53. Zwierciadło Ain Eingarp

1K 74 127
                                    

- Dobranoc, Poppy. - Cyntia pożegnała się z Madame Pomfrey, po dniu pełnym pracy, który był lżejszy niż wcześniej. Studenci wyjechali wczoraj do swoich domów pozostawiając zamek opustoszały. Tylko kilku uczniów pozostało w zamku na ferie grudniowe, więc Hogwart i tak był względnie pusty, jakby nie liczyć pozostałych członków personelu i rezydentujących duchów. Wreszcie trochę świętego spokoju i odpoczynku od pomysłowości dzieciaków.

- Dobranoc, Cyntio... Dlaczego nie skorzystasz z kominka? - zawołała za nią Poppy. Cyntia zatrzymała blisko, odwracając do starszej uzdrowicielki.

- Przespaceruję się. - odparła zielonooka kobieta. Gdy Poppy uniosła brew, szybko dodała: - Severus ma dziś patrol. Dołączę do niego po drodze. - na twarz pielęgniarki wpłynął zrozumiały uśmiech.

- Rozumiem, rozumiem. Korzystajcie póki zamek pusty. - zachichotała starsza kobieta, a Pani Snape tylko przewróciła oczami. Widać, że głodnemu chleb na myśli.

Cyntia zostawiła chichoczącą pielęgniarkę, której widocznie doskwierała samotność oraz uroki menopauzy i wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Korytarz był opustoszały. Niektóre portrety już spały, a nieliczne jeszcze plotkowały. Blondwłosa kobieta objęła się delikatnie ramionami, przez chłód korytarza. Nie mogła się doczekać, gdy znajdzie się w przytulnych i ciepłych kwaterach, gdzie zrobi sobie gorącą kąpiel, a potem zamelinuje się w swoim łóżku, zakrywając kołdrą po sam nos.

Echo jej kroków delikatnie pobrzmiewało w ciszy, gdy szła spokojnie w kierunku lochów. Zamek wydawał się taki pusty. Dokładnie jak wtedy w czasie wakacji. Lecz jednak było inaczej. Wtedy nie miała ani chęci, ani ochoty cieszyć się tą wolnością. Teraz było inaczej. Powróciły wspomnienia z czasów pierwszej wojny, jak wszyscy cieszyli się nawet najmniejszymi rzeczami. Korzystali z każdej wolności, nawet jeśli było to zaledwie kilka godzin.

Lily zwolniła nieco kroku, patrząc na swoje własne odbicie w mijanych oknach. Zatrzymała się powoli przy ostatnim z nich. Za oknem prószył śnieg, a z okiennic zwisały sople, jak lodowe szpile różnych długości. Hogwart zawsze był piękny, nawet zimą. Do tej pory miała w pamięci, jak jako mała dziewczynka po raz pierwszy przekroczyła próg tego zamku, mając jedenaście lat. Pamiętała uczucie zachwytu i jak oddech zamarł jej w piersiach, kiedy zobaczyła majestatyczny zamek majaczący w oddali, a nad nim rozciągnięty grafitowy nieboskłon pełen lśniących gwiazd. Potężna, starożytna budowla rozświetlona tysiącem świateł. Czuła się wtedy, tak jakby trafiła do zupełnie innego świata mi niż ten, który znała i w którym żyła. Nawet opowieści Severusa nie umywały się do tego, co zobaczyła.

No właśnie. Severus.

Severus od zawsze był zagadką i często ukrywał, co czuł. Już jako dziecko bywał powściągliwy bardziej niż inne dzieci w jego wieku, ale to właśnie ta tajemniczość przyciągnęła Lily. Ciekawiło ją, co ukrywało się pod czupryną czarnych włosów, dlatego zaprzyjaźniła się z nim wbrew opinii Petunii.

Myśli Lily po raz pierwszy pobiegły ku starszej siostrze. Gdy były małe, obie panny Evans dogadywały się bardzo dobrze. Jak to rodzeństwo, miały swoje małe spięcia, ale zwykle po nie długim czasie wszystko wracało do normy, mimo nie raz paskudnego charakteru Petunii. Aż do czasu, gdy Lily dowiedziała się, że jest czarownicą. Wtedy zazdrość Petunii o młodszą siostrę osiągnęła apogeum. Zawiściła Lily jej magicznego dziedzictwa i nie potrafiła sobie poradzić z tym uczuciem, co sprawiło, że ich siostrzana więź została zerwana, pozostawiając tylko więzy krwi. Lily zawsze w jakiś sposób czuła się temu winna, chociaż to nie była jej wina. Gdyby nie była czarownicą, to nie byłoby problemu. Z drugiej strony nie miała na to wpływu.

𝐖𝐈Ę𝐂𝐄𝐉 𝐍𝐈Ż 𝓹𝓸𝓭𝓹𝓲𝓼Where stories live. Discover now