Rozdział Dwudziesty Czwarty

Start from the beginning
                                    

Ktoś chrząknął tuż za moimi plecami.

– Sarlane, rafiki. Witaj, przyjaciółko.

Byłam kompletnie zszokowana, słysząc swój rodzimy język brzmiący z natychmiast rozpoznawalnym akcentem. Minęło dobrych kilka sekund, nim wyrwałam się z osłupienia i odwróciłam.

– Jo! – Nie mówiąc nic więcej, padłyśmy sobie w ramiona. Skakałyśmy i piszczałyśmy, póki kolejne chrząknięcie nie sprowadziło mnie na ziemię.

Wrócił i stał tuż za mną.

– So'yea ar en manta t'ea rarn! – powiedziałam do księcia. Miało to zabrzmieć jak reprymenda, ale w moim głosie słychać było głównie rozbawienie.

Poprawił się, uśmiech zamieniając na wyraz udawanej pokory, gdy sięgnęłam do bioder i zdjęłam z nich jego dłonie.

– Przyniosę wam drinki, musisz jakoś nadgonić. – Zaśmiał się i pospiesznie się oddalił.

Gdy tylko mogłyśmy mieć pewność, że nas nie słyszy, Jo ułożyła usta w niemą imitację okrzyku radości.

– Wow! – wyśpiewała niemal. – Wow, wow, wow! To Athenea! Jesteś tu z tym Atheneą!

– Zauważyłam.

– Daj spokój, to przecież niesamowite. Do tego książę Fallon załatwił mi specjalne pozwolenie na skok międzywymiarowy. Ty mu się musisz naprawdę podobać! A swoją drogą, ależ to jest genialny sposób podróżowania! Samolot się nie umywa.

Na sensowną rozmowę nie było na razie szans, więc dałam jej swobodnie paplać. Zastanawiałam się jednocześnie, jak ja wytrzymałam tyle czasu bez energii, którą ta dziewczyna promieniowała.

– Mam ci tyle do opowiedzenia! Pamiętasz ze szkoły Jamesa Funnela? Rozprawiczył się z... – ściszyła głos i rozejrzała się na boki – ...z ludzką dziewczyną. Ta jego Raine jest fatalna. Spiknęła się z jakąś dziwną ekipą. Ci ludzie zachwycają się, jak to super jest palić i, wyobraź sobie, pić krew. Niby się od tego odlatuje. To taka nowa moda, która zaczęła się po tym, jak porwano Camilę Cabello...

Jo odstąpiła nagle ode mnie i zachwiała się, jakby stanęła na krawędzi przepaści. Złapawszy równowagę, z szeroko rozwartymi oczami ukłoniła się na tyle nisko, na ile tylko mogła w sukni balowej. Z pewnym wahaniem również moje ludzkie przyjaciółki (o których zupełnie zapomniałam) grzecznie dygnęły.

– Książę Alfred – wydukała drżącym głosem.

Alfie przekrzywił głowę na bok i puścił do mnie oko. Staliśmy teraz we dwoje pośród grupki dziewcząt zgiętych w ukłonie.

– Widzę, że Fal dostarczył ci już prezent niespodziankę. Myślę jednak, że przyjemniej będzie, jeśli twoja przyjaciółka się wyprostuje i spróbuje szampana. Naprawdę fajnie uderza do głowy.

Jo zaśmiała się nerwowo, po czym wyprostowała się, ściskając kurczowo rąbek swojej bordowej sukni. Mocno się przy tym czerwieniła. Zakonotowałam sobie w pamięci, by koniecznie spytać ją, czy podczas spędzonego na dworze lata spotkała któregoś z Atheneów. Nie wyglądało na to.

– Jestem niesłychanie wdzięczna, że Wasza Wysokość wpuścił mnie do swego domu... Szczególnie zważywszy na... okoliczności. – Jo zerknęła na mnie, ale to przelotne spojrzenie powiedziało mi wszystko: wiedziała, w jak zagmatwanej sytuacji się znaleźliśmy.

– Moglibyśmy zmienić nazwisko rodowe na „Okoliczności" – powiedział Fallon, wyłoniwszy się zza moich pleców. – Nie kłopocz się nimi. Więc po co w ogóle im o tym mówić? No, chyba że miała to być przestroga – subtelne wskazanie, jak niebezpieczny i wielopoziomowy jest świat rodzin królewskich. Samo to napomnienie sprawiło, że Jo niemal zaczęła dygotać.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now