24. Podarunek wdzięczności.

854 63 20
                                    

     Cyntia po raz kolejny rozejrzała się ukradkiem po korytarzu, zanim weszła do kwater, które zamieszkiwała od kilku miesięcy. Westchnęła z ulgą, gdy zamknęła drzwi i nieprzyjemne uczucie obserwacji. Kobieta oparła się o ścianę obok wejścia. Czuła się, jakby wariowała. Ten stale śledzący ją wzrok, doprowadzał ją powoli do szaleństwa. Mogła nazwać to już paranoją, ale zaczynała obawiać się każdego, nawet najmniejszego szmeru, gdy szła sama pustymi korytarzami. To dziwne uczucie zaczęło rodzić w niej strach. Dlatego starała się nie chodzić samej po zamku, zwłaszcza wieczorami lub wczesnym rankiem. Wiedziała, że powinna o tym komuś powiedzieć, najlepiej Severusowi, ale jakoś coś ją przed tym powstrzymywało.

"Jesteś kompletną idiotką, Cyntio." - zganiła siebie w myślach. - "Zwariujesz przez swoje własne wymysły i upór." - odepchnęła się od ściany, z zamiarem pójścia do swojej sypialni. Była trochę zmęczona po całym dniu pracy, a także przez koszmary, które dręczyły ją od jakiegoś czasu. Sądziła, że to jej kara za przechytrzenie śmierci.

     Przechodząc obok drzwi z laboratorium, ukradkiem spojrzała na nie, zauważając pod nimi smugę światła. A więc Severus znów zaszył się w laboratorium. Skrzywiła się lekko.

"Czyli nadal jest na mnie zły." - pomyślała, zanim przewróciła oczami, zakładając kosmyk platynowych włosów za ucho. - "A zawsze twierdził, że to ja jestem obrażalska. Właśnie widzę, kto..." - pisnęła z zaskoczenia, gdy nagle drzwi prowadzące do jego gabinetu się otworzyły i się z nimi zderzyła. Ale guz na czole to było nic, w porównaniu do szalejącego serca.

- Nic ci nie jest? - zapytał Severus od razu ze zmartwieniem, delikatnie przytrzymując ją za ramię. Bał się, że przypadkiem coś jej zrobił, otwierając drzwi.

     Cyntia pokręciła przecząco głową, uspakajając szalejące serce.

- Na Merlina, nie rób tego więcej. - wydyszała, biorąc głęboki wdech. Wystraszyła się jego nagłego pojawienia się jak nigdy wcześniej. Myślała przez chwilę, że jej serce z piersi wyskoczy albo dostanie zawału przez niego, a wtedy będzie mieć ją na sumieniu.

- Nie wiedziałem, że akurat teraz tutaj przechodzisz. - zmarszczył lekko brwi w zmieszaniu i małym poczuciu winy. - Na pewno wszystko w porządku? - zapytał cicho, nie puszczając jej ramienia.

- Tak. - dotknęła delikatnie dłonią czoła. Zasyczała cicho, krzywiąc się, gdy dotknęła palcami bolącego miejsca.

- Akurat. - prychnął. - Pokaż. - zbliżył się jeszcze trochę i delikatnie odsunął jej dłoń. Cyntia mimowolnie zadrżała, gdy poczuła jego dotyk. Dlaczego tak na nią działał?

     Syknęła cicho, gdy opuszkiem palca dotknął guza. Zaraz zabrał rękę, by przenieść ją na jej łokieć.

- Chodź. - mruknął, lekko ciągnąc ją w stronę laboratorium. Posłusznie poszła z nim, pozwalając się zaprowadzić do środka. Severus wezwał stołek z kąta laboratorium i posadził ją na nim. Sam udał się do jednej z szafek. Przez chwilę przekładał fiolki, aż w końcu znalazł odpowiednią. Zamknął szafkę i wrócił do Cyntii, która spokojnie siedziała na stołku, obserwując każdy jego ruch. - Podnieś głowę. - poprosił cicho. Cyntia bez sprzeciwu wykonała jego polecenie, unikając jednak jego wzroku. Nie miała jednak zbyt dużego wyboru obrazu, bo zasłaniał jej większość pola widzenia, więc zamknęła oczy. Zawsze mogła patrzeć na twarz Severusa lub guziki na jego szacie, ale uznała swoje powieki za bardziej interesujące niż klatka piersiowa mężczyzny, która swoją drogą nie była tak koścista, jak sądziła. Nigdy nie była go tak blisko, by móc się mu przyjrzeć tak dokładnie. Nadal przed oczami miała delikatny zarys mięśni, które dostrzegła przez szatę, będąc tak blisko. Zarumieniła się lekko, gdy sobie o tym pomyślała.

"Naprawdę nie masz o czym myśleć?"- zadrwiła sama z siebie. - " Jesteś niepoważna! To twój przyjaciel... Były przyjaciel... Który tylko udaje twojego męża, a nie jest nim... Znaczy jest, ale tylko na papierze... Tak naprawdę... Do cholery, ZAMKNIJ SIĘ!" - Cyntia stwierdziła, że nie myślenie jest w tej sytuacji najlepszym pomysłem. Zamiast tego skupiła się na smukłych, chłodnych palcach, które delikatnie dotykały jej czoła. Przez chwilę czuła twardy koniec jego różdżki przy skroni i słyszała jego melodyjny głos recytujący inkantację, a ból i obrzęk powoli zniknęły. Gdy koniec różdżki zniknął, zastąpiły go gładkie palce, delikatnie rozsmasowywujące zimną maść. Mimowolnie zadrżała, czując nagły chłód. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyła.

- Gotowe. - powiedział cicho, gdy skończył. Cyntia otworzyła oczy. Rzeczywiście tak było. Po guzie nie było ani śladu. Jedynie pozostał mały ból głowy. Mistrz Eliksirów podał jej fiolkę z eliksirem przeciwbólowym. Bez słowa wzięła odkorkowaną fiolkę z jego dłoni i wypiła zawartość. Ból natychmiast zniknął, jak ręką odjął.

- Dziękuję. - podziękowała cicho. Severus tylko skinął głową, odsyłając pustą fiolkę do zlewu i biorąc do ręki płaszcz. - Idziesz gdzieś? - zapytała ciekawie, widząc, jak zakłada pelerynę.

- Na błonia. - odpowiedział krótko. Cyntia nagle wstała.

- Idę z tobą! - oświadczyła bez większego zastanowienia i wybiegła z laboratorium, zanim zdążył się odezwać. Severus otworzył usta, ale zamknął je z cichym kliknięciem, gdy Cyntia zniknęła za drzwiami. Był lekko zaskoczony jej decyzją. Przecież gdy zapytał ją za pierwszym razem to na niego nawraczała i uznała to za jakiś podstęp, a teraz?

     Potrząsnął głową w niezrozumieniu. Prawdopodobnie nigdy nie zrozumie kobiet. Zgasił świecę w laboratorium i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Ledwo znalazł się na korytarzu, pojawiła się na nim Cyntia, wkładająca szybko swój płaszcz.

- Idziemy? - zapytała Cyntia, ignorując jego zmieszane i podejrzliwe spojrzenie. Severus chyba pierwszy raz w życiu nie widział, co jest grane, a żaden puzzel nie pasował do jego układanki, nawet jeśli próbował go wcisnąć na siłę. Po prostu nie pasował.

     Nic nie mówiąc, skinął głową i wolnym krokiem poszedł do wyjścia z ich kwater. Słyszał ciche kroki za nim, świadczące o tym, że Cyntia podąża jego krokiem.

     Gdy byli na korytarzu Cyntia od razu wsunęła rękę pod jego ramię, nie zważywszy na jego zagadkowe spojrzenie. Bardziej zastanawiało ją, gdzie podział się wiecznie śledzący ją wzrok. Czyżby pojawiał się tylko wtedy, gdy była sama?

    Spięła się lekko, słysząc mały hałas i od razu spojrzała w tamtą stronę. Uspokoiła się nieco, gdy zobaczyła cień przebiegającego pod murem gryzonia.

- To tylko szczur. - powiedział cicho, idący obok niej mężczyzna, widząc jej reakcję.

- Wiem. - odpowiedziała. - Ale i tak ich nie lubię. Niektóre bywają zdradliwe.

- To prawda. - zawarczał cicho, myśląc o Peterze Pettegriew, przez którego zdradę, jego droga Lily zasnęła snem dziesięcioletnim. Jaka szkoda, że parszywy szczur gnije w Azkabanie, bo chętnie nakarmiłby nim Acromantule Hagrida.

     Cyntia zerknęła krótko na czarnowłosego czarodzieja, słysząc jego warczenie. Od razu wiedziała, że Severus nie cierpi Glizdogona. I czuła, że to nie tylko ze względu na jego przynależność do Huncwotów. Cyntia miała wrażenie, że kryje się za tym coś jeszcze.

     Idąc przez lochy, mijali kolejne pochodnie, które łagodnie oświetlały korytarz ciepłym światłem. Po drodze nie spotkali nikogo, ale to nie było dziwne, bo było już dawno po ciszy nocnej. Portrety także były pogrążone we śnie, więc nawet nie zwracały uwagi na przechodzącą parę. Przez całą drogę Cyntia ani na chwilę nie puściła ramienia Severusa. Jak na początku czuła się przez to niezręcznie, ale teraz po tych kilku miesiącach się do tego przyzwyczaiła, a uczucie niewygody zniknęło.

     Gdy wyszli z lochów na korytarzu, zrobiło się jaśniej przez jasne, zimne światło księżyca i gwiazd, wpadające przez wysokie okna do środka. W ciszy korytarza cichym echem odbijały się ich kroki. Oboje milczeli. Wydawało się, jakby bali się naruszyć uroczysty bezgłos, w jakim tonął śpiący zamek. Chociaż dla Cyntii ta cisza była przytłaczająca.

     Jasnowłosa kobieta ucieszyła się więc, gdy wreszcie wyszli z zamku. Chłodne powietrze nocy było jak orzeźwiająca morska bryza. Mogła powoli odetchnąć od duszącej atmosfery wokół.

     Aranżowane małżeństwo powoli przeszło przez brukowany dziedziniec, aż dotarli na błonia oświetlone światłem księżyca i gwiazd. Szli obok siebie w wygodnej ciszy. Cyntia zerknęła krótko na Severusa. Znała ten wyraz twarzy doskonale. Był czymś głęboko zamyślony, może trochę zaniepokojony. Była ciekawa, nad czym się tak zastanawia. Oczywiście nie miała zamiaru szperać mu głowie. Była po prostu ciekawa.

     Cyntia spojrzała w górę na tysiące srebrnych świateł, które wydawały się takie bliskie i dalekie jednocześnie. Na tle grafitowego nieboskłonu majaczył Hogwart. Taki piękny, tajemniczy, majestatyczny i pełen sekretów.

- Nie sądziłam, że Hogwart może być piękniejszy nocą niż za dnia. - powiedziała cicho zielonooka kobieta, nie odrywając wzroku od zamku.

     Severus stał cicho obok, również patrząc na majestatyczny zamek.

- Tak, tak. - mruknął na moment, wychodząc z zamyślenia. Cyntia spojrzała się na niego zagadkowo.

- Coś cię martwi? - zapytała cicho neutralnym głosem, trzymając się swojego postanowienia, by nie warczeć na niego za każdym razem.

- Nic takiego. - odpowiedział krótko, zanim westchnął, wznawiając wędrówkę wzdłuż Hogwardzkiego jeziora. - Potter i mali przyjaciele zaczęli węszyć wokół trzeciego piętra. - powiedział cicho, uznając, że powinna o tym wiedzieć. W końcu był jednym z belfrów broniących kamienia, o czym Cyntia wiedziała. Jego złość na nią już trochę mu przeszła i był w stanie normalnie z nią rozmawiać. Przynajmniej na takie neutralne tematy.

- Nie powinni się tym zajmować. - Cyntia zmarszczyła lekko brwi. - Ani wiedzieć, co tam jest. - Severus zgodnie pokiwał głową.

- To prawda, jednak nasz Złoty Chłopiec jest takim samym ciekawskim stworzeniem jak jego przeklęty Ojciec. - wycedził sarkastycznie Mistrz Eliksirów, bez celu kopiąc kamień.

- Temu nie można zaprzeczyć. - mruknęła cicho.

- Słyszałem, jak rozmawiali o trójgłowym psie...

- Skąd wiedzą o Puszku? - zdziwiła się jasnowłosa kobieta.

- To coś ktoś nazwał? - zapytał złośliwie. Cyntia przewróciła oczami.

- Tak. Hagrid.

- Zapomniałem o jego uwielbieniu do magicznych stworów. - prychnął rozbawiony Snape.

- Nie bądź złośliwy, Severusie. - zwróciła mu lekko uwagę, chociaż to była święta prawda o Hagridzie.

- A to nie prawda? - Cyntia uśmiechnęła się lekko.

- No tak... - zgodziła się powoli. Do tej pory pamiętała, jak kiedyś Hagrid przyprowadził do Hogwartu parę Garborogów czy Wywrenę. - I to raczej skłonności do niebezpiecznych stworzeń.

- Aż dziwne, że nie stracił kiedyś palców. - mruknął Mistrz Eliksirów. Cyntia pokręciła głową rozbawiona. Ten człowiek się nie zmieni.

- Coś jeszcze wiedzą? - zapytał, wracając do poprzedniego tematu. Cieszyła się, że jeszcze nie zaczął warczeć.

- Raczej nic poza tym. - powiedział. Nie słyszał, by rozmawiali o czymś więcej niż Puszku, co dotyczyło trzeciego piętra. - Oczywiście smarkacz musiał wściubić swój nos tam, gdzie nie powinien... - wymamrotał pod nosem.

- Może trafił tam przypadkiem... - Cyntia usłyszała sarkastyczne prychnięcie, które świadczyło o wiarygodności jej pomysłu, jeśli chodziło o Pottera.

- Nie wierzę. Smarkacz jest taki sam jak ojciec. Leniwy, arogancki i czerpiący przyjemność z własnej sławy! - powiedział zimno z lodowym błyskiem w oczach.

- To tylko dziecko...

- Bronisz go? - syknął lodowato, jednocześnie będąc zirytowanym. Uwolnił ramię z jej uścisku, stając obok. - Bronisz smarkacza Pottera?

- Jesteś zaślepiony nienawiścią do Jamesa. - skwitowała kwaśno. Spojrzał na nią ostro. Zadrżała pod wpływem jego wzroku, który potrafił przeszywać jak miecz na wskroś.

- Mam powody go nienawidzić. Dobrze o tym wiesz. - jego głos był cichy i ostry, ale zdolny zamrozić wodę w jeziorze.

- Owszem. - zgodziła się, odwracając od niego wzrok. Była to prawda. Miał powody, by go nienawidzić, ale przecież walczyli po tej samej stronie! Westchnęła cicho. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią. - Ale... - Otworzyła usta, by kontynuować, ale zauważyła ponad jego ramieniem, Hagrida wychodzącego z Zakazanego Lasu. Może i półolbrzym bywał momentami... Nie domyślny, ale nie głupi. Potrafił nieraz wyczuć atmosferę sytuacji.

     Cyntia wyciągnęła rękę i odgarnęła pasemko czarnych włosów z twarzy czarnowłosego czarodzieja, które zwiał tam wieczorny wiatr. Widziała, jak Severus zmarszczył lekko brwi na jej gest.

