Rozdział Dwudziesty Czwarty

97 7 0
                                    

Jesienna Róża

Uścisnęłam Lisbeth, gdy tylko odsunęła suwak pokrowca. Naprawdę nie mogła wybrać nic lepszego! Kiedy jednak włożyłam sukienkę, zaczęłam mieć wątpliwości.

– Trochę krótka – kwęknęłam, obciągając podwójnie przeszyty rąbek. Odstawał mi nieco od bioder,gdy tymczasem leżąca bliżej ciała półhalka jakimś cudem uporczywie opinała mi udo, w dodatku zbyt wysoko.

– Nie krótsza niż to, co będą na sobie mieć inne dziewczyny – przypomniała mi siedząca przy toaletce Lisbeth. Czar robił swoje: jej makijaż był prawie gotowy. Nie próbowałam zaprzeczać; miała rację. Mój telefon wibrował niemal non stop przez całe popołudnie – kolejne dziewczyny dobijały się do mnie, chcąc upewnić się o trafności doboru swoich kreacji. – Chciałaś, żebym znalazła dla ciebie coś na dzisiejszy wieczór. Moim zdaniem idealnie ci pasuje.

Miała rację. Sukienka miała wszyte fiszbiny, więc działała w gruncie rzeczy jak gorset, ściskając mnie w pasie. Nikt nie mógł mieć teraz cienia wątpliwości, że już w tym wieku moja figura idealnie oddaje kształt klepsydry. Całość była czarna, sukienkę ozdobiono drobną koronką i różami zachodzącymi lekko ponad dekolt bez ramiączek. Dzięki nim i o ten obszar ciała nie musiałam się martwić.

– Wszyscy będą pod wrażeniem. Wyglądasz przepięknie!

Wsunęłam stopy w czarne szpilki (które na pewno wzbudziłyby sprzeciw Edmunda) i już nieco wyższa spojrzałam na nią. Dobrze wiedziałam, do czego pije. Chodziło jej o to, że pod wrażeniem będzie Fallon. Nie odpuszczała tematu od dwóch tygodni.

Sęk w tym, że nie byłam wcale taka pewna, czy zrobię odpowiednie wrażenie. Włosy zostawiłam rozpuszczone i naturalnie kręcone, ale z jednej strony podpięłam je wsuwką z wzorem róży, odsłaniając ucho – to nigdy mu się nie podobało. Gdybym jednak zostawiła włosy zupełnie luźno, denerwowałyby mnie przez cały wieczór.

– Przestań się bawić włosami. – Lisbeth podeszła do mnie i objęła dużą dłonią mój nadgarstek.

Wzięła mnie za rękę i razem wyszłyśmy z pokoju, by zejść na dół. Czekali tam już na nas dwaj młodzi książęta (książę i księżna pojechali na „randkę"). Po popołudniowym odpoczynku obaj wyglądali świeżo, zupełnie jakby trudy ostatniego dnia nie zrobiły na nich wrażenia. Tego zresztą chcieliśmy wszyscy: na jedną noc zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło i co może się jeszcze wydarzyć.

Alfie, jak zawsze ubrany swobodnie, zdecydował się na rozpiętą marynarkę i koszulę bez krawata. Do kieszonki na piersi wsunął jednak niebieską chusteczkę pasującą idealnie odcieniem do sukni Lisbeth, zupełnie jakby wykonano je z tego samego jedwabiu. Wystąpił o krok naprzód i wziął jej dłonie w swoje, by następnie przesunąć rękami w dół i położyć je na jej biodrach, które – magia sukni – robiły teraz wrażenie szerokich i kobiecych.

– Wspaniale wyglądasz – powiedział. Spojrzał jej przy tym w oczy i nie spuszczał wzroku, póki ja nie weszłam mu w pole widzenia, zbliżając się do Fallona. – Ty też, Różo – dodał zaraz.

Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem, po czym skupiłam całą uwagę na młodszym księciu. Może i ciałem przypominał swojego kuzyna, ale jeśli chodzi o styl, trudno byłoby znaleźć dwóch tak różnych jak ci dwaj. Fallon miał na nogach wypastowane lśniące mokasyny. Jego czarne spodnie i marynarka wyglądały tak świeżo i czysto, że w świetle unoszących się ponad nami lampionów przywodziły na myśl welur gnieciony. Aż korciło mnie, żeby wyciągnąć dłoń i upewnić się dotykiem. Po kilku sekundach byłam już jednak dość blisko, by z pewnością stwierdzić, że patrzę na bawełnę. Pomiędzy klapami marynarki dostrzegłam kawałek dwuwarstwowej szaro-czarnej kamizelki, a szyję księcia zdobiła muszka.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now