Rozdział dwudziesty siódmy

71 8 0
                                    

Jesienna Róża

Obudziłam się pośród zapachu ogrodu, który otaczał letni dom babci. Wciąż leżąc pod przykryciem, przewróciłam się na plecy i odetchnęłam głęboko świeżym, wilgotnym powietrzem.

Było cudownie: światło i promienie słońca ogrzewające pościel.

Dopiero przy trzecim wdechu dotarło do mnie, że nie ma przecież powodu, by mój pokój pachniał wiosennym dniem. Gdy usiadłam i otworzyłam oczy, aż zaparło mi dech. Absolutnie każdy skrawek przestrzeni w moim pokoju zajmowały stosy prezentów, a na samym jego środku stał kolosalny bukiet czerwonych róż.

Spojrzałam na stojący przy łóżku budzik. Nim miałam szansę dojrzeć cyferblat, musiałam odsunąć przesłaniający go wielki bukiet tulipanów. Kiedy to zrobiłam, okazało się, że dochodzi już dziesiąta.

Usłyszałam zaraz nieodłączne odgłosy poranka: krzątaninę w kuchni, niski szum suszarki dobiegający z sypialni rodziców i rozmowy stojących na zewnątrz Athanów. Zrzuciłam z siebie pościel i poczłapałam w stronę róż. Do brzegu wazonu przymocowano dwie karteczki. Pierwsza ozdobiona była rysunkami balonów i tortu urodzinowego, a na jej odwrocie zapisana była wiadomość:

Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że wyczarowałem sobie drogę do Twojego serca

Wszystkiego najlepszego, ściskam cię mocno

Fallon

Dupek! Jak mógł pomyśleć, że wystarczy mi wysłać kwiaty, żebym mu darowała! Sięgnęłam teraz po drugi liścik. Przeczytałam i zaraz na nowo zapłonęłam furią.

Nigdy więcej nie obrażaj mnie w taki sposób. To bolało. Gdyby zależało to ode mnie, powiedziałbym ci wszystko wiele tygodni temu. Ale nie zależy.

J.K.M. Książę Fallon

A co z moim bólem i poczuciem bycia okłamywaną?! Z utrzymywaniem mnie w niewiedzy, jakbym była małym dzieckiem?!

Podeszłam do kolejnego bukietu, mieszanki róż i goździków w odcieniach gaszonego złota i ciepłej żółci otoczonej liśćmi paproci. Kwiaty były od Edmunda. Dołączył do nich ozdobną kartkę oraz kilka prezentów, w tym – wykonane z drewna pudełko na buty. Wewnątrz znalazłam parę przepięknych pantofli z jedwabiu zdobionych barwionym szkłem. Były idealne do noszenia z suknią balową, ale nie potrafiłam się nie roześmiać, widząc, że Edmund wybrał wzór prawie pozbawiony obcasa. Następna była doniczka wypełniona kwiatami o białych płatkach i żółtych sercach, które kształtem przypominały maleńkie gramofony. Zdawały się z największym trudem trzymać bluszczopodobnych cienkich łodyżek uginających się tuż ponad krawędzią mojego biurka. 

Schyliłam się i sięgnęłam po liścik, z którego wynikało, że przysłała je rodzina Mortheno. Był to powój i, jak się dowiedziałam, symbolizował postawę pokornej wytrwałości. Nachyliłam się ku nieco lepkim roślinom i zanurzyłam nos w kwiatach. Z zachwytem patrzyłam też na spiralne, posplatane ze sobą łodygi.

Podeszłam teraz do najjaśniejszego z bukietów: wysokich żółtych róż w przezroczystym wazonie przysłanych przez księcia i księżną Victorii. Obok stał kosz pełen smakołyków, głównie owoców i czekolady. Całość owinięto liliową folią, a przysmaki ułożone były na lnie i złotej, pięknie zdobionej tkaninie. Podejrzewałam, że wzór może zawierać herb, ale nie śmiałam uszkodzić misternego papierowo-materiałowego origami. Obok były także ręczniki, na których wyhaftowano moje inicjały.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now