Prolog

3.6K 108 71
                                    

Severus Snape aportował się przed domem Potterów w Dolinie Godrica. Górne piętra budynku były w kompletnej rozsypce. Severus czuł, jak przenikliwy chłód przenika jego ciało, a strach wykradał się z najciemniejszych zakamarków jego duszy. Z szalenie bijącym sercem wszedł do domu. Gdy tylko przekroczył próg domu, zobaczył kawałki szkła i inne porozrzucane przedmioty. Ostrożnie przemknął obok nich. Pod butami słyszał skrzypienie potrzaskanego szkła. Mężczyzna ze strachem wszedł po schodach na piętro, uważając na zniszczoną balustradę. W korytarzu, na podłodze leżały, zrzucone ze ścian ramki ze zdjęciami, przewrócona lampa z na przemian mrugającą żarówką.

Severus zatrzymał się, biorąc głęboki wdech, bojąc się, co zobaczy w pokoju. Gdy tylko przeszedł przez próg, musiał oprzeć się o framugę. Żal ścisnął serce. Ból wykrzywił twarz. Łzy beznadziei i straty spłynęły po bladych policzkach, ale on tego nie zauważył.

Lily... Ona... Leżała na ziemi... Martwa... Jej piękne, szmaragdowe oczy, niegdyś przepełnione życiem i radością, teraz lśniły pustką. Twarz pozbawiona pięknego, szczęśliwego uśmiechu, przypominała wyrazem sen. A jej skóra wyglądała jak porcelana.

Severus przeszedł kilka kroków, a potem nogi odmówiły mu posłuszeństwa i upadł na kolana przy ciele Lily pozbawionym życia. Łzy bólu popłynęły z hebanowych oczu. Drżącą dłonią odgarnął kosmyk kasztanowo rudych włosów z jej twarzy. Zrozpaczony czarodziej przycisnął ciało ukochanej do piersi, szlochając nad stratą. Siedział tak na obsypanej szkłem i gruzem, podłodze tuląc martwą jedyną kobietę, jaką kiedykolwiek kochał, zawodząc jak zranione zwierzę, nad raną swej duszy. Severus czuł, jakby ktoś wyrwał mu serce. Ze śmiercią Lily umarła jakaś część jego. W głowie odbijało się echem jedno pytanie.

Dlaczego?

Dlaczego umarła?

Czym zawiniła?

Czy to jest kara od losu za jego grzechy?

Dlaczego Lily?

Severus nie znał odpowiedzi. Dlaczego to nie Potter leżał teraz na jej miejscu bez życia? Merlin wie, że miał wiele na sumieniu. Ale zamiast nie to po jego piękną, niewinną Lily przyszedł Anioł Śmierci.

Nie wiedział, ile tak siedział i trzymał martwe ciało ukochanej w ramionach, wylewając żal, ból i smutek, jakie rozrywały jego serce i duszę na kawałki, jak stalowe szpony. Momentami nawet wydawało mu się, że czuł coś jakby bicie jej serca, ale wiedział, że to nie możliwe, że umysł, pełen nadziei, płata mu figle. Miał wrażenie, że minęły godziny, ale nie liczył czasu.

Jego uwagę przyciągnął ciche kwilenie dochodzące od strony łóżeczka. Severus ostrożne i delikatnie ułożył ciało Lily, gładząc czule jej policzek dłonią. Zrozpaczony mężczyzna wstał z ziemi. Drżącym krokiem podszedł do łóżeczka, w którym małe dziecko z blizną w kształcie błyskawicy cichutko zawodziło. Mały chłopiec. Harry Potter. Dziecko przypominało wyglądem ojca, ale pod burzą włosów lśniły zapłakane oczy. Oczy Lily. Czarodziej czuł na sobie spojrzenie tych zielonych oczu, pełnych łez. Chłopiec był jeszcze taki mały, a już spotkało go tyle złego. Severus zbyt zrozpaczony, odwrócił wzrok od dziecka, nie zauważając zmieniającego się szmaragdu w niebiesko szary kolor. Severus po raz kolejny uklęknął przy ciele ukochanej, przykładając dłoń do jeszcze delikatnie ciepłego policzka. Kilka łez spadło na twarz nieruchomej kobiety. Mężczyzna powoli pochylił się nad ciałem i złożył delikatny, ale czuły pocałunek na wargach ukochanej.

- Zawsze, najdroższa Lily. - rozdzierający, ochrypły szept przeciął uroczystą ciszę. Severus chwiejnie podniósł się na nogi.

Nagle doszedł do jego uszu jakiś dziwny dźwięk. Potem wszystko ucichło i ktoś ciężkim krokiem wszedł do domu. Severus ostatni raz spojrzał na ciało swojej ukochanej i deportował się, pozostawiając dziecko zawodzące w łóżeczku i leżącą nieruchomo kobietę. Nie widział delikatnego drgnięcia palców prawej dłoni, powolnego opadnięcia powiek, ani płytkiego, niezauważalnego oddechu, a także delikatnego bicia serca rudowłosej czarownicy. Czynności wręcz niezauważonych, przez prawie niewidoczność czyniących ją dla wszystkich martwą, a jednak nadal żywą.

