76. |Pudełkowa Przygoda - Rozwinięcie Część 1/3

104 7 5
                                    

Narysowałam Candy'ego krzyczącego z żalu..

Ilość słów - 11 tysięcy.

~ Per Lily ~

Pod wieczór byliśmy już w okolicach cyrku. Byłam delikatnie przygnębiona faktem, że zmarnowaliśmy cały dzień, ale czas i tak się cofnie. Także w zasadzie nie robi mi to różnicy, ale chciałabym dowiedzieć się więcej o naszych gościach, bo to mi się przyda, gdy wrócimy do swojej rzeczywistości.

Candy trzymał mnie czule za rękę, gadając o czymś z Karoliną oraz Cane. Zack szedł przodem, mając ręce w kieszeniach. Można było wręcz poczuć od niego nieskończoną złość. Westchnęłam, ale wtedy zauważyłam w oddali nasz kolorowy cyrk, co mnie nawet cieszyło. Nie będę spać w namiocie, ale moje nikłe szczęście nie trwało długo, bo cyrk był otoczony przez żołnierzy.

Ukucnęliśmy wszyscy w jednym rzędzie w krzakach, aby nie mogli nas zauważyć.

- Stańmy się niewidzialni. – Szepnął Candy. Prawie natychmiast to się stało z wyjątkiem Zacka, który tylko rozglądał się, szukając nas wzrokiem.

- Ja nie mogę, tylko na trzydzieści sekund. – Warknął. Coraz to bardziej poirytowana, a ja w pełni to rozumiałam. – Kim oni są?

- Żołnierze Juana, naszego wroga. – Zaczął Candy. – Jedyne co wiemy, to to, że pragnął nas złapać, uwięzić do końca naszych dni, albo jakimś cudem zabić.

- Jak sobie z nimi radzicie? – Tym razem zapytała Karolina. Na jej słowa spuściłam wzrok, bo nie lubiłam, gdy to się dzieje.

- Zabijając ich. – Szepnęłam cicho. Byłam zła, bo znowu muszą to zrobić, aby nas nie skrzywdzili. Oni jedynie czego pragnął to naszej śmierci, a ja tak bardzo tego nie chce. Jednak żyjemy w jeden wielkiej wojnie, także trzeba zamknąć oczy i chronić swoim bliskich.

- Zajmę się tym. Sam. – Mruknął Zack wychodząc z krzaków, chciałam go zatrzymać, aby nie walczył w pojedynkę z oddziałem, ale było za późno. Miałam już wstać, aby nie wiem... Pomóc, czy zrobić coś, cokolwiek, ale Candy mocno chwycił mnie za rękę, tak, że nie zmieniłam swojego położenia. Zaczęłam się szarpać.

- Jak chce się bawić to proszę, poczekamy, aż będzie nas błagać o pomoc. – Rzekł dość wrednym tonem, nie spuszczając z jego wzroku. Byłam jednocześnie przerażona, smutna, jak i zła z jego słów. Odpuściłam. To naprawdę niewiarygodne, jak on szczerze nienawidzisz swojej ludzkiej wersji. Jednak nie mogłam w tej chwili myśleć o tej nienawidzi, spojrzałam na Zacka. Mając nadzieję, że nie stanie mu się żadna krzywda.

Stanął na przeciwko żołnierzy, a w chwili, gdy oni zaczęli wyjmować broń, aby wbić w niego tysiące pocisków z trucizną. On stał, tylko na nich patrząc, jakby tylko czekał. To tak jakby w rękach trzymał czerwoną płachtę na byka. Schowałam twarz w dłoniach.
Nie chciałam na to patrzeć, ale ciekawość wygrała, obserwowałam to zza moich palców. Oni go rozszarpią... Nie, nie. Spokojnie.

- To ten Genyr!

- Na niego! Szybko!

- Zanim zacznie walczyć!

- Mamy szansę!

Krzyczeli żołnierze między sobą. Biegli w jego stronę niczym rozłoszczone byki, to było straszne. Candy już miał zamiast zakryć mi twarz, aby tego nie wiedzieć, ale nasze twarze okryły niebieski blask. Blask z ogromnych płomieni, które przykryły praktycznie cały oddział. A to wszystko wydobywało się z płuc Zacka. Otworzyłam szeroko oczy i usta.

- Ma kurwa rozmach, skurwysyn. – Skomentowała Karolina, wstając z ziemi i obserwując to co widzi. Cały pokaz trwał dość długo. Na oko jakieś pięć minut. Martwiłam się, czy chłopakowi starczy powietrza, ponieważ widziałam jak z czasem jego skóra zaczyna przybierać sinego odcienia. Po tym wszystkim upadł na kolana, biorąc łapczywie powietrze, ale po tym prawie natychmiast zemdlał.

Taki Cyrk (w trakcie poprawienia lor)Where stories live. Discover now