18

660 47 30
                                    


FISH

Minęły dwa lata od pamiętnych wydarzeń na Naboo. Będąc na jednej z misji, dosyć spokojnej swoją drogą, korzystając z chwili wolnego, Obi-Wan Kenobi wyruszył na drobny spacer. Anakin na całe szczęście został w Świątyni na Coruscant, pilnowany przez Windu. Jedi miał nadzieję, że będąc pod opieką samego Mace'a, jego padawan nie zrobi żadnej głupoty, choć pewności na ten temat nie miał.  Skywalker bywał.. Niemożliwy.

Chodząc po lasach, Obi doszedł wreszcie do małego oczka wodnego, nad którym zauważył chudego, choć dosyc wysokiego jak na swój wiek chłopaka. Brunet na widok Jedi, uśmiechnął się do niego delikatnie. Nie bał się go. Wręcz przeciwnie. Wesołe iskierki w jego niebieskich tęczówkach wskazywały na to iż jest wręcz podekscytowany spotkaniem z rycerzem. W końcu niecodziennie widzi się Jedi.

Kenobi skinął do niego głową ze stoickim spokojem, podchodząc bliżej i z lekkim choć przyjaznym uśmiechem usiadł obok nieznajomego.

- Bierze coś? - zagadnął Obi-Wan, przyglądając się wędce-samoróbce, którą trzymał mocno brunet w swoich dłoniach, jakby była najcenniejszą rzeczą jaką posiadał, a Kenobi coś czuł iż tak właśnie mogło być. Obok niego stało stare, mocno zużyte, co widać było po dziurach w metalu, wiaderko. Były w nim same małe rybki.

- Biorą, ale takie maleństwa. - mruknął niebieskooki, przenosząc spojrzenie z Jedi na taflę wody. - Ale ja znam ten staw. There's always a bigger fish. - na te słowa chłopak uśmiechnął się aż lekko i uniósł wzrok na rudowłosego mistrza.

Ten wręcz.. Zdębiał. Wpatrywał się w niebieskookiego nie wierząc w to co usłyszał. Przypomniało mu się wszystko. Pamiętna misja na Naboo, jego mistrz... Jego słowa, rady, spojrzenia, uśmiechy, pochwały. Wszystkie wspomnienia związane z Qui-Gon Jinnem przechodziły teraz przez głowę rudowłosego, choć nie tego chciał. Brakowało mu jego mistrza, jego mentora, a zarazem... Ojca. Nie biologicznego co prawda, ale Obi-Wan widział w tym niezwykłym Jedi postać taty, którego naprawdę kochał, z całego swojego serca.

Kenobi postanowił odwrócić swoją uwagę od wspomnień, przez które jego oczy zaszkliły się. Tak bardzo brakowało mu jego mistrza, tak strasznie za nim tęsknił. Jego śmierć śniła mu się po nocach, nie dając organizmowi odpocząc. Płakał wręcz przez te koszmary, z dnia na dzień coraz bardziej się o to obwiniając. Bo przecież, gdyby szybciej zareagował, mogłoby do tego nie dojść...

Przetarł twarz dłonią. Skoncentruj się na chwili obecnej... Tak mawiał Jinn. Jedi wziął głęboki wdech, uspokajając się. Przeniósł wzrok na chłopaka, który wpatrywał się w niego... Ze zmartwieniem w oczach. Ugh... Po raz kolejny na myśl przyszedł mu jego mistrz. On tak czasami na niego patrzył. Znał ten wzrok, te oczy... Czuł jakby przez tego chłopaka wpatrywał się w niego Qui-Gon. Dziwne uczucie...

- Wszystko dobrze, panie Jedi? - zapytał brunet cicho, dosyć nawet niepewnie czy nieśmiało.

- Tak, tak. A więc mówisz, że zawsze jest większa ryba... - mruknął Obi-Wan, zerkając na taflę wody.

- Kiedyś usłyszałem taki tekst we śnie i się go trzymam. - odparł już z lekkim uśmiechem nieznajomy.

- We śnie? - zapytał Kenobi, przenosząc na niego jego pytający wzrok.

- Tak.

Rozmawiali jeszcze długo. Już nie na temat ryb, a ogólnie... Młody Jedi opowiadał swojemu towarzyszowi o przygodach jakie miewał, trochę o życiu w Zakonie. Chłopak z ciekawością słuchał go, czasami dopytywał o różne sprawy. Był miły i kulturalny, to już Kenobi zdąrzył zauważyć. Rozmawiali by tak dłużej, ale w pewnym momencie rozległ się krzyk. Kobiety. Obi-Wan nie rozumiał co ta krzyczy, ale jego nowo poznany kolega już tak. Wstał z miejsca.

- Wybacz, mama mnie już woła. Muszę biec... - stwierdził, patrząc na rudowłosego. Ten jedynie skinął głową, choć było mu trochę szkoda. Bardzo miło rozmawiało mu się z chłopakiem, który zdawał się być niewiele młodszy od niego. Jedi pomógł mu pozbierać swoje rzeczy, po czym pożegnali się. Zanim jednak brunet odszedł rycerz wyciągnął do niego rękę.

- Wybacz moje maniery, nie było kiedy się przedstawić. Obi-Wan Kenobi. - odparł rudzielec z lekkim uśmiechem.

Niebieskooki uścisnął jego dłoń również się uśmiechając.

- Alec Jinn. Miło mi.

Nim jednak Obi-Wan dał radę cokolwiek z siebie wyrzucić, chłopak odszedł, rzucając na odchodne "Do zobaczenia".

A Kenobi został tam wraz ze swoimi myślami i szokiem wymalowanym na twarzy, wpatrując się w oddalającą się szybkim krokiem postać.

Qui-Gon Jinn. Bo go za mało. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz