło. Dlatego uwielbiał ten dom na poboczu, oddalony od okropnego zgiełku miasta. Tutaj miał ciszę i spokój, to była jego mała oaza. Z każdym dniem coraz bardziej przywiązywał się do tego miejsca, miejsca, które kiedyś należało do jego mamy.

Dobra dosyć tego leżenia, śniadanie samo się nie zrobi. przetarł twarz dłonią i podniósł się z łóżka. Nie wiedział czemu, ale miał wspaniały humor,  czuł, że mógłby przenosić góry. Podszedł do jednego z dwóch okien i pociągnął za sznurek od rolety i wtedy to zobaczył.  — Co jest? — wzdłuż parapetu pod oknem rozsypana była sól. Zdezorientowany, odwrócił się w drugą stronę i spojrzał na dywan, na którym także znajdowała się sól. Białe ziarenka tworzyły coś w rodzaju ścieżki od jego okna do drzwi.

Coś ty znowu wymyślił, Dean. — pomyślał, sięgając po pierwszą lepszą koszulkę.

Castiel wiedział, że proponując opiekę nad Deanem może się spodziewać wszystkiego, ale w momencie, gdy wyszedł z pokoju i zobaczył go na podłodze, stwierdził, że jednak się mylił. Winchester leżał pod ścianą, na przeciwko drzwi do jego pokoju. Obok niego leżało opakowanie z rozsypaną solą, natomiast w lewej ręce ściskał pogrzebacz do kominka. Castiel pokręcił zrezygnowany głową i kucnął koło chłopaka.

— Dean. Obudź się. — powiedział szturchając go w ramię. Winchester jedynie mruknął coś niewyraźnie pod nosem i podciągnął  kolana pod brzuch. Brunet westchnął i wyciągnął mu z ręki pogrzebacz i wtedy dopiero chłopak się ocknął.

— Odejdź, nie pozwolę...och, Cas to ty. — Dean podniósł się do siadu bardzo szybko, przez to zakręciło mu się w głowie.

— Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś spać na podłodze. — Castiel zauważył, że chłopak jak tylko usiadł przymknął oczy i zrobił się blady. — Dean? Wszystko okay?

Winchester przyłożył rękę do ust i pomału pokręcił głową w geście zaprzeczenia. Starał się oddychać przez nos. Bał się, że zaraz zwymiotuje, było mu naprawdę niedobrze, a najgorsze było to, że nie wiedział dlaczego. Może to sprawka tego czegoś, co jest w tym domu? Cholera, może TO próbuje się go pozbyć, bo wie, że Dean jest łowcą.

— Nie dobrze ci? — domyślił się Castiel.

Za nim brunet pojechał po Deana, Chuck wysłał mu listę objawów, które towarzyszą urazą głowy. Były tam mniej więcej takie podpunkty jak, poranne bóle głowy, nudności, wymioty i niedowład kończyn. Nic przyjemnego, Castiel miał jednak nadzieję, że nic takiego się nie pojawi, niestety i tym razem się mylił.

— Dobra. Pomału, pomogę ci wstać i pójdziemy do łazienki. — nie czekając na odpowiedź chłopaka, złapał go pod pachami i uniósł do góry. Dean nie stawiał oporu, z pomocą Castiela podniósł się na nogi.

— Dam radę sam. — Dean odepchnął od siebie Castiela i chwiejnym krokiem poszedł do łazienki. Mężczyzna obserwował go do momentu, aż ten zniknął w łazience. Castiel nie chciał mu przeszkadzać, dlatego, kiedy mijał drzwi od łazienki, jedynie krzyknął, żeby w razie czego Winchester go zawołał. Potrafił postawić się na na miejscu Deana, gdyby to on się tak czuł, nie chciałby, żeby ktokolwiek go takiego oglądał.


Dean usiadł na zimnych kafelkach i oparł policzek o muszlę klozetową. Miał mdłości, ale nie sądził, że dałby radę coś z siebie wyrzucić. Wolał poczekać aż samo przejdzie. Jedynie dziękował Castielowi, że ten nie poszedł z nim do łazienki. Wystarczyły mu wspomnienia  jednej z jego pierwszych imprez. Było to za nim trafił do tego wariatkowa. I może całość pamiętał jak przez mgłę, ale za to poranek lub popołudnie. Zwał, jak zwał, na dobre zapadł mu w pamięci, a tym bardziej to co stało się później. No cóż jego dziadek, nie pochwalał bezstresowego wychowania.

Dom Zbłonkańcówजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें