Rozdział XXII

314 35 16
                                    

Wciąż siedzieli na podłodze. Castiel wolno głaskał Deana po plecach. Oddech chłopaka jakiś czas temu wrócił do normy. Winchester pozwolił sobie nawet na zamknięcie oczu i oparcie czoła o klatkę piersiową bruneta. Nie miał już siły udawać, że jest silny. W dodatku nie miał już dla kogo udawać, po tym jak oddzielili go od Sama, czuł się jakby ktoś wyrwał siłą część jego ciała.

— Cas — szepnął ledwie słyszalnie.

Brunet przestał gładzić jego plecy, odsunął się delikatnie i spojrzał prosto w te zielone oczy. Oczy, które były jak lustro, tylko w nich można było dostrzec prawdziwego Deana Winchestera. Chłopak uniósł kącik ust i dodał. — Jestem zmęczony.

Castiel domyślał się jak Dean musiał się czuć, w ośrodku był świadkiem kilku ataków paniki Winchestera i zawsze wyglądały one tak samo. Stało się to utartym schematem, według, którego działali wszyscy opiekunowie. Uspokajali go, czekali i pozwalali odpocząć. Czasem pomagały w tym odpowiednie środki medyczne, a innym razem nie były potrzebne. Teraz jednak Castiel niestety nie zdawał sobie sprawy, że Deanowi chodzi całkiem inny rodzaj zmęczenia. — Chcesz się zdrzemnąć? Jeśli chcesz pościelę Ci w moim pokoju.

Winchester w odpowiedzi jedynie pokręcił głową. — Nie chcę spać.

— Jesteś pewien?

— Tak.

— A możemy chociaż wstać z podłogi? — zapytał, czując jak jego prawa noga z każdą chwilą drętwieje coraz bardziej.

— Ugh, jasne, przepraszam. — Dean zerwał się na nogi jak poparzony i zmieszany potarł kark lewą ręką.

— To może pooglądamy telewizję? Zamówię pizzę, co ty na to? — zaproponował, także wstając. Jak obudził się rano, pierwszym, co przyszło mu do głowy był spacer, ale teraz nie wyobrażał sobie ciągać Winchestera po dworze.

— Okay.



*** 

Castiel na początku tego roku wykupił Netflixa, co okazało się być dobrym posunięciem, ponieważ w oczekiwaniu na pizzę, zadecydowali, że obejrzą jakiś serial. W połowie pierwszego odcinka przyjechał dostawca, więc kiedy brunet poszedł ją odebrać, Dean przygotował dwa talerze i zgarnął jakiś sok, który znalazł w lodówce. Kiedy Castiel wszedł do salonu, poczuł w sobie, coś w rodzaju dumy. To, że Dean przygotował te kilka rzeczy oznaczało, że pomału zaczynał się zaaklimatyzowywać. I tak w sumie zleciało im całe popołudnie.

Było miło, aż do momentu, w którym Dean poczuł na swoich ramionach nieprzyjemny chłód. Oderwał wzrok od telewizora i rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Castiel zdawał się niczego nie zauważyć, ponieważ wciąż z zafascynowaniem przyglądał się akcji, rozgrywającej się na ekranie telewizora.

Nie zwracaj na to uwagi. — Powiedział sobie w myślach.

Potrząsnął głową i starał się wrócić do oglądania, chociaż raz chciał się poczuć jak normalny nastolatek. Tylko tego jednego wieczoru, czy to było aż tak wiele? Najwyraźniej tak, zimno znów przeszło przez jego ciało, wywołując niekontrolowany dreszcz. — Daj mi spokój. — Warknął pod nosem. 

Castiel słysząc jakiś szmer po swojej prawej stronie, zapytał. — Coś nie tak?

— Nie, wszystko gra. — Odpowiedział Dean i jak gdyby nigdy nic wrócił do oglądania. Castiel zmarszczył brwi, ale także odwrócił głowę, jednak co jakiś czas spoglądał na Winchestera.

Dean próbował ignorować zimno, które co jakiś czas smagało jego ramiona, kark lub odsłonięte kostki. Kręcił się, pocierał ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka, ale to coś nadal nie dawało mu spokoju. Castiel w końcu nie mogąc dłużej udawać, że tego nie widzi, sięgnął po koc znajdujący się na oparciu kanapy. — Czemu się nie przykryjesz jak Ci zimno? — zapytał, a następnie, opatulił chłopaka szarym puchatym kocem.  

— Koc był za tobą, nie chciałem ci przeszkadzać. —mruknął, zagryzając górną wargę. Kurwa, pierwszy raz w życiu z własnej woli, chciał być normalny, ale wszystko musiało mu to utrudniać. Chciał tylko spróbować, bo może jak uda mu się teraz, to i uda się później, może wtedy pozwolą mu chociaż na chwilę zobaczyć Sammy'ego. Castiel ma to zaśmiał się pod nosem i już miał coś powiedzieć, kiedy nagle okno za nimi zamknęło się z trzaskiem.

—Cholera no. Była taka ładna pogoda. — Wstał z kanapy i podszedł do okna. Otworzył je i wychylił głowę. — Ale duszno, pewnie zaraz zacznie grzmieć. — spojrzał w niebo, na którym pomału zaczynały się gromadzić ciemne chmury. — To chyba będzie na tyle z naszego oglądania. — Powiedział zamykając okno i zasłaniając je roletą.

Wciąż siedzący na kanapie Dean, myśląc o burzy i szalejących po niebie piorunach, naciągnął na siebie bardziej koc. — Nie lubię burzy.

— Ja też nie, ale na to się zapowiada. — Oczywiście jak na zawołanie coś huknęło, a zaledwie sekundę później niebo rozświetlił blask pioruna. — Dean, wyłączysz telewizor z kontaktu? Ja w tym czasie poszukam jakiś świec, znając życie zaraz zabiorą prąd.

Brunet szybkim krokiem pomaszerował do swojego pokoju, Dean za to niechętnie wstał z kanapy i nadal owinięty kocem, który ciągnął za sobą po podłodze, podszedł do telewizora. Uklęknął przy szafce i odszukał wzrokiem kontaktu, do którego podłączony był przedłużacz. Winchester chwycił za wtyczkę i wyciągnął ją jednym mocnym szarpnięciem. Po tym wstał i patrzył jak Castiel rozstawia świeczki w bezpiecznym miejscach. Znów po całym domu rozniósł się okropny dźwięk. Dean skulił się, nie mogąc zrobić ani jednego kroku. — Uspokój się Winchester, to tylko burza.

Dobra, to wszystkie świeczki jakie znalazłem. — Mruknął Castiel, opadając na kanapę.

Dean ocknął się, popatrzył po pokoju a później na Castiela. — Myślisz, że długo to będzie trwało?

— Mam nadzieję, że nie. Czemu tak stoisz?

— Co? A nie wiem. — Wzruszył ramionami i poszedł w stronę kanapy. Podciągnął koc, żeby się nie o niego nie potknąć, ale wtedy znów huknęło. Dean jak spłoszone zwierzę cofnął się o krok. Skrawek koca wypadł mu ze zdrowej ręki, doprowadzając do tego, czego chłopak starał się uniknąć. Tracąc równowagę przechylił się i upadł prosto na siedzącego Castiela.

— Auć. — Syknął.

— Gdzie się uderzyłeś? — Castiel poczuł jak Dean upadając uderza w jego ramię. — Mam nadzieję, że nie w głowę, bo tylko tego nam jeszcze brakuje.

— Nie, w nos, ale chyba jest okay. — Dean uświadomiwszy sobie, że wciąż znajduje się na kolanach bruneta, chciał się podnieść.

— Pokaż, nie leci Ci krew. — Castiel chwycił za koc, którym owinięty był Dean, by go zatrzymać.

— Serio jest w porządku. Balthazar, wtedy uderzył mnie mocniej. — Na dowód swoich słów, obrócił głowę w kierunku bruneta. Castiel zmarszczył brwi i wytężył wzrok. W pół mroku nie widział dokładnie, a od tej strony głowa Winchestera zasłaniała mu światło dawane przez świecę.

— Czekaj. Inaczej. — Castiel przesunął się trochę, a zdezorientowany Dean chwycił go za kark.

— Co ty wyprawiasz? — Chciał zapytać, ale i tym razem szalejąca za oknem burzała dała o sobie znać, całkowicie go zagłuszając. Winchester zacisnął oczy i wstrzymał oddech. Pierdolona burza. Castiel za to, zbliżył swoją twarz do tej Deana i przejechał palcem po jego nosie. 

— Rzeczywiście wygląda dobrze. — Dean otworzył oczy, a wtedy Castiel w nie spojrzał. Siedzieli w bezruchu przez dłuższą chwilę. Winchester w końcu poddał się pierwszy i zjechał spojrzeniem na usta Castiela. Mężczyzna uśmiechnął się i opuścił rękę na przykryte kocem udo Deana.

— Jeden normalny wieczór. — Powiedział tym razem na głos Dean.



;)

Dom ZbłonkańcówWhere stories live. Discover now