- Hagrid do nas idzie. - powiedziała cicho w ramach wyjaśnienia, widząc jego zaskoczony lekko wyraz twarzy. Wymusiła łagodny uśmiech, gdy zobaczyła wyraz zrozumienia w jego oczach.

- Zazdroszczę ci możliwości uczenia się w tej szkole, Severusie. To miejsce jest niesamowite. - jej głos był cichy, ale pełen zachwytu, gdy mówiła o Hogwarcie, mimo że zawarte było w tej wypowiedzi małe kłamstwo.

- Może wtedy poznalibyśmy się wcześniej? - wspólnie zaczęli budować tą jakże kłamliwą rozmowę.

- Może. - zgodziła się cicho. - Może...

- Dobry wieczór, panie psorze! - przywitał się Hagrid, widząc Mistrza Eliksirów, który odwrócił się do niego, słysząc głos półolbrzyma za sobą. - I pani psorowa! - dodał, uśmiechając się szeroko na ich widok. - Jak fajno was widzieć.

- Dobry wieczór. - przywitał się Mistrz Eliksirów bardziej oficjalnie niż jego żona.

- Witaj, Hagridzie! - Cyntia uśmiechnęła się wesoło do gajowego.

- Spacerek? - uśmiechnął się Gajowy. Cyntia posłała w odpowiedzi lekki uśmiech, lekko ściskając ramię swojego fikcyjnego męża. - Tak ładnie razem wyglądacie... - Hagrid znowu zaczął się rozczulać.

- A co u ciebie, Hagridzie? - Zmieniła szybko temat, by nie słuchać po raz kolejny wzruszeń półolbrzyma na temat ich małżeństwa. Wiedziała, że Hagrid nie miał nic złego na myśli i był po prostu bardzo emocjonalny, ale źle się czuła, słysząc zachwyt nad ich udawanym małżeństwie.

- A w porząsiu, w porząsiu, Cy-ntio. - powiedział pół olbrzym. - Ni narzekam. Bodaj ostatnio ciut niespokojnie bywa w Zakazanym Lesie.

- Co masz na myśli? - zapytał ciekawie i ostrożnie Severus. Hagrid westchnął smutno.

- Właśnie przed chwilunią natrafiłem na jednorożca zakatrupionego. - wyjaśnił ze smutkiem Hagrid. W jego żukowatych oczach, które ledwie były widoczne przez gęste, krzaczaste włosy, pojawiły się wielkie łzy, które otarł wielką dłonią.

- Zabity jednorożec? - powtórzyła Cyntia ze zdziwieniem, ale i nutą smutku.

- To już drugi w tym tygodniu, cholibka. - powiedział smutno Hagrid, bardzo to przeżywając.

- Co go zabiło? - zapytał Severus, zaczynając śledztwo. To nie było normalne, że coś zabijało jednorożce.

- Ni mam pojęcia, Sev'rusie. - powiedział smutno Hagrid. - Wszyściusio wygląda pioruńsko dziwacznie. Miałem właśnie iść po psora Dumbledore'a.

- Nie ma potrzeby, kłopotać dyrektora, Hagridzie. Sam chętnie rzucę na to okiem. - zaproponował Mistrz Eliksirów. Cyntia spojrzała ciekawie na czarnowłosego mężczyznę, zaś Hagrid się rozpromienił.

- Dzięki ci, Sev'rusie! - ucieszył się Hagrid, ale posmutniał, gdy pomyślał o martwym jednorożcu.

- Wróć, proszę do zamku. - zwrócił się Cyntii, wyjątkowo miło jak na siebie. Jasnowłosa kobieta uniosła brew.

- Mnie wysyłasz do zamku, a sam masz zamiar iść do Zakazanego Lasu? - zapytała retorycznie. - Idę z wami. - postanowiła, odwracając się od zamku.

- To niebezpieczne... - Severus próbował odwieść ją od tego pomysłu. Cyntia spojrzała na niego wielkimi zielonym oczami.

- A od czego mam mojego rycerza w srebrnej zbroi? - uśmiechnęła się słodko do Mistrza Eliksirów, który był lekko skwaszony. Nie chciał jej narażać. Mimo wszystko wygiął lekko wargi.

- Jak pani sobie życzy. - powiedział szarmancko z podszytym sarkazmem, teatralnie skłaniając się. Hagrid zachichotał, słysząc ich wymianę zdań.

- Chodzim! Zaprowadzę. - Gajowy poszedł w stronę lasu. Cyntia i Severus zrobili to samo, idąc za Hagridem.

      W kompletnej ciszy weszli do Zakazanego Lasu. Cyntia od razu poczuła uroczystą i mroczną atmosferę, jaka panowała wokół. Wielkie, stare drzewa pnące się w górę, a ich korony zasłaniały niebo, nie dopuszczając ani jednej stróżki światła. Nad ziemią unosiła się mgła, dopełniając mrocznej specyfiki. Oboje wyciągnęli różdżki, by oświetlić sobie nimi drogę.

     Severus wyciągnął rękę i bez większego zastanowienia złapał Cyntię za dłoń, by nie potknęła się o wystające korzenie.

     Jasnowłosa kobieta tylko zerknęła na niego z ukosa, ale nie wyrwała ręki. Cyntia stwierdziła, że to miłe z jego strony, że nie chce, by się przewróciła. Lekko zacisnęła palce na jego dłoni, ignorując delikatne mrowienie między ich splecionymi dłońmi.

     Szli coraz głębiej w las, a im dalej się zapuszczali, tym stawało się mroczniej. Jasny blask imitowany z końca ich różdżek było jedynym źródłem światła.

- To tu, Sev'rusie. - powiedział, wskazując dużą ręką na miejsce zbrodni. Cyntia zadrżała, widząc martwe i okrwawione srebrną krwią ciało jednorożca, leżące pod drzewem. Severus puścił jej dłoń, pozostawiając ją obok Hagrida. Cyntia schowała rękę pod płaszczem, czując brak ciepła jego dłoni.

     Mistrz Eliksirów podszedł ostrożnie do jednorożca, uważnie oglądając wszystko wokół. Cyntia śledziła każdy jego ruch. Powoli klęknął obok ciała, badając wzrokiem obrażenia.

     Pani Snape rozejrzała się bacznie po otoczeniu. Nie chciała, by coś ich zaatakowało. A jeśli tak by się stało, to była gotowa zareagować.

- Cokolwiek to było, to nie zwierzę. - powiedział cicho Mistrz Eliksirów po chwili.

- Tak powiadasz, Sev'rusie?

- Widać... - Cyntia przestała słuchać. Zmrużyła oczy, dostrzegając na ziemi srebrne ślady krwi jednorożca, które znikały za zaroślami. Albo magiczny koń stamtąd przyszedł, albo to tam uciekł sprawca. Ignorując rozmawiających towarzyszy, wolnym krokiem poszła za śladami, które znikały za krzakami.

     Przeszła kilka metrów, a im bliżej była celu, tym srebrnej krwi jednorożca było więcej. Cyntia stwierdziła, że musiała się zbliżać do miejsca ataku na martwe zwierzę. Uważnie rozglądała się wokół, nie chcąc być zaatakowana. Odgłosy rozmowy jej dwóch towarzyszy stopniowo stawały się coraz cichsze, a światło różdżki Severusa coraz odleglejsze, ale nadal widoczne.

     Cyntia zmrużyła oczy, widząc jakiś jasny kształt w nie wielkiej odległości. Zielonooka kobieta podeszła bliżej i zasłoniła usta ręką. Pod drzewem leżał drugi martwy jednorożec. Widziała trochę mniej krwi niż przy poprzednim, ale jednak. I wyglądała ona na świeższą.

