Rozdział XXIII

317 35 8
                                    

Blask świecy padający na twarz Winchestera pozwolił Castielowi przyjrzeć się nosowi chłopaka. Na szczęście tym razem nic się nie stało. — Rzeczywiście wygląda dobrze. — Uśmiechnął się i przejechał palcem po piegowatym nosie. Dziwne, widział, że Dean ma piegi na policzkach, ale nie zwracał na to większej uwagi, a teraz te rozsypane  drobne plamki, sprawiały, że chciał je policzyć. Dean po chwili rozluźnił się i otworzył oczy, ich spojrzenia się spotkały. Castiel utonął, żałował, że nie spotkał Winchestera w innych okolicznościach, ponieważ ten chłopak był cudowny. Gdyby tylko mógł już nigdy nie wypuściłby go ze swoich ramion, ale niestety rzeczywistość była zbyt brutalna.

Po dłuższym czasie Dean zjechał spojrzeniem z niebieskich tęczówek na usta bruneta, co oczywiście nie umknęło Castielowi. — Jeden normalny wieczór. — Castiel już miał zapytać, co chłopak ma na myśli, ale wtedy ten nachylił się łącząc ich usta. Brunet nie wiedział, co zrobić, bo to nie tak, że on tego nie chciał. Chciał, ale znał zasady, a to nie powinno się znów wydarzyć. Nawet jeśli tym razem było inaczej, dlatego uniósł rękę, którą wcześniej położył na przykrytym kocem udzie Deana i delikatnie go od siebie odsunął.

— Dean, nie powinniśmy. — Winchester zabrał ręce z jego karku i bez słowa odwrócił głowę. Nie chciał pokazać jak bardzo go to zabolało. Jak on w ogóle mógł, chociaż przez sekundę pomyśleć, że Castiel tego chcę? To, że wylądował na jego kolanach było przypadkiem, ten moment, w którym patrzyli się sobie nawzajem w oczy, pewnie nie znaczył nic. — Przepraszam. — Dodał Castiel, cholera nie powinien się tak zachowywać, dawał Deanowi jedynie niepotrzebne sygnały.

Dean zsunął się z jego kolan, nie potrafił na niego spojrzeć. Chciał wyjść, tak po prostu, bez słowa, ale przecież wtedy nie byłby sobą. — Nie przepraszaj — zaśmiał się gorzko. — Nie masz za co. Przecież to nie twoja wina, jestem tylko świrem, którego powinni zamknąć w izolatce. Jak się okazuję jestem jeszcze bardziej popieprzony niż myślałeś, prawda? Nie dość, że słyszę głosy i mam halucynację, to jeszcze cię pocałowałem. I podobało mi się to, tak samo jak całowanie dziewczyny. Może lepiej by było gdyby ten strażak mnie nie wyciągnął, wszyscy mielibyście o jeden problem mniej, bo tylko tym jestem.

Castiel przez ten cały czas siedział w bezruchu i patrzył na człowieka przed sobą. To, co Dean o sobie mówił było okropne, a najgorsze było to, że to właśnie Castiel w części do tego doprowadził. a ostatnie zdanie całkowicie go złamało, zerwał się ze swojego miejsca krzycząc. — Kurwa! Przestań. — Szarpnął chłopaka, także ten był zmuszony obrócić się w stronę bruneta.

— Dlaczego? — Dean spojrzał mu w oczy pustym wzrokiem. Wyglądał jakby ktoś zabrał mu dusze i pozostawił tylko skorupę.

— Bo to nie jest twoja wina — warknął Castiel.

— I co z tego skoro wszyscy odtrącacie mnie za to jaki jestem. Przyznaj, że ciebie też to brzydzi.

Castiel wypuścił powietrze. — Nie. Nie brzydzisz mnie. To nie jest tak, jak ci się wydaje.

— To jak jest? — zapytał, odwracając głowę.

Żaden z nich nawet nie zauważył, kiedy stało się tak bardzo cicho i jedynym towarzyszącym im dźwiękiem był szum deszczu. Burza się skończyła, pozostawiając po sobie kilka szkód w postaci złamanych gałęzi czy przewróconych drzew. Krople deszczu, co jakiś czas uderzały w szybę, jakby odliczały czas. Ramiona Castiela napięły się jeśli nie powie prawdy teraz, może stracić szansę. Los jest czymś, czego nie da się przewidzieć, nawet jeśli poznamy przyszłość, nie unikniemy tego, co zdarzyć się musi. Podobnie jest z czasem, jeśli pozwolimy sobie na utratę czegoś, nie odzyskamy tego. Do przeszłości możemy wracać jedynie myślami, ponieważ nikt z nas nie posiada pilota, który nas do niej cofnie. Musimy pamiętać, że nie wszyscy dostają druga szansę.

— Dean, ja. Szlag, to, że mnie pocałowałeś nie jest złe i to, że ci się podobało też nie jest złe. Po prostu, jesteś częścią mojej pracy a tego nie powinno się mieszać z życiem osobistym. Jesteś wspaniały, ale nie powinniśmy. W dodatku, nie znasz mnie a ja nie znam ciebie, nie tak jak powinno się znać swoją drugą połówkę.

— W takim razie, dlaczego nie możemy spróbować się poznać? — wtrącił się. — Czy praca jest dla ciebie, aż tak ważna? — Dean sam się dziwił, dlaczego te pytania z niego wyszły, przecież chodziło mu o jeden wieczór, ale teraz czuł jak by miał szansę zmienić jeden normalny wieczór, w normalne życie. Czuł, że Castiel może mu w tym pomóc.

— Praca nie jest dla mnie aż tak ważna. — i to była prawda, chciał pomagać ludziom takim jak Dean, a teraz kiedy miał go przed sobą, kiedy mógł spróbować walczyć razem z nim, stać się jego kotwicą, odepchnął go. — Chciałbym tego, chciałbym cię poznać, Dean.

Winchester z nadzieją podniósł głowę, Castiel uśmiechnął się i położył dłoń na jego policzku. — Ale powoli. Nie śpieszmy się, chcę żebyś był pewien tego co czujesz.

Zdrowa ręka Deana przykryła dłoń Castiela, chłopak uśmiechnął się, miał szczęście, nie mógł tego zaprzepaścić. I może wcale się nie pomylił, może Castiel był jego Aniołem, zabrał go do siebie, zaopiekował się. To tak jakby spełnił jego prośbę i wyciągnął go z piekła. — Dziękuję. — Wyszeptał, kiedy pojedyncza łza spłynęła po jego policzku wprost na ich dłonie.



Dzisiaj krótszy rozdział, ale emocji w nim nie brakowało a musicie wiedzieć, że nie umiem w emocje. Mam nadzieję, że wam się podobało i zobaczymy się w następnym ;) Obiecuje, że kilka kolejnych będzie w miarę spokojniejszych albo i nie, ten fik jest jak ruletka, sama nie wiem, co dokładnie stanie się dalej...

Także ten, do następnego.

Baay!


Dom ZbłonkańcówOù les histoires vivent. Découvrez maintenant