Rozdział XXXIII

304 34 65
                                    

Przełącznik czajnika kliknął, dając tym Castielowi znak, że woda właśnie się zagotowała. Brunet zalał dwa kubki z herbatą dla siebie i Deana oraz jeden z kawą dla Chucka.

— Jak ci się mieszka z Castielem? — zapytał Chuck, przyglądając się chłopakowi przed sobą. Winchester wyglądał gorzej niż po pożarze. Ostatnie wydarzenia dodały mu kilka siniaków i zadrapań więcej.

— Dobrze. Lubię z nim mieszkać, jest fajnie — powiedział Dean, nie odrywając wzroku od plamy na stole. Wcześniej nawet nie zwrócił na nią uwagi, a teraz wydawała się być najciekawszą rzeczą w tym pomieszczeniu.

Castiel postawił kubki na stole i usiadł koło Deana. 
— Może jednak będzie lepiej jak was zostawię? — Brunet wiedział, jak bardzo chłopak się stresował. Podejrzewał, że mogło to być spowodowane jego obecnością. W końcu zawsze, podczas takich rozmów, był z Chuckiem sam na sam.

— Nie, zostań — odezwał się Dean, zaskakując tym obu mężczyzn. — I tak Chuck wszystko by ci przekazał, więc co za różnica.

— Dean, jeśli to jest problem, mogę wyjść. Nie chcę żebyś się dodatkowo stresował. — Wyjaśnił Castiel, kładąc dłoń na jego ramieniu i delikatnie pocierając.

— Nie stresuje się. Po prostu tego nie lubię, to głupota — burknął Dean. — Przejdźmy już do rzeczy, chce mieć to za sobą.

Chuck sięgnął po kubek z kawą i upił małego łyka. Od samego początku zauważył to drobne napięcie pomiędzy swoim pacjentem, a pracownikiem. Zauważył, że coś między nimi jest. Miał tylko nadzieję, że nie jest to nic romantycznego. Mogli się lubić czy kumplować, ale głębsze uczucie wiązało się z dość dużym ryzykiem. Mężczyzna doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ponieważ raz już popełnił ten błąd. Nie mógł tego powtórzyć. 

— No dobrze — mruknął po dłuższej chwili. — Chciałbym z tobą porozmawiać o niektórych wydarzeniach. Zaczniemy od pierwszej nocy, którą spędziłeś w domu Castiela.

— Wiem do czego zmierzasz. — Przerwał mu Dean. — Ta sól, wiem co zrobiłem. To było głupie. Myliłem się, tu nie ma niczego złego. — Ponieważ mama Castiela nie jest zła. Utknęła tu, a on obiecał jej pomóc i słowa dotrzyma. Jednak tego, nie mógł powiedzieć na głos.

— Cieszę się, że to rozumiesz — mruknął Chuck, wpisując coś w papierach, które wcześniej rozłożył sobie na stole. — A co z obrazem, który wisi w pokoju, w którym śpisz? Bardzo ci zależało na pozbyciu się go.

Tym razem nawet Castiel spojrzał na niego z pewnego rodzaju ciekawością. Tyle się działo, że nie zwrócił uwagi na niektóre zmiany w zachowaniu Deana. A przecież Winchester już więcej nie wspominał o niepokojącym go obrazie. 

— To, sam nie wiem. Jest dziwny, ale chyba się przyzwyczaiłem. — Wzruszył ramionami, nie do końca pewien po co w ogóle do tego wracać. Skoro było dobrze, to po jakiego wałkować temat.

Chuck wziął kolejnego łyka kawy. 

— Skoro tak to porozmawiajmy o twoim ojcu. — Dean jak tylko to usłyszał automatycznie się spiął. Wiedział, że ta rozmowa się odbędzie, ale nie myślał, że teraz. Miał nadzieję, że będzie to w tym samym czasie co przesłuchanie. Bo przecież nie tak miało być? Kiedy ten plan uległ zmianie? 

Chuck utkwił w nim swoje stalowe spojrzenie. 

— Z tego co wiem, to spotkanie było czystym przypadkiem.

— Nie kurwa, zaplanowałem je. Jestem wróżką i telepatycznie się z nim porozmawiam, nawet teraz — warknął Winchester.

— Nie twierdzę, że o tym wiedziałeś. Mówię tylko to, co wiem, nie musisz się denerwować. — Chuck doskonale wiedział jak nerwowy potrafi być Dean. Podczas ich sesji spotkał się ze wszystkimi emocjonalnymi wybuchami chłopaka. Znaczy prawie wszystkimi, ponieważ ten nigdy przy nim nie płakał. Najczęściej krzyczał, czasem wpadał w panikę, śmiał się, ale nie płakał.

Dom ZbłonkańcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz