25. "Spróbować zawsze można, prawda?"

1K 68 14
                                    

- Powinniśmy poinformować dyrektora. - powiedział Severus, gdy wyszli z lasu.

- Masz rację, Sev'rusie. - zgodził się Hagrid, energicznie kiwając głową. - Pan psor Dumbledore winien był wiedzieć, cholibka. Może powinienem mu co powiedzieć wcześniej?

- Więc może chodźmy od razu do gabinetu dyrektora? - zaproponowała Cyntia. Severus wolno skinął głową.

- Masz słuszność, Cy-ntio! - Hagrid od razu się zgodził. Severus zamknął usta, nie odzywając się ani słowem. Nie to, że lekceważył martwe jednorożce, ale fakt, że ktoś chce ukraść kamień filozoficzny. był według niego ważniejszy. Zachował to jednak dla siebie.

- Więc chodźmy. - powiedział neutralnie. Grupa trójki osób poszła szybkim krokiem w stronę zamku. Słyszał, jak Cyntia rozmawiała o czymś z Hagridem, ale on ich nie słuchał. Był pogrążony we własnych myślach.

     Czarny Pan niewątpliwie robił wszystko, by móc powrócić. Nie... Severus nie był głupi. Wiedział, że Quirell ma coś wspólnego w interesie z Sam-Wiesz-Kim. Od początku kręcił się blisko trzeciego piętra i zadawał niby niewinne, ale jednak z nim związane pytania. Mistrz Eliksirów wiedział, jak bardzo musiał być przy nim ostrożny.

     Gdyby w jakiś sposób Czarny Pan dostał w swoje ręce Kamień Filozoficzny i na nowo by powrócił, znów nastałyby mroczne, niespokojne czasy, które pamiętał podczas Pierwszej Wojny. Ludzie bali się wychodzić z domów, popierający światło skrywali się w podziemiach w strachu. Wśród mugoli szerzyły się tajemnicze zniknięcia.

     Severus do tej pory pamiętał siłę, z jaką płonął jego Mroczny Znak podczas wezwań. Nigdy nie zapomniał siły klątwy Cruciatus Czarnego Pana oraz wymiaru cierpienia, jakie potrafiły zadać jego tortury. Liczne blizny, nie tylko z dzieciństwa, zrobiło jego ciało jak tatuaże, których nigdy nie chciał mieć, a musiał z nimi żyć. Znał pochodzenie każdej z nich. Nigdy nie zapomniał. Pamiętał, jak wiele razy błagał w myślach o śmierć, czując niewyobrażalne cierpienie, jakie rozrywało jego ciało. Mimowolnie zadrżał na tamte wspomnienia.

     Wtedy nie raz pragnął śmieci, ale teraz wiedział, że nie może oddać się temu pragnieniu. Zerknął krótko na kobietę idącą obok niego. Cyntia była całkowicie pogrążona w rozmowie z Hagridem i nie zauważyła jego ukradkowego spojrzenia. Mimo że wyglądała inaczej, ale on nadal widział w niej tę samą kobietę, w której się zakochał. Ciągle była Lilią Evans. Widział to w jej charakterze, gestach, temperamencie, a przede wszystkim w zielonych jak szmaragdy oczach. Mogła oszukiwać innych, ale nie jego. Nawet gdyby nie został zaangażowany w ten plan i tak by wiedział, że to ona. Te oczy, które prześladowały go w snach, rozpoznałby wszędzie.

     Dla niej przysięgał walczyć dla jasnej strony na jej mogile. A teraz ona była tuż obok niego. Tak blisko i jednocześnie daleko, podczas gdy on obiecał być dla niej zawsze.

     Teraz wiedział, że nie może umrzeć. Nie może dać się zabić Czarnemu Panu ani nikomu innemu. Musiał ją chronić, a tylko będąc blisko, mógł to robić. Nawet jeśli ona go nienawidziła. Nawet jeśli...

- W-w-witajcie! - wybudził się z zamyślenia, gdy usłyszał trzeci głos. Czuł, jak Cyntia automatycznie łapie go za ramię.

- Dobry wieczór, panie psorze. - przywitał się Hagrid z nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. - Co u pana?

- D-d-dobrze. Dz-dz-dziekuje. - odpowiedział Quirell, jak zwykle się jąkając. - C-co r-robicie t-t-tutaj o-o tej p-p-porze? - zapytał z ciekawością w głosie.

- Spacerujemy, nie widać? - zapytał jedwabiście czarnowłosy mężczyzna, mierząc kolegę po fachu zimnym wzrokiem. - Dużo ciekawsze jest, co ty tu robisz, Quirell. - zauważył gładko. - Z tego, co wiem, Minerwa ma dziś patrol.

𝐖𝐈Ę𝐂𝐄𝐉 𝐍𝐈Ż 𝓹𝓸𝓭𝓹𝓲𝓼Kde žijí příběhy. Začni objevovat