47. Zazdrość?

1.2K 78 146
                                    

     Cyntia cicho weszła do kwater i oparła się o drzwi. Odetchnęła z ulgą, gdy tajemnicze uczucie śledzenia zniknęło. Nie lubiła go. Zawsze towarzyszył mu lęk, uczucie niewygody i zmieszania. Ale przede wszystkim strach. Nie wiedziała, kto ją śledził, ale zdecydowanie jej się to nie podobało. To musiał być ktoś z zamku, bo nie miała innego wytłumaczenia. Przecież nikt spoza zamku nie mógłby się tu dostać tak po prostu. Hogwart jest zabezpieczony przed intruzami.

     Czując się już bezpieczniej zamknięta w kwaterach w lochach, blondwłosa kobieta powoli odeszła od drzwi. Salon był pusty, ale pod drzwiami pracowni paliło się światło, co powiedziało Cyntii, gdzie się podziewa jej fikcyjny mąż. Postanowiła jednak mu nie przeszkadzać. Wiedziała, że tego nie lubił. Zamiast tego wezwała pusty wazon i prostym zaklęciem napełniła go wodą, a następnie włożyła do niego kwiaty, stawiając na stole. Popatrzyła na nie chwilę, a po chwili lekko zmarszczyła nos. Nawet długie patrzenie nie sprawiło, że je bardziej polubiła. Ale postanowił wybaczyć to Severusowi. Mógł nie pamiętać.

     Cyntia zwróciła uwagę na biblioteczkę Severusa, pełną książek. Może tu znajdzie cię coś, co wyjaśniłoby jej te tajemnicze ataki?

     Bez zwłoki czarownica podeszła do regału, zaczynając przeklądać tytuły, ale po chwili zwątpiła. To nie miało sensu. Nawet nie wiedziała, czego ma szukać. Mogła to być jakaś magiczna choroba, ale Cyntia stwierdziła, że ataki bywały zbyt nieprzewidywalne i kapryśne. Może jakaś klątwa? Może James przeklął ją czymś więcej?

     Potrząsnęła glową, a jej blond włosy zafalowały w rytm jej ruchów. Kobieta usiadła, patrząc w ogień. Musiała usiąść i pomyśleć, co je łączy. Musiały być jakieś punkty łączeniowe, które spajałyby wszystko w całość i dały jej całokształt tego, co się z nią dzieje. Cyntia stwierdziła, że to niepokojące, ale często bywało, że uzdrowiciele leczyli innych, ale swoich chorób nie widzieli. Ale ona była inna. Chciała poznać przyczynę tych ataków. Nie chciała przed wcześnie umrzeć z powodu jakieś ukrytej choroby. Miała jeszcze wiele lat przed sobą. To...

- Już jesteś... - Cyntia podskoczyła, gdy nagle usłyszała głos Severusa, który jak zwykle niemal bezszelestnie się pojawił. Bywało to zaletą, ale czasem było denerwujące. - Przepraszam. Nie chciałem cię wystraszyć, Lily. - powiedział z lekką skruchą w głosie.

- Nie szkodzi, Severusie. - odparła, machając ręką, ale starała się uspokoić skaczące serce. Kiedyś zawału przez niego dostanie. - Po prostu nie skradaj się tak.

- Nawyk. - powiedział przepraszająco. - Jak było dziś w pracy? - zapytał neutralnie, siadając w fotelu naprzeciwko. Brwi Lily podjechały do góry. Po raz pierwszy Severus pytał ją o tak prozaiczną rzecz
Nigdy raczej tego nie robił. Było to zaskakujące, ale i nawet miłe, że okazał zainteresowanie.

- Normalnie. Czterech pacjentów z przeziębieniem, złamana ręka, palec, skręcona kostka i kilka efektów złośliwych czarów. - wyliczyła na palcach. Tak z reguły wyglądał jej normalny dzień pracy. Rzadko zdarzało się coś nadzwyczajnego.

- Czyli nic interesującego. - podsumował Mistrz Eliksirów, bezgłośnie bębniąc palcami w oparcie fotela.

- Zgadza się. - przytaknęła. - Wypuściłam dziś rano Pannę Granger.

- Widziałem, bo była na moich lekcjach. Z jej dłońmi już wszystko w porządku?

- Tak. Jedynie mogą być jeszcze uwrażliwone przez jakiś czas. Musi na nie uważać. - powiedziała, na moment wpadając w tryb uzdrowiciela. Severus skinął glową. - A jaki minął twój dzień? - z jakiegoś powodu mężczyzna wyglądał na lekko zaskoczonego jej rewanżem. Szybko jednak ukrył zaskoczenie.

𝐖𝐈Ę𝐂𝐄𝐉 𝐍𝐈Ż 𝓹𝓸𝓭𝓹𝓲𝓼Where stories live. Discover now