- Cyntia! - usłyszała wołanie stłumione odległością wołanie Mistrza Eliksirów.

- Periculum! - czerwone iskry wystrzeliły z końca jej różdżki, ujawniając jej położenie. Cyntia ostrożnie podeszła do ciała. Gdy była wystarczająco blisko, chciała kucnąć obok, ale w tej chwili jednorożec się poruszył. Cyntia cofnęła się kilka kroków zaskoczona.

     Jednorożec otworzył oczy i uniósł lekko głowę, skowycząc przy tym boleśnie. Rany na jego grzbiecie i szyi musiały być naprawdę bolesne. Cyntia czuła żal i litość do rannego zwierzęcia, które musiało ogromnie cierpieć.

     Jasnowłosa czarownica, ponownie wolno zbliżyła się do białego konia. Jednorożec patrzył na nią niewinnym i przestraszonym spojrzeniem. Nie miał nawet sił próbować uciekać czy się bronić.

     Cyntia powoli kucnęła przy rannym zwierzęciu, patrząc na niego łagodnym wzrokiem. Wyciągnęła z kieszeni szaty fiolkę, którą odkorkowała. Czuła na sobie spojrzenie jednorożca, który uważnie śledził każdy jej ruch. Zielonooka uzdrowicielka delikatnie położyła dłoń na piersi zwierzęcia, czując pod dłonią szybkie bicie jego serca. Czuła, jak klacz uspokajała się pod jej dotykiem. Polała eliksirem po ranach, które natychmiast zaczęły się zrastać. Gdy skończyła, schowała fiolkę.

     Jednorożec, czując leczenie się obrażeń i znikanie bólu poruszył się. Cyntia powoli wstała i cofnęła się kilka kroków, dając zwierzęciu miejsce. W tej chwili słyszała, jak z zarośli ktoś wychodzi. Przez chwilę czuła się dziwnie, czując znajome uczucie obserwacji. Uspokoiła się jednak, gdy kątem oka zobaczyła, że to Severus, który zatrzymał się w bezpiecznej odległości, by nie spłoszyć magicznego konia.

     Biała klacz wstała z brudnej ziemi, otrzepując grzywę. Spojrzała ciekawie, ale i z wdzięcznością na jasnowłosą czarownicę, która ją uleczyła. Jednorożec zbliżył się do Cyntii, która się nie poruszyła.

     Stojący kilka metrów dalej Severus, patrzył spokojnie, jak jednorożec do niej podchodzi. Nie sądził by chciał zrobić jej krzywdę, ale mimo to obserwował każdy ruch zwierzęcia.

     Jednorożec otarł się głową o jej ramię, zanim się wyprostował. Biały koń zamknął oczy i nagle lśniący krystalicznie róg... Odpadł! Tak sam z siebie odpadł przy nasadzie i wpadł wprost w ręce Cyntii.

     Podziękowanie.

     Severus lekko wygiął wargi, patrząc, jak jednorożec odwraca się i znika galopem w mrocznej otchłani lasu. Zignorował Hagrida, który akurat w tym momencie wyszedł z zarośli. Podszedł do jasnowłosej kobiety, która odprowadzała magicznego konia wzrokiem, zanim spojrzała na trzymany w dłoniach róg.

- Podziękował ci. - powiedział cicho, stając obok Cyntii. - Za uleczenie.

- Wiem. - odpowiedziała równie cicho, śledząc lekko opuszkiem palca fakturę rogu. Stając z boku Severus, patrzył na jej twarz, gdy z ciekawością patrzyła na otrzymany od jednorożca podarunek. Pomyślał wtedy jedno.

"Ona jest najwrażliwszą i dobrą kobietą, jaką kiedykolwiek dane mi było poznać."


⋇⋆✦⋆⋇


Następny rozdział: "25. 'Spróbować zawsze można, prawda?'"

𝐖𝐈Ę𝐂𝐄𝐉 𝐍𝐈Ż 𝓹𝓸𝓭𝓹𝓲𝓼Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin