Rozdział L

218 18 87
                                    

Krajobraz znajdujący się za oknem srebrnego SUV-a Castiela, przemykał zbyt szybko. Mijane przez nich drzewa, praktycznie się rozmazywały, mimo to blondyn nie potrafił oderwać od nich wzroku. Wiedział, że ten dzień nadejdzie prędzej czy później. Niestety czas nie współgrał, a nawet pędził nieubłaganie przed siebie, nie dając młodemu Winchesterowi ani chwili na zatrzymanie się i po myślenie, co dalej? Co powinien teraz zrobić? Jakie kroki podjąć?

Wydawało mu się jakby do domu ciemnowłosego opiekuna trafił zaledwie kilka dni temu. A jednak minęło kilka miesięcy, czas przeznaczony na odbudowę szpitala zleciał w oka mgnieniu.

Dean nie chciał tam wracać. Gotów był zrobić dosłownie wszystko, a przynajmniej taka myśl przeszła mu przez głowę. Wszystko. To dość duże słowo, ponieważ nie tylko nie da się tego zrobić, ale także istnieją rzeczy, których zrobienia byśmy się nie dopuścili. Prawie wszystko, brzmi lepiej, prawda? Mniej zobowiązująco.

— Możemy się na chwilę zatrzymać? — zapytał zielonooki, zdławionym głosem.

Z ust Castiela wydobyło się westchnienie. Dean mógł sobie wyobrazić jak w innym przypadku dotyka palcami skroni, aby je rozmasować. Niczym przepracowany, zmęczony człowiek marzący tylko o tym, by w spokoju usiąść w wygodnym fotelu. Winchester wiedział, że obecna sytuacja dla Castiela także ani trochę nie jest łatwa.

— Zatrzymywaliśmy się już dwa razy — przypomniał brunet, zerkając kątem oka na młodszego chłopaka. — Wiesz przecież, że to nic nie zmieni i tak czy tak, będziesz musiał tam wrócić. — Dodał, dopiero po chwili orientując się jak obojętnie to zabrzmiało. Nie chciał, aby tak było, ale nie potrafił już powiedzieć nic więcej. Wiedział jednak, że nie odpuść, dopóki nie znajdzie sposoby na wyciągnięcie blondyna ze szpitala.

Dean na powrót oparł głowę o lekko drżącą szybę.

— Nie chcę tam wracać — mruknął bardziej do siebie, pozwalając by samotna łza spłynęła po jego piegowatym policzku.

Castiel mocniej zacisnął palce na kierownicy, on także tego nie chciał, ale musiał być silny. Musiał być silny dla nich obu. Dean do niego wróci, choćby miał go porwać. Nie pozwoli, żeby ten znów musiał się męczyć przez to jak jest postrzegany. Ocali go, wyciągnie z tego piekła, które Winchester musiał przeżywać.


***

— No nareszcie.

Ramiona mężczyzny opadły z wyraźną ulgą. Zakrył rękawem szarego swetra zegarek i podniósł się z czarnego, skórzanego fotela. Od dobrych czterdziestu minut, co chwilę zerkał przez okno. Starszy z braci Winchester był ostatnim podopiecznym, którego oczekiwali.
Miał wiele obaw, chciał nawet wysłać Charlie, by ta pomogła Castielowi z przetransportowaniem Deana do ośrodka. Jednak o dziwo jego pracownik zapewnił go, że da sobie radę sam. Chuck rozumiał, że Novak opiekował się blondynem przez tak długi czas i mogło mu się wydawać, że będzie miał wszystko pod kontrolą, ale on miał na temat tego chłopaka inne zdanie.

Od samego początku wiedział, że Dean Winchester jest nieprzewidywalny i zarazem inteligentny. Tyle czasu zajęło mu sprowadzanie tego chłopaka na odpowiednią drogę, więc nie mógł odpuścić. Ani tym bardziej pozwolić by jakiś smarkacz, który ledwo ukończył szkołę zaprzepaścił to wszystko.

Państwo Campbell wpłacali na jego konto, co miesiąc odpowiednią sumę. Mieli tylko jednen warunek. I on tego warunku będzie się trzymał za wszelką cenę. Nie był ślepy ani głupi, domyślił się, że Castiel od dłuższego czasu kręcił coś w mailach, które wysyłał mu dwa razy w tygodniu. Dlatego obmyślił plan, który wdrążyć miał właśnie tego późnego popołudnia.

Dom ZbłonkańcówWhere stories live. Discover now