Qui-Gon: chodź. *wstaje z podłogi* odprowadzę cię...

Plo: s-serio? *unosi błyskawicznie główkę*

Qui-Gon: tak *uśmiecha się ciepło* daj mi rękę i idziemy

Plo: *powoli wstaje i niepewnie bierze Jinna za rękę*

Qui-Gon: *rusza powoli, aby Kel Dor za nim nadążył*

Plo: *w myślach* O MOCY ON MNIE TRZYMA ZA RĘKĘ! ODDYCHAJ! ODDYCHAJ! NIE ZRÓB NIC GŁUPIEGO! TYLKO SIĘ NIE WYWAL! NIE PRZY NIM! WDECH, WYDECH

Qui-Gon: *słysząc doskonale jego myśli jedynie się uśmiecha i idzie dalej*

Jakiś czas później...

Opiekun: Plo, umyj proszę ręce!

Plo: nie! Nie ma mowy! Nie zgadzam się! *ucieka*

***

Qui-Gon: *przytula się z Tahl*

Plo: *przechodzi tamtędy i staje w miejscu, widząc to* oh... *czuje ból w serduszku*

Cin: ej Plo! Co jest? *podchodzi do niego. Widzi to samo. Jego oczy mają coś w sobie z wygłodniałej bestii* musimy się jej pozbyć!

Plo: c-co?

Mace: to co słyszałeś. *staje obok nich*

Plo: M-Mace? Co... Ale tak nie wolno!

Cin: e tam. Jesteś naszym kumplem, musimy ci pomóc!

Plo: *zdziwiony spogląda na Windu*

Mace: *wzrusza ramionami* jako jedyni mnie lubicie. Nie mam chyba wyboru

Cin: *uśmiech* i to się rozumie!

Plo: a-ale jak wy to...

Cin: ciiii *uśmiecha się diabelsko i zaciera ręce* zostaw to mnie.

Plo: n-no dobrze, n-niech wam będzie... Pozbądźmy się jej

Cin: muhahahaha *szatański śmiech*

Miesiąc później

Tahl: *wchodzi do świątynii cała ubłocona* mam dość! Ktokolwiek to robi, zginie w męczarniach!!!

Qui-Gon: *podchodzi* skarbie? Co się... Ouh

Tahl: mam tego po uszy! Robactwo w pokoju, żaby w butach, pułapki w ogrodach, wiadra zimnej wody spadające na mnie z nienacka, atak dzikich lothalskich kotów, teraz to... Mam tego dosyć Jinn! Niech ja tylko dorwę... *słyszy cichy śmiech. Wściekle spogląda w bok* A WAM CO TAK WESOŁO?!

Mace: *stoi niewzruszony. Unosi jedynie brew*

Plo: *chowa się za Mace'a*

Cin: *śmieje się głośno, leżąc na podłodze*

Tahl: czekaj... To oni! Tak to oni! Ta trójca zawsze była gdy coś mi się działo! Ja wam zaraz... *idzie do nich wściekłym krokiem*

Cin: bantha podoo! *szybko zrywa się z podłogi i chowa za Windu*

Mace: *zaciska rączki w piąstki*

Qui-Gon: Tahl! *szybko staje przed chłopcami, osłaniając ich* zostaw te biedne i niewinne dzieci w spokoju!

Tahl: *wściekła* jakie niewinne?! Nie widzisz, że oni są jacyś podejrzani?!

Qui-Gon: przestań krzyczeć, tylko ich straszysz! Znam ich, to bardzo grzeczne dzieci. Idź się umyj i ochłoń.

Tahl: *warczy* ja im tak nie odpuszczę

Qui-Gon: *łagodnie* idź... Proszę

Tahl: *przewraca oczami. Odchodzi*

Qui-Gon: *klęka przed trójcą, zmartwiony* przepraszam was za nią bardzo, Tahl bywa... Wybuchowa. Wszystko z wami w porządku?

Mace: *wzrusza ramionami* dałbym jej radę.

Qui-Gon: *śmieje się cicho* tak, tak Mace. Cin? Wszystko dobrze?

Cin: tak, jest okey! Dzięki Qui! *wychodzi zadowolony zza Mace'a*

Qui-Gon: *z leciutkim uśmiechem* nie ma za co... Plo?

Plo: *zagląda wystraszony zza Windu. Ma wyrzuty sumienia*

Qui-Gon: ojeju... *wzdycha cicho* chodź tu do mnie Plo, nie bój się...

Plo: *bardzo powoli podchodzi do Jinna, nie wiedząc czego się spodziewać. Jest jeszcze bardziej wystraszony*

Qui-Gon: *tuli delikatnie Koona* no już, już... Nie ma się czego bać, mały. Wszystko jest dobrze. Tahl ochłonie i wybiję jej z głowy pomysł, że to wasza wina. Spokojnie, będzie dobrze

Cin: *uśmiecha się, zadowolony*

Plo: *stoi, spanikowany. Wreszcie wtula się w Jinna mocno, nie chcąc go puszczać*

Qui-Gon: *śmieje się cicho* taak, już dobrze Plo. Przy mnie możesz czuć się bezpiecznie

Plo: *szcześliwy, dalej tuli się do Jinna*

Cin: *ciesząc się szczęściem przyjaciela, rzuca się na Windu i tuli go mocno*

Mace: *próbuje odkleić od siebie Dralliga* zostaw... Zostaw!

Cin: *piszczy* ja już przygotowuję mowę na ich ślub!

Qui-Gon: co? *unosi brew*

Plo: *wtula główkę w Jinna, zawstydzony*

Cin: *niewinnie* niiiiiic *chichocze cicho*

***

Qui-Gon: *chodzi po korytarzu rozmawiając z Tahl*

Plo: *podbiega do niego i ciągnie go za rękaw. Jest podekscytowany przez wizję, której doznał rano*

Qui-Gon: taak? *zerka w dół* o co chodzi, mały?

Plo:  *wesoło* kiedyś będziesz moim mężem!

Qui-Gon: emm.... *kompletne zdezorientowanie* słucham?

Tahl: *patrzy wściekle na malucha*

Plo: *zestresowany wzrokiem dziewczyny* z-znaczy... Jeden z chłopców bawi się z wężem!

Qui-Gon: c-co?! Gdzie?! Już tam biegnę! Tahl, chodź! Jeszcze skrzywdzą małego wężyka! *biegnie*

Tahl: *przewraca oczami. Spogląda na Koona* mam cię na oku, młody. *idzie za Jinnem*

Plo: ups...

Qui-Gon Jinn. Bo go za mało. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz