Rozdział Czwarty

193 13 3
                                    

Jesienna Róża

Atmosfera w sali krawieckiej była jak naelektryzowana. Kable to mała prowincjonalna szkoła, gdzie wystarczy jedna przerwa, by wszyscy poznali nową plotkę czy wiadomość. To z kolei oznaczało, że książę znalazł się na językach wszystkich. Jeśli przed rozpoczęciem zajęć był jeszcze ktoś, kto nie wiedział o jego przybyciu, wystarczyła minuta, by nowina dotarła również do niego. Dwie dziewczyny siedzące w ławce najbliżej drzwi niemal rzucały się na kolejne wchodzące osoby, błagając o jakieś informacje o Fallonie. Czekałam tylko, kiedy ktoś się zorientuje, że takimi informacjami dysponuję ja. Na szczęście siedziałam bardzo daleko i od drzwi, i od tablicy. Nikt nie zwracał na mnie uwagi.

Zgarbiłam się nad szkicownikiem przysłonięta włosami. Zaczynałam pracę nad wzorem sukienki na zaliczenie semestru.

– Róża, ty na pewno będziesz wiedzieć... – Christy okręciła się na krześle i przepchnęła na bok oddzielającą nas stertę tkanin. – Trzy lata uczył się w Australii, co nie? To chyba musi być prawda, skoro jest taki opalony.

Nacisnęłam ołówkiem na papier tak mocno, że aż złamałam grafit. Zmiotłam ukruszone kawałki na bok, siląc się na nonszalancki ton.

– Kto niby?

Uniosła brwi wysoko.

– No przecież wiesz kto!

– A, on. Tak, był tam.

– I miał tam dziewczynę, tak? Ale potem zerwali?

Odsunęłam głośno krzesło. Z ołówkiem i temperówką w ręku ruszyłam w stronę kosza na śmieci.

– Christy, jeśli tak cię interesuje życie księcia, kup sobie „Quaintrelle" albo jakąś inną plotkarską gazetę...

– Jezu, nie napinaj się tak. Pytam tylko.

– Poza tym ty chyba znasz go lepiej niż ci w tych pismach, co? – spytała Tammy, zaskakując mnie swoją spostrzegawczością. A wydawało mi się, że nie da się poznać, iż Fallon i ja się znamy.

– Bawiliśmy się razem jako dzieci. Bywałam wtedy w gościach na dworze, gdzie mieszkał. Ale nie jeżdżę do Athenei, odkąd skończyłam dwanaście lat, więc teraz tak naprawdę go nie znam.

Grafit ołówka znów pękł. Tym razem dlatego, że zbyt mocno pokręciłam temperówką.

– Czy my mamy mu się jakoś kłaniać? – zastanowiła się Gwen. Sądząc po ciszy, jaka zapadła, większość klasy chciała poznać odpowiedź.

– Możecie, jeśli chcecie, ale nie ma takiego obowiązku.

– Dobra, a gdybym za niego wyszła, to jak bogata bym była?

Musiałam się uśmiechnąć, słysząc to pytanie jak zwykle beztroskiej Gwen.

– Niesamowicie bogata.

– Gwen, jeśli w tym semestrze postarasz się trochę bardziej niż w poprzednim, dasz radę sama sobie uszyć suknię ślubną. – Do sali, niosąc wielki kubek z herbatą, weszła pani Lloyd.

– Myślałam o czymś w stylu Kate Middleton, tylko że czarnym – rozważała głośno Gwen, mierząc wzrokiem kwadratowy fragment koronki.

– Na ślubie nie można być na czarno! – zaprotestowała Christy. No i się posprzeczały.

– Dziewczęta – zaczęła pani Lloyd, jak zwykle zapominając o trzech siedzących w sali chłopcach – nie starczy nam czasu na zajmowanie się takimi ekstrawagancjami jak szycie sukien ślubnych, ponieważ zdecydowano, że będzie tylko jedna lekcja w tygodniu. Oczekuję zatem, że każda z was będzie chodzić na czwartkowe zajęcia pozalekcyjne. Kto nie pojawi się na nich przynajmniej dwa razy w miesiącu, zostanie skreślony z listy.

W klasie rozległa się wrzawa niezadowolenia. Wszyscy zapomnieli o księciu. Przynajmniej na moment.

– Cisza, dziewczęta. Jeśli to rozwiązanie wam nie odpowiada, poskarżcie się tym, którzy tak rozpisali plan. Różo, co ty robisz?! – wykrzyknęła, zauważywszy mnie tego dnia po raz pierwszy.

