— Się robi. — Po chwili dwa parujące kubki stały na stole. Brunet usiadł na przeciwko niej i pociągnął dużego łyka napoju bogów. — No dobra, teraz jestem cię wysłuchać.

— A no tak jasne. — Także wzięła łyka po czym zaczęła od samego początku. — Wczoraj była dość silna burza. — Mówiąc to spojrzała na Deana, który ze skupieniem wbijał jajka na patelnię. Castiel przeniósł na niego wzrok, chrząkąc. Winchester jednak nie zwrócił na nich uwagi, zbyt zajęty przygotowaniem śniadania. — Tak, Chuck pisał do wszystkich rodziców. Niektórzy pacjenci źle reagują na burze. Wszyscy odpisali dzisiaj rano, oprócz ciebie. Musieliśmy się upewnić, że wszystko gra. — Castiel zastanawiał się czy Winchester serio nie zwracał na nich uwagi, czy po prostu udawał, że nic nie słyszy.

— Chwila moment, to która jest w ogóle godzina?

Charlie wyciągnęła telefon z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz. — W pół do dwunastej. Chuck napisał do ciebie o siódmej, czekaliśmy do dziesiątej. Nie odpisywałeś, więc chciał do ciebie jechać, ale wtedy zadzwonili rodzice Meg.

— Cholera — przeklnął. — Dean miał problem z zaśnięciem. Poszliśmy spać dość późno.

— Yhm. — Mruknęła rudowłosa, uśmiechając się w tajemniczy sposób i popatrzyła na Deana, który stojąc na palcach próbował wyciągnąć talerze z szafki. — Co tam wymyśliłeś?

— Jajecznicę — stęknął, wyciągając trzy talerze. — Mam nadzieję, że zjesz z nami.

— Pewnie. — uśmiechnęła się a później spojrzała na Castiela i zapytała szeptem. — Coś ty z nim zrobił?

Brunet jedynie wzruszył ramionami i zakrył uśmiech kubkiem z kawą. Sam był pozytywnie zaskoczony, zachowaniem Dean. Pierwsze, co przyszło mu do głowy to, że chłopak próbuje w taki sposób mu podziękować. Chociaż po zastanowieniu się bardziej prawdopodobne było, że chciał udowodnić Charlie jak dobry jest. Cóż w końcu pierwsze, co to zapytał, czy coś zrobił.

— Dziękuję za wszystko. Kawa jak i jajecznica były przepyszne — zaśmiała się. — Ale muszę się już zbierać. Za piętnaście minut będzie mój autobus.

— Jeśli chcesz możemy cię podwieźć. — Zaproponował Cas. — I tak musimy jechać na zakupy.

— O super.

— W takim razie daj nam kilka minut. — powiedział Castiel i machnął głową w kierunku Deana. Chłopak wstał ze swojego miejsca i razem z brunetem wyszedł z kuchni.

Kiedy byli już przed drzwiami do pokoju Castiela, ten przystanął i chwycił Winchestera za ramię. Dean zdezorientowany spojrzał na niego. — Dobrze się spisałeś.

— Dziękuję. — Dean spuścił oczy, delikatnie się rumieniąc. Na palcach jednej ręki mógł policzyć, ile razy ktoś powiedział mu jakoś komplement. Nie był do tego przyzwyczajony, a wręcz przeciwnie czuł się z tym dziwnie.

Castiel widząc reakcję chłopak, uśmiechnął się. Następnie spojrzał w stronę salonu. Charlie wciąż musiała siedzieć w kuchni, postanowił, więc zaryzykować. Chwycił podbródek Deana i szybko cmoknął go w policzek. — Ubierz się ciepło. — puścił mu oczko i zniknął za drzwiami pokoju.

Dean podniósł rękę i przyłożył opuszki palców do zaczerwienionego policzka. Castiel naprawdę był z niego dumny. Uśmiechnął się szeroko i rzucił się biegiem do pokoju. Taki mały gest, sprawił, że Dean poczuł się dla kogoś ważny. Musiał być dobry, chciał być dobry. Nie zawiedzie Castiela, będzie się starał.

Podszedł do szafki, w której trzymał wszystkie swoje ubrania. Oczywiście nie było ich zbyt dużo, ponieważ Dean nie mógł tak jak normalny chłopak w jego wieku wyjść i zrobić zakupów. Ta myśl sprawiła, że poczuł się źle. Czasami nie potrafił panować nad emocjami, wiedział, że był zepsuty. Tylko dlaczego to wszystko musiało być takie trudne. Zrezygnowany usiadł na podłodze. Jeszcze kilka sekund temu był naprawdę szczęśliwy a teraz czuję smutek przez głupie ubrania. A co jeśli Cas pomyśli, że to przez niego Dean jest smutny? Musi wziąć się w garść.

