74.|Akcja Walizka, Powrót na występ, Poznanie Bena wspaniałego i Żegnaj Off

Start from the beginning
                                    

- Wiem tylko tyle, że nazywa się Lawrence. Wiesz, znalazłam w grobie mojej mamy naszyjnik z jego imieniem. Poczekaj pokaże Ci...! - Na te słowa on zbladł, a w oczach mu pociemniało. Zdezorientowana jego zachowaniem zaczęłam szukać biżuterii, lecz nie była tam gdzie ją schowałam. Przeszukałam całą torbę i po kolei wyjmowałam z niej rzeczy, ale nic to nie dało. - Zgubiłam ją... - Mruknęłam załamana, a potem schowałam twarz w dłoniach. Boże, jak mogło do tego dość? Gdzie ją zgubiłam? A może to Daria mi grzebała w rzeczach, jeszcze przez podróżą?

- Naprawdę mi przykro, ale nie ma sensu przejmować się rzeczami martwymi. Przynajmniej pamiętasz, jak się nazywał. A to może Ci pomóc w jego odnalezieniu. - Mówił pocieszająco, ale i tak było mi dosyć przykro z zaistniałeś sytuacji. Jednak nie ma sensu teraz rozpaczać, jego imię zostanie w mojej pamięci i odnajdę go... Mam taką nadzieję.

- Dobra, dobra. Cóż, masz jakieś pomysły dotyczące naszych ojców? - Zapytałam zmieniając temat.

- Wiesz... - Wyszczerzył swoje ząbki, a ja patrzyłam na niego, czekając aż wydusi z siebie jakikolwiek słowa. - Mam takie dziwne przeczucie, że mój ojciec z Lawrencem się przyjaźnili.

- Hmm... - Mruknęłam. - Może oni byli chłopakami naszych matek przed zaginięciem. Kurde, muszę dostać się kiedyś do tych akt, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Wkurza mnie to, że nie pozwalają mi przejrzeć szczegółów dotyczących tej grupy! - Uniosłam się, a wtedy przed naszym stolikiem pojawił się kelner z rachunkiem. - Em, dzięki. - Wzięłam od niego kartkę, a chłopak zniknął tak szybko jak się pojawił. Zaczęłam czytać, a na widok kwoty zrobiło mi się gorąco. - Kas...?

- Hmm?

- Co to za kulki, które wcinasz?

- Kawior. Jest pyszny, a wcale nie smakuje jak kawa! Wiesz?

- To jest cholernie drogie ty... Ty... - Zgniotłam papierek, a potem wyłożyłam na stół prawie całą kasę, którą dał mi Ethan. - Wychodzimy!

~*~

- Co teraz...?

- Nie wiem, mam przy sobie tylko piętnaście funtów! Wiesz co mogę z tym zrobić? Nic. Po prostu nic. Nie kupimy biletu i nie dostaniemy się do jadowitych!

- Czysto teoretycznie, nawet gdybyśmy mieli te pieniądze, to i tak nie moglibyśmy jechać... Jesteśmy niepełnoletni...

- Cichaj! - Warknęłam. Chodziłam w kółko starając się coś sensownego wymyśleć, lecz nic sensownego i racjonalnego nie przychodzili mi do głowy. Nie wiem, powinnam zrobić to samo co z Harrym i stać się niewidzialna, by dostać się na pokład? Nie... Moja moc nie wytrzyma kilku godzin, ona ledwo daje rade działać dziesięć minut. Może wejść tam, gdzie są bagaże...? Ale jeśli będą robić prześwietlenie, to będzie widać Kasa. Chyba, że jednak zrobimy to połączenie mocy... Potrzebujemy tylko dużej walizki...

- Masz już coś...? - Zapytał, a ja go pociągnęłam w stronę sklepów. - Czyli tego nie zepsułem?

- Zamknij się. Masz jakieś moce?

- Twoje zdanie nie ma sensu...

- Tak samo jak moja egzystencja, a teraz odpowiadaj!

- Ostatnio odkryłem... Że umiem się przenosić w różne miejsca...

- Cudownie...

- Ale kompletnie nie wiem, jak to włączyć...

- Aha.

~*~

Wybieraliśmy idealne walizki, w którym moglibyśmy wejść, aby przeniosło nas na pokład. Nie było to oczywiście łatwe, ponieważ ja mam metr osiemdziesiąt, a on jeszcze więcej. Dodatkowo nasz budżet nie był jakiś wybitny. Cóż, wystarczy, że on się do niego zmieści, ja będę po prostu obok, razem z moją mocą przenikania oraz może niewidzialności. Ogółem ostatnio odkryłam, że jeśli jestem w jakimś przedmiocie, na przykład ścianie, to nie mogę wyłączyć tej mocy. Dopiero jak wyjdę, to mogę ją wyłączyć. Oczywiście ma to swoje konsekwencje i jestem po takim sensie wyczerpana, ale i tak jest to przydatne. Oraz bezpieczniejsze.

Taki Cyrk (w trakcie poprawienia lor)Where stories live. Discover now