Kilka minut po zniknięciu rozbitego, czarnowłosego czarodzieja. Do pokoju na piętrze weszła para czarowników. Kobieta i mężczyzna. Czarownica, o odcieniu włosów w kolorze ciemnego blondu, zasłoniła usta ręką, gdy zobaczyła nieruchome ciało rudowłosej Gryfonki leżące na podłodze. Zignorowała je jednak, słysząc płacz dziecka w łóżeczku. Kobieta przebiegła przez pokój, natychmiast biorąc na ręce małego chłopczyka i przytulając go do siebie. Dziecko instynktownie wtuliło się w ciepłe ciało tulące je do siebie, przestając zawodzić.

- Ciii... Już dobrze, Harry... Mamusia tu jest... - mówiła cicho kobieta uspokajającym głosem do chłopca imieniem Harry. Brązowowłosy mężczyzna w okrągłych okularach podszedł do czarownicy i dziecka z troską w oczach. Mijając ciało leżące na podłodze tylko jednym spojrzeniem.

- Mary, Harry'emu nic nie jest? - zapytał zmartwionym głosem. Kobieta zwana Mary, pokręciła z ulgą głową, odganiając łzy. Pogłaskała chłopca po główce.

- Nie, na szczęście nic mu nie jest. Poza tą paskudną raną na czole w kształcie błyskawicy. Nasz synek jest cały i zdrowy. - odparła z ulgą blondynka. - A co z nią, James? - Czarownica wskazała na nieruchomą kobietę na podłodze. Mężczyzna o imieniu James, pokręcił głową z roztargnieniem.

- Pewnie nie żyje. - powiedział, głosem obojętnym, jakby w ogóle się tym nie przejął. W dalszym ciągu ze zmartwieniem patrzył na syna.

- Proszę, sprawdź. Chcę mieć pewność. - nalegała Mary, wskazując głową ciało na ziemi. James tylko westchnął i niechętnie odsunął się od Mary i Harry'ego. Mężczyzna przyklęknął przy leżącej kobiecie i dotknął dwoma palcami jej szyi, sprawdzając puls.

- Nie żyje. - powiedział po chwili. Mary patrzyła na byłą przyjaciółkę, a w jej oczach odbijał się tylko cień smutku.

- Przynajmniej nasza tajemnica jest bezpieczna. - stwierdziła cicho, dalej patrząc na nieruchome ciało Lily Evans.

- Tak. - potwierdził James, wstając. Nagle Mary dostrzegła prawie niewidoczne drgnięcie palców jej prawej dłoni.

- James, spójrz! - zawołała cicho, wskazując jej dłoń. - Mogłam przysiąc, że się poruszyła! - James, który widział ten ruch w ułamku sekundy, po raz kolejny klęknął przy leżącej czarownicy, po raz drugi sprawdzając jej puls, tym razem na nadgarstku, z większą dokładnością. James z wielkim zdziwieniem wyczuł bardzo słaby, wręcz niewyczuwalny puls.

- Żyje. Mary, ona żyje! - zawołał zdziwiony James. Nie powinna żyć. Wszystko wskazywało na klątwę zabijającą, a tego zaklęcia nikt nie jest w stanie przeżyć. Nikt nie jest w stanie, a jednak ona jakimś cudem je przeżyła. - Musimy ją stąd zabrać.- powiedział cicho James, podnosząc różdżkę. Transmutował pluszowego misia leżącego nie daleko w dokładną kopię ciała Lily, natomiast prawdziwą kobietę podniósł z podłogi. Mary zmarszczyła brwi.

- Co chcesz zrobić? - James pokręcił głową.

- Nikt nie może się dowiedzieć, co tu zaszło. - podszedł do Mary. - Ani, że Evans żyje.

- Gdzie ją chcesz zabrać? - James chwilę się zastanowił, zanim wpadł mu do głowy pewien pomysł.

- Do ukrytego domku na północy Anglii. Tam nasz sekret będzie bezpieczny.

- A co jak się obudzi?

- Wtedy będzie się myśleć. - powiedział James. - Wracajmy. - dwoje czarowników deportowało się ze zdemolowanego budynku, pozostawiając fałszywe ciało Lily, jako świadectwo dla świata czarodziejów, że Lord Voldemort nie żyje, zabijając matkę, chroniącą syna.

⋇⋆✦⋆⋇ 

Następny rozdział: "1. Skandal!"

𝐖𝐈Ę𝐂𝐄𝐉 𝐍𝐈Ż 𝓹𝓸𝓭𝓹𝓲𝓼Where stories live. Discover now