36. Łania

973 68 25
                                    

     Rudowłosa kobieta chodziła po pokoju, nucąc kołyskankę, usypiając małego chłopca o zielonych oczach i czarnym mopem włosów na główce. Dziecko na początku nie chciało spać. Zamiast tego gaworząc, ciekawie rozglądało się dookoła. Mały Harry gruchał po swojemu, klaskając rączkami i okazyjnie chichocząc. Lily uśmiechała się delikatnie do chłopca. Zajmowanie się Harry'm było najlepszą rzeczą, która ją spotkała w obecnej sytuacji, w jaką się wpakowała. Lubiła dzieci i nie przeszkadzało jej, że chłopiec nie jest jej dzieckiem, tylko jej "męża" i najlepszej, a raczej pseudo przyjaciółki, którzy ją w to wrobili.

     Była naiwna, ufając tak łatwo Potterowi. Znała przecież Jamesa od blisko dekady. Wiedziała, jakim było okrutnym łobuzem w Hogwarcie, ale sądziła, że z wiekiem z tego wyrósł. Nie spodziewała się, że tak podle wykorzysta jej rozpacz po kłótni z byłym przyjacielem. Lily przyznawała, że na początku czuła się cudownie zauroczona, a jej rozpacz stopniowo łagodniała, mimo że rana na jej sercu nadal istniała i pozostanie głęboką blizną na zawsze. Jednak gdy po ślubie dowiedziała się o całym spisku, poczuła się oszukana i zdradzona po raz kolejny. Czar nagle prysł i pozostawił po sobie gorzki smak konsekwencji.

     Mały Harry już dawno zamknął oczka i zasnął głęboko, więc Lily włożyła śpiące dziecko do łóżeczka. Jemu nie potrzeba było wiele, by smacznie spać. Lily zazdrościła chłopcu tej beztroski i niewinności. Nie musiał przejmować się niczym. Wszystko, co potrzebował miał w zasięgu swoich małych rączek. Tymczasem Lily miała o co się zamartwiać. Razem z Jamesem musieli się ukryć w Dolinie Godrica z powodu przepowiedni, która dotyczyła "Chłopca urodzonego pod koniec lipca". Rudowłosa czarownica obawiała się każdego nawet najmniejszego szmeru w cichym domu. Całymi dniami żyła w strachu. Nigdy nie chciała takiego życia. Marzyła, by wyjść za mąż z miłości, mieć kochającą rodzinę, a tymczasem zauroczenie doprowadziło ją do upadku w sam środek sieci kłamstw.

     Lily odeszła od łóżeczka, podchodząc do okna, przez które wyjrzała. Ulica zionęła pustką. Nie było na niej nawet jednego przechodnia. Mimo że dziś było Halloween, nie widziała dzieci chodzących po domach, prosząc o słodycze. Atmosfera tego wieczoru była dziwnie ponura i uroczysta. W powietrzu wisiało napięcie, którego Lily nie mogła znieść. Jakaś jej cząstka, którą próbowała ucieszyć, czuła, że coś się dziś wydarzy. Kobieta założyła kosmyk kasztanowo rudych włosów za ucho i odwróciła wzrok od okna, spoglądając na złotą obrączkę, która stała się symbolem jej niewoli. Miała ochotę zdjąć ją z palca i rzucić o ścianę, wyobrażając sobie głuchy łoskot jej upadku. Ale nie mogła się wyrwać z tej sieci, bo cienkie nici kłamstw ją mocno trzymały.

     Nagle rozległ się trzask aportacji, który wybudził ją z zamysłu. Lily spojrzała za okno i zobaczyła skrawek czyjejś peleryny znikającej pod dachem ganku. Zaraz potem nastąpił głośny huk drzwi wylatujących z zawiasów. Lily omal nie spadła z parapetu. To na pewno nie James. On nie wyważałby drzwi. Zielonooka czarownica czuła, jak jej serce zaczyna bić szaleńczo ze strachu, a krew w jej żyłach zamarza. Oby się myliła, a to tylko głupi żart Jamesa, który jak okaże się prawdą, to go za niego zabije.

     Lily wybiegła z pokoju. Ostrożnie wyjrzała za balustradę i zobaczyła zakapturzoną postać. Jej serce zamarło ze strachu. Zielone oczy spotkały się z rażącą złowieszczością i mordem czerwienią. Czuła ból, gdy jej płuca ścisnęły się w strachu, odbierając oddech. Odwróciła wzrok, szybko odbiegając od balustrady do najbliższego pokoju, którym okazała się sypialnia Harry'ego. Rzuciła okiem na łóżeczko, gdzie chłopiec spał spokojnie, nie wiedząc, co się wokół niego dzieje. Lily panicznie rozglądała się za różdżką, której jedna tu nie było. Kobieta zaklęła pod nosem, trzęsącymi się rękami przekręcając klucz w zamku i łudząc się nadzieją, że to ją uratuje.

𝐖𝐈Ę𝐂𝐄𝐉 𝐍𝐈Ż 𝓹𝓸𝓭𝓹𝓲𝓼Where stories live. Discover now