Wyciągnął z szafki czystą bieliznę, skarpetki, czarne spodnie i niebieską koszulę w kratę, którą po chwili zamienił na bordową bluzę z kapturem. Miał ubrać się ciepło. Niestety jego złamana ręka nieco mu wszystko utrudniało. W dodatku był praworęczny a do dyspozycji miał tylko lewą. Przez co teraz stał na środku pokoju i próbował przewrócił bliżej na dobrą stronę.

— Gotowy? — usłyszał za drzwi krzyk Castiela.

— Prawie — odkrzyknął, gdy bluza wypadła mu z rąk. — Kurwa. — Warknął.

— Mogę wejść?

— Ta — odpowiedział, schylając się po bluzę.

Castiel wszedł do pokoju i zobaczył go stojącego na środku pomieszczenia. — Pomóc ci? — zapytał, podchodząc do Winchestera od tyłu.

Dean odwrócił się w jego kierunku i za nim zdążył odpowiedzieć, Cas wyciągnął mu bluzę z rąk i jednym ruchem przewrócił ją z lewej na prawą stronę. — Proszę.

— Dzięki. — odpowiedział Dean, jednak za nim ją na siebie narzucił, brunet złapał go za ramię.

— Co to? — uniósł rękę i dotknął tatuażu w kształcie pięcioramiennej gwiazdy, otoczonej płomieniem. Dean patrzył jak palce bruneta dotykają jego skóry pokrytej tuszem.

— Tatuaż. Ojciec kazał zrobić go mi i Sammy'emu. — wytłumaczył, wciąż nie odrywając w środku od ręki Castiela, która zjechała na sporą bliznę, znajdującą się na jego prawym żebrze.

— Dlaczego? — zapytał Castiel, gwałtownie odrywając rękę od skóry Deana.

— Co dlaczego?

— Dlaczego ojciec kazał zrobić wam tatuaż? — w niebieskich oczach można było dostrzec cień złości, wymieszanej z czymś czego Winchester nie byk w stanie zrozumieć.

— Mówił, że to będzie nas chroniło przed opętaniem. — Nie chcąc by Castiel dłużej na niego patrzył, narzucił na siebie bluzę. Tylko ta nieszczęsna ręką mu się o oczywiście zaplątała.

— Daj. — Cas pomógł mu włożyć rękę do rękawa.

— Nie rozmawiajmy o tym. — Dean uśmiechnął się sztucznie. — Chodźmy. Charlie wciąż na nas czeka.

Castiel pokiwał jedynie głową i razem wyszli z pokoju. Rudowłosa przeniosła się do salonu i patrzyła przez okno na ogródek znajdujący się za domem.

— Jesteśmy. — Zakomunikował Castiel, gdy obaj weszli do salonu.

— Długo wam to zajęło. Już miałam wysyłać ekipę ratunkową. — zaśmiała się.

— Bardzo śmieszne. — Burknął Dean, mijając kobietę i stając przy drzwiach wyjściowych. — Idziecie czy mam wysłać ekipę ratunkową? — odgryzł się.

Charlie pokręciło głową. Musiała przyznać sama przed sobą, że brakowało jej Deana. I nie tylko jego, brakowało jej wszystkich mieszkańców Domu Zbłonkańców.
Wszyscy razem zapakowali się do srebrnego Suv-a, Castiela. Charlie poprosiła, żeby wysadzili ją przed samym wjazdem do centrum miasta. Castiel chciał ją podwieźć pod dom, ale kobieta miała coś jeszcze do załatwienia. Przypomniała tylko, żeby Castiel po powrocie do domu, odezwał się do Chucka. Oczywiście ona czekając na nich dała mu znać, że wszystko jest pod kontrolą i nie musi się martwić.

Dwadzieścia minut później Castiel zaparkował przed centrum handlowym. Wolał zakupy w małych sklepach, ale musiał kupić jeszcze kilka innych rzeczy. — Dobra jesteśmy. — oznajmił, wyciągając kluczyki ze stacyjki.

— Awesome. — mruknął Dean. Odpiął pasy i otworzyl drzwi. Stresował się i to cholernie. Co jeśli ludzie będą na niego dziwnie patrzeć? Albo jeśli zrobi coś dziwnego.

Castiel zamknął samochód i obszedł go stając obok Deana. — Hej, coś nie tak?

— Nie wiem. — odpowiedział Dean. — Po prostu chodźmy. — zrobił krok, kiedy nagle poczuł jak Castiel łapie go za dłoń.

— Pamiętaj, że jestem z tobą.


Dom ZbłonkańcówWhere stories live. Discover now