Uniosłam ołówek i chciałam wyjaśnić, ale nie miałam szans. Nauczycielka warknęła tylko, że mam zaraz siadać.

Powlokłam się z powrotem na miejsce i bez wdzięku klapnęłam na krzesło. Gdy tylko wróciłam do szkicowania, wyraźnie usłyszałam chichot Gwen siedzącej naprzeciw mnie.

– Książę też ma w czwartek zajęcia pozalekcyjne! Widziałam w jego planie.

Przez resztę dnia skutecznie go unikałam. Zresztą przyszło mi to bez trudu. Dopchanie się w pobliże księcia wymagało przebicia się przez tłum, złożony głównie z uczennic, ale i z części nauczycieli.

Na trzeciej godzinie zajęć mieliśmy angielski i ujrzałam uniesione w dezaprobacie brwi pana Sylaei, któremu wręczyłam wakacyjną pracę domową. Nic jednak nie powiedział, odłożył ją tylko na stosik razem z kilkoma innymi, które tego dnia mu dostarczono.

Największy problem stanowiła przerwa na lunch. Poszłyśmy w to samo miejsce co zawsze, tuż przy szkolnym boisku. Rozłożyłyśmy się na trawiastej skarpie otaczającej płytę. Mój żołądek niemal ryczał, bo w szkolnej kafejce znów nie znalazła się ani jedna propozycja dla wegan. Który to już raz?!

Większość przypatrywała się treningowi drużyny piłkarskiej. Ludzie obserwowali dryblingi i wślizgi, a rozmowy znów zaczęły schodzić na temat księcia. Po jakichś dziesięciu minutach zauważyłam zamieszanie przy sąsiadujących z głównym budynkiem kortach tenisowych. Nie ruszyłam się jednak, żeby sprawdzić, o co chodzi.

Kiedy zbliżałam się do jednej z dziur w ogrodzeniu, którymi można było wrócić do szkolnego holu, usłyszałam, jak woła mnie męski głos, używając tytułu. Po kilku sekundach wołanie powtórzyło się, głośniejsze i dobiegające z bliska. Tym razem padło moje imię. To była świadoma próba sforsowania moich barier ochronnych.

Część mnie, która marzyła tylko o tym, by to wszystko okazało się koszmarnym snem, podpowiadała mi, bym trzymała język za zębami. To, co we mnie racjonalne, żądało z kolei, żebym odpowiedziała – koniec końców mówił do mnie książę. Mój książę.

Odwróciłam się plecami do ogrodzenia.

– Wasza Wysokość. – Dygnęłam szybko, wiedząc, że patrzy na mnie moje towarzystwo, znajomi i cała drużyna piłkarska.

– Upuściła to panienka. – Podał mi pasek jedwabiu, którym przewiązywałam uchwyt mojej teczki.

Zaczerwieniłam się. Okazałam mu taką obojętność, a on chciał tylko tyle.

– Dziękuję. Jestem bardzo zobowiązana.

Sięgnęłam po pasek materiału, ale Fallon go nie wypuścił. Pociągnęłam lekko, ale książę mocno trzymał jedwab w dłoni.

– Ty w ogóle jesteś bardzo zobowiązana, prawda?

Zrozumiałam doskonale, co ma na myśli. Na moment aż zaparło mi dech. Jeśli on powie o wszystkim uczniom w szkole, będzie to dla mnie oznaczać koniec jakiejkolwiek normalności. Tej szczątkowej normalności, którą zachowywałam tutaj, z dala od zawirowań w kręgach społecznych, w których byłam „księżną", nie Różą. Szeroko otworzyłam oczy: nie zrobi chyba tego? Szarpnęłam za jedwab.

Zaśmiał się.

– Na pewno nie chcesz, żebym go sobie zatrzymał jako symboliczną opłatę?

Zza linii boiska dobiegło pełne pogardy parsknięcie. To Valerie Danvers przerwała na moment grę, by rozmasować łokieć.

– Nie zawracaj sobie nią głowy, Fallon. Szkoda na nią twojego czasu. Ona się nigdy nie odzywa.

Materiał wysunął się z ręki księcia. Wykorzystując okazję, natychmiast obwiązałam nim uchwyt teczki, po czym przecisnęłam się przez lukę w ogrodzeniu. Chciałam jak najszybciej oddalić się od boiska. Gdy rzuciłam za siebie ukradkowe spojrzenie, księcia już nie było.

************************

Taki krótki, ale może będzie dzisiaj więcej :) 

Miłego małpki :P 

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now