| | Rozdział 22 | |

552 24 7
                                    

Z rana Carl wraz z Rickiem pojechali odwiedzić Sanktuarium, ja wstałam dzisiaj wyjątkowo późno więc powiedziała o tym od Michonne. Ubrałam pierwszą lepszą koszule Carla, ubieram je bo są wygodniejsze od moich bluzek, naprawdę. Zrobiłam warkocza z kosmyka z przodu a na głowę założyłam kapelusz który dostałam kilka tygodni temu od chłopaka. Koszule włożyłam do środka czarnych jeansów a rękawy podwinęłam. 

Wyszłam z domu idąc do swojego konia, dałam mu jedzenia oraz czystej wody. Wyczesałam sierść oraz dorzuciłam świeżego siana. Oparłam się o płot obserwując okolice. Ostatnio przestałam się kłócić o byle pierdołę z Carlem, dziwię się, że Rick oraz Michonne wytrzymali z nami. Na prawdę, ja bym nie wytrzymała. Przez kilka tygodni chodziłam zła na wszystko i na wszystkich, nadal trochę chodzę.

- Hej, mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

- Nie przeszkadzasz, potrzebujesz czegoś czy coś?- Lydia stanęła obok a ręce zasłoniła rękawami bluzki.-

- Właściwie to chciałam tak po prostu porozmawiać.- Zaśmiałam się pod nosem.-

- Jakaś osoba oprócz Carla, Ricka i Daryla chce ze mną normalnie porozmawiać? Cud jakiego dawno nie było.

- Faith, Carol chce z tobą porozmawiać. Mówi, że to bardzo ważne.- Podszedł do nas Aaron, zostawiłam zmieszaną Lydię samą a ja poszłam za mężczyzną.-

Wyszłam za teren Alexandrii idąc krok w krok za kobietą, sama Carol powiedziała, że ma dla mnie coś ważnego do pokazania. Szłyśmy po leśnych drużkach aż w końcu dotarłyśmy do małego domku. Poczekałyśmy chwilę przed nim a z środka wyszedł Negan trzymając czyjąś głowę w rękach.

- Tak jak chciałaś. Głowa Alfy, teraz możemy ją wbić na pal graniczny.

- Świetna robota Negan, jeśli wrócisz do Alexandrii będziesz wolny. Jednak nie odpowiadam za ludzi którzy będą Ci się naprzykrzać.

- Chodźmy, nie mamy czasu do stracenia.- Poszliśmy za Carol do pali granicznych i nabiliśmy głowę Alfy na pal. Patrząc w jej puste oczy nie czułam niczego, była dla mnie obcą kobietą do której nic innego nie czułam prócz nienawiści.-

Carol wróciła do Królestwa a ja z Neganem poszliśmy w stronę Alexandrii. Po wejściu na teren osady wszystkie oczy były skierowane na nas jednak nikt nie odważył się podejść. Przydzieliłam Neganowi nowy dom oraz dałam kilka podstawowych rzeczy.

Weszłam na podwyższenie patrząc jak ludzie grupują się czekając na moją wypowiedź. Poczekałam kilkanaście minut aby większość mieszkańców się zgromadziła, jedni czekali w ciszy, inni plotkowali szepcząc sobie do ucha.

- Wiem, że mi nie ufacie oraz wiem, że się mnie boicie. Jednak łączy nas jedna rzecz, mamy tego samego wroga. Dzisiaj Negan zabił Alfę za moją prośbą dzięki czemu od dzisiaj jest wolny. Szeptacze nie mają aktualnie lidera jednak może się to szybko zmienić, w każdej chwili mogą nasłać na nas hordy sztywnych. Przez co musimy się ubezpieczyć, zgromadzamy żywność abyśmy mogli przetrwać w razie gdybyśmy musieli zostać w domach. Dużo broni się zepsuło przez co musimy nauczyć się korzystania z łuków czy broni białej. Będziemy przeprowadzać dużo ćwiczeń, prowadzić je będą Rosita, Morgan oraz Rick jak wróci. Wszystkie osoby powyżej 16 roku życia i poniżej 60 roku życia są proszone jutro przyjść pod kościół. Wróg czai się za każdym rogiem a my musimy być na to gotowi. Nieposłuszeństwa- W tym momencie słyszałam jak wszyscy wdychają głośno powietrze patrząc się na mnie z przerażeniem wyrysowanym na twarzy.- będą karane ograniczeniem wolności.

Ludzie się rozeszli szepcząc pomiędzy sobą, zauważyłam jak podchodzi do mnie Lydia.

- Przepraszam, że wcześniej Ciebie tak zostawiłam.- Nerwowo podrapałam się po karku, naprawdę było mi głupio, że zostawiłam dziewczynę samą i poszłam do Carol.-

- Nic się nie stało, chciałam Ciebie o coś poprosić. Możesz ściąć mi włosy? Denerwuje mnie już ta długość, a pytam się Ciebie bo inni nawet ze mną rozmawiać nie chcