Rozdział XLV

255 27 301
                                    

Hallo, witam serdecznie!

Rozdział niesprawdzony, ponieważ ledwie, co się wyrobiłam. Mam nadzieję, że nie będzie zbyt dużo błędów. Oczywiście jak tylko dostanę sprawdzoną wersję to i tutaj się ona ukarze. A teraz bez zbędnego przedłużania, życzę wam miłego czytania.

— Co? Jak to, nie jesteśmy tutaj sami? — Dean już sam nie wiedział, czy Castiel w tym momencie brzmiał bardziej na zdenerwowanego, zirytowanego czy może zwyczajnie tym wszystkim zmęczonego. 

— Posłuchaj — westchnął.— Chyba przyszła pora, żebym ci to wszystko wyjaśnił. Proszę tylko, żebyś dał mi powiedzieć wszystko i nie przerywał... 

Castiel zmarszczył brwi i nic nie mówiąc, dał Winchesterowi znak ręką, by ten kontynuował. Dean wiedział, że teraz musi wyłożyć wszystkie karty na stół, nie było odwrotu. Wszystko to, co miało stać się dalej, zależało tylko od reakcji bruneta. 

— Odkąd zamieszkałem z tobą wiele się zmieniło, jeśli chodzi o to, co dzieje się w mojej głowie. Te wszystkie głosy, które słyszałem w szpitalu, zniknęły. — Przetarł spocone dłonie o spodenki. — I pomimo tego, jak zachowywałem się przez pierwsze dni, czułem, że jest inaczej. Zacząłem nawet myśleć, że może rzeczywiście jestem chory i wszyscy mieli, co do mnie rację. Tyle, że później pojawiła się ona. — Przerwał na moment, aby wziąć głęboki wdech, to było trudniejsze, niż mógł sobie wyobrazić. — Na samym początku nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się dzieję, gdy próbowała się ze mną skontaktować. Nie wiem, czy pamiętasz noc tuż po akcji z Johnem. — Nie mógł dłużej w odniesieniu do mężczyzny używać słowa „tata" lub „ojciec". — Znalazłeś mnie wtedy w kuchni to była chwila. Zaledwie chwilę wcześniej widziałem ją, rozmawiałem z nią. Powiedziała mi czego potrzebuje, żeby móc odejść w spokoju. Obiecałem pomóc. 

— Czekaj, o kim ty do cholery mówisz, Dean? — Castiel nie był pewien czy na tym koniec, naprawdę nie chciał chłopakowi przerywać. Miał w głowie jednak kilkanaście pytań na raz, ponieważ wciąż nie wiele z tego rozumiał. — Ona to jakaś nadnaturalna istota? 

— Tak... — odpowiedział nie pewnie. — Jest duchem, utknęła tutaj. A to nie jest dobre dla duchów, ponieważ z czasem tracą nad sobą kontrolę. Zatracają się, są wściekłe, bo nikt ich nie zauważa, nie jest w stanie im pomóc. W końcu wypełnia je chęć zemsty i mogą stać się naprawdę niebezpieczne. 

Brunet z uwagą przysłuchiwał się słowom Winchestera. Wątpił, aby chłopak był w stanie wymyślić coś takiego na poczekaniu. Jego wiedza na ten temat wydawała się całkiem spora, jednak musiał pamiętać o przeszłości Deana. Ojciec blondyna mógł nauczyć go tego wszystkiego, powiedzieć mu rzeczy, których ten ściśle się trzymał. Brzmiało to wiarygodnie, ale niezbyt realnie, a zwłaszcza dla Castiela, który nigdy nie wierzył w tego typu rzeczy. Mężczyzna zawsze powtarzał, że uwierzy w coś dopiero w momencie, gdy zobaczyłam to na własne oczy. 

Dean widząc wyraz twarzy niebieskookiego domyślał się, że ten jest niezbyt przekonany, co do jego słów. Dlatego postanowił opowiedzieć mu także o spotkaniu z czarnoskórą kobietą. Mogło to polepszyć lub pogorszyć sytuację, ale miał dość kłamstw. Chęć wyrzucenia z siebie wszystkich myśli, które do tej pory trzymał w sobie była zbyt silna. 

— Jest jeszcze coś — westchnął i spojrzał w stronę okna przez, które w oddali można było dostrzec zarys lasu. — Po naszej kłótni. Wtedy, gdy uciekłem. Nie wiedziałem, co robię ani gdzie biegnę, ale koniec końców trafiłem do lasu. — Wzrok Castiela także powędrował w kierunku lasu. Oczywiście, że pamiętał ten dzień i na myśl o nim, wciąż przyspieszyło mu serce. Nigdy nie zapomni tego, jak bardzo bał się o Winchestera, a tym bardziej nie będzie w stanie wybaczyć sobie tego jak idiotycznie się zachował. — Spotkałem tam kobietę, myślę, że nie był to przypadek. Ona wiedziała, kim jestem i co potrafię. 

Dom ZbłonkańcówWhere stories live. Discover now