52 2/3

476 25 149
                                    


Hello There!

Powracam do was po długiej przerwie spowodowanej różnymi moimi sprawami. Przepraszam, że tyle musieliście tyle na niego czekać, ale na szczęście już jest :)

Mam nadzieję, że i ten shocik wam się spodoba i życzę miłego czytania :)

A no i jeszcze jedno, bardzo ważne! Lekkie słowo wstępu - dużo rzeczy tutaj będzie różnić się od ogólnie przyjętego kanonu. Czas akcji to mniej więcej drugi epizod i co chyba najważniejsze! - Dooku nie ujawnił się jako sith :)

Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie zbytnio źli za tę zmianę i mimo to będziecie się dobrze bawić. 

***

- Mistrzu... - zaczęła cicho białoskóra kobieta, wchodząc do bogato zdobionego gabinetu w Wielkim Domu Zgromadzeń na Serenno. Pomieszczenie, tak jak i cały gmach utrzymany był w jasnych, metalicznych kolorach, które przy pomocy wysokich ścian i posągów czy też popiersi ważnych osobistości tego układu ukazywały potęgę, przytłaczającą każdego, kto tylko tam wchodził.

Asajj jednakże nie czuła się ani trochę przytłoczona, przebywała w tym budynku już nie jeden raz. Zresztą... Na tej kobiecie mało co potrafiło zrobić wrażenie. W czasie swojego życia zdążyła już zjeździć galaktykę wzdłuż i wszerz, widziała wiele rzeczy, sam budynek był niczym niezwykłym dla niej, ale osoba do której zmierzała... Oj hrabia Dooku był niewątpliwie kimś przed kim Dathromirianka odczuwała ogromny respekt jak i szacunek. To jego ogromna siła niekiedy przytłaczała aż mroczną Jedi. Nigdy nie wiedziała czy sprawiała to tylko jego głęboka więź z mocą, potęga czy też jego ogromna charyzma i pewność siebie. Z całą pewnością jej mentor był kimś, przed kim prędzej czy później cała galaktyka ugnie kolana, a ona będzie przy tym. Tak... Ona będzie stać obok i patrzeć jak wszystkie planety padają im do stóp.

Nigdy nie przestała w to wątpić.

Ventress podeszła bliższej i skłoniła się z widocznym jak i prawdziwym szacunkiem przed starcem siedzącym za ozdobnym, drewnianym biurkiem. Hrabia jedynie podniósł leniwie wzrok znad trzymanego datapadu i skinął głową do swojej uczennicy, tym samym pozwalając jej mówić dalej. 

- Wszystko stało się tak jak chciałeś. Podczas walki z tymi Jedi podrzuciłam im niespodziankę, tak jak kazałeś. – rzekła, unosząc wzrok z podłogi na siedzącego w bordowym fotelu mężczyznę.

- To dobrze, moja droga. Bardzo dobrze... - odparł Dooku po chwili milczenia. Odłożył datapad na biurko, po czym przyjrzał się badawczym wzrokiem kobiecie. Jego brązowe tęczówki ani razu nie oderwały się od jej twarzy, jakby coś badały. – Mam nadzieję, że zbytnio nie pokiereszowałaś tych Jedi. – rzucił spokojnym jak zwykle głosem, w dalszym ciągu nie przerywając kontaktu wzrokowego.

To zdanie, różnie sformułowane, pojawiało się zawsze gdy tylko Ventress miała walczyć z bliźniakami Jinn. Nie rozumiała dziwnej... Troski... Jej mistrza o tych dwóch. Nie... To nie mogła być troska. Kobieta skarciła aż sama siebie za ten pomysł. Jej mistrz miałby się troszczyć o jakiś tam Jedi? Toż to absurd. Odszedł z Zakonu lata temu, przeszedł na ciemną stronę i od lat starał się osłabić rycerzy, knując to coraz kolejne intrygi z własnym mentorem. Ktoś taki nigdy w życiu nie martwiłby się losem głupich rudzielców, którzy mogli jedynie narobić im kłopotów. Jednakże... Z jakiegoś nieznanego kobiecie powodu nie było jej wolno zabić braci Jinn. A mogłaby to zrobić. Ba, to byłoby tak proste, że aż śmieszne!

Mimo to, nie mogła.

Za każdym razem gdy jej mistrz mówił jej to samo: „Nie masz prawa ich zabić". Być może byli to jacyś jego dawni wrogowie? Ale przecież gdyby tak było, sith dawno by się już z nimi rozprawił. Ta sprawa zawsze siedziała w głowie Asajj i ciekawiła ją odkąd tylko jawnie zaczęła działać u boku swojego mistrza, ale nigdy o to nie zapytała, a nawet czuła, że wręcz nie wolno jej o niczym wiedzieć oraz że zapewne nigdy się nie dowie. Zakaz zabójstwa tej dwójki w dalszym ciągu pozostawał tajemniczą sprawą hrabiego.

Qui-Gon Jinn. Bo go za mało. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz