54. Naga prawda

1.9K 83 254
                                    

- Sectumsempra! – jeden okrzyk przetaczał się potężnym echem w jej głowie. Cyntia słyszała swój własny, ciężki i nierówny oddech. Krew szumiała jej w uszach razem z drażniącym piszczeniem. Zielonooka czarownica wręcz słyszała szybkie bicie swojego własnego serca. Płuca zapominały, jak się prawidłowo oddycha, a wnętrzności ściskał gruby węzeł przerażenia i odrętwienia. Drżącą dłonią dotknęła swojej srebrnej sukni, która pokryła się szkarłatnymi plamami lepkiej i jeszcze ciepłej posoki. Krew rozmazała jej się po palcach, kapiąc na podłogę wprost w kałużę karmazynowej cieczy u jej stóp. Blondwłosa kobieta zbladła jeszcze bardziej niż chwilę wcześniej, o ile to możliwe, gdy hektolitry krwi lały się na podłogę, zalewając ciemnobrązowe, drewniane deski. Cyntia była odrętwiała z przerażenia. Przed jej oczami zaczęły wirować ciemne mroczki, jak małe ćmy. Blondwłosa kobieta zaczęła słyszeć głosy, ale było one, jak w oddali i odbijały się echem w jej umyśle, który teraz przypominał pustą salę bez okien i drzwi. Jej usta drżały w niemym krzyku przerażenia. Cyntia zamarła, gdy usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi.


⋇⋆✦⋆⋇ 


Dzień wcześniej. 30 grudzień 1991.

⋇⋆✦⋆⋇ 

     Lily siedziała w salonie, nucąc pod nosem jakąś piosenkę, bez celu przeglądając Proroka Codziennego. Nie miała nic specjalnego do roboty. Dzieciaki jeszcze nie wróciły do zamku, a ze swoimi obowiązkami uporała się już wcześniej, więc miała wieczór wolny. Sylwestrowe spotkanie w Dworze Malfoy'ów miało się odbyć jutro, więc czas na stresowanie jeszcze miała. W zasadzie nie denerwowała się tak bardzo, jak za pierwszym razem. Już raz ich spotkała na spotkaniu towarzyskim i zdawało się to będzie wyglądać na takim sam zlot tradycjonalistów czystej krwi o uwielbieniu do ideałów szalonej ideologii Czarnego Pana. Nie było się czego bać. Musiała jedynie wytrzymać dyskusje o tradycjach ich elitarnego światka i nędzne porywy Avery'ego bez żadnego „mordobicia”, bo to raczej kiepsko by wyglądało i wcale nie pomogło. Jakoś da radę. Poza tym, ma swojego prywatnego „ochroniarza”, który w razie czego zainterweniuje. Lily nie wątpiła, że Severus byłby zdolny przekląć któregoś ze Śmierciożerców, gdyby zaszła taka potrzeba, jednak nie zamierzała tego testować. To była ostateczność.

     Lily leniwym gestem przerzuciła kolejną stronę gazety. W czarodziejskim szmatławcu jak zwykle nie było nic specjalnie ciekawego. Wykazy giełdowe, nowinki w świecie czarodziejskich nowości, relacje ze sportowych wydarzeń oraz zachwyty na nową miotłą Nimbusem 2000 i kąśliwy artykuł Rity Skeeter na temat działalności pewnych mniejszych biznesów na ulicy Pokątnej. Magiczna ulica zmieniała się niepowstrzymanie. Pojawiały się nowe biznesy, a inni zwijali swoje interesy, gdy byli wypierani z branży przez kolejne, nowe sklepy lub gdy groziło im bankructwo. Świat show — biznesu był w ciągłym ruchu. Każdy, kto nie miał wystarczająco środków lub determinacji oraz sprytu nie miał w tym biznesie szans.

     Chociaż Lily nigdy nie była specjalnie zaciekawiona jakimikolwiek interesami, to jako nastolatka lubiła zwiedzać nowości na ulicy Pokątnej lub w Hogsmade. Pamiętała, jak wyciągała Severusa na takie wycieczki, który bardzo niechętnie się godził pod warunkiem zajrzenia do apteki w celu poznania nowinek w świecie mikstur. Już w tamtych czasach Severus nie pasował do Miodowego Królestwa, jak czarna owca pośród białych, a co do dopiero teraz. Lily nawet teraz... A raczej tym bardziej teraz nie wyobrażała sobie go tam zobaczyć. Ponury Mistrz Eliksirów nie pasował do otoczenia kolorowych słodkości. Obrazek był wręcz absurdalny, co sprawiło, że Lily zachichotała w myślach.

- Wykazy giełdowe są takie zabawne? – Lily podniosła głowę, słysząc cichy głos za sobą. Spojrzała w górę, zauważając Severusa stojącego ponad jej ramieniem z uniesioną brwią i krzywą imitacją uśmieszku.

𝐖𝐈Ę𝐂𝐄𝐉 𝐍𝐈Ż 𝓹𝓸𝓭𝓹𝓲𝓼Where stories live. Discover now