008. Nie wiesz, że jesteś wszystkim co mam?

Comincia dall'inizio
                                    

            - Jak się spało? – Spytał, wsuwając kosmyk moich włosów za ucho. 

            - Cudownie – mówiąc to umieściłam głowę między jego szyją a obojczykiem. Zapach szatyna był jak mój własny narkotyk. Bez względu na moje wcześniejsze wątpliwości w tamtej chwili byłam pewna, że nie ma na świecie nic prawdziwszego od uczucia, które nas łączyło. On był mój, a ja jego. Nasz mały świat, do którego nikt oprócz nas nie miał wstępu. 

            - To trochę zaszaleliśmy – powiedział, gdy zauważył godzinę na zegarku. Miałam cichą nadzieję, że po prostu mi się przywidziało, ale nie – kilka minut temu wybiła godzina czternasta. 

            - Mnie za to martwi fakt, że mogłabym spać dłużej – zaśmiałam się cicho. Chłopak zawtórował mi, wsuwając swoje palce w moje włosy. 

            - Niestety musimy się zbierać, maleńka – zrzedła mi mina, ale dobrowolnie odsunęłam się kilka centymetrów, wysuwając się tym samym z zaborczego uścisku chłopaka. 

            - Daj mi godzinkę – mówiąc to złożyłam na jego ustach krótki pocałunek, podnosząc się do klęku na kolanach. Już po chwili pożałowałam swojego działania, bo silne ramię chłopaka przyciągnęło mnie, a jego wargi znowu odnalazły moje. Tym razem nasz pocałunek był dłuższy i namiętniejszy. Pod koniec zabrakło mi tchu. 

            - Teraz możesz się zbierać – stwierdził Justin, uśmiechając się od ucha do ucha. Z lekko naburmuszonym wyrazem twarzy wreszcie wstałam i ruszyłam do łazienki. Chłopak na pożegnanie klepnął mnie w tyłek, a kiedy zgromiłam go wzrokiem uniósł dłonie w poddańczym geście. Wystawiłam w jego kierunku język, nie chcąc i nie potrafiąc usunąć z własnej twarzy uśmiechu. 

*             Podczas „porannego” prysznica starałam się nie skupiać na pomieszczeniach, które mijałam, by znów nie wpaść w depresyjny nastrój. Mnie i Justinowi naprawdę przyda się jeden dzień spokoju, więc nie pozwolę, by cokolwiek nam dzisiaj niespodziewanie „wyskoczyło”.

            Umyta, przebrana i umalowana wróciłam do sypialni, w której na pościelonym łóżku siedział Justin.

            - Godzina? – Spytał, podnosząc się i kierując swój wzrok na zegar. No tak, za piętnaście szesnasta. 

            - Nie narzekaj - gdy znalazł się już obok, objął mnie w tali, przyciągając do siebie. Z ogromnymi uśmiechami na twarzy wyszliśmy z domu.

            Ucieszyłam się, gdy zauważyłam czekającą na nas taksówkę, bo o transporcie całkowicie zapomniałam. Justin najwyraźniej pamiętał o wszystkim. Radośnie przywitaliśmy się z kierowcą, którym był bardzo miły, starszy pan. 

            - Miło się na was patrzy. Aż mi się czasy młodości przypomniały – zaśmiał się głębokim basem, gdy znaleźliśmy się na fotelach.

            - Więc gdzie teraz? – Spytałam.

            - Do ciebie należy wybór, chociaż jeśli mogę ci coś podsunąć to… Głodny jestem – jego uśmiech tym razem był przepraszający, a rozczulona zachowaniem chłopaka znów musnęłam jego usta. 

            - Wiem, gdzie serwują albo przynajmniej serwowali świetne hamburgery – stwierdziłam i podałam adres taksówkarzowi. 

You part of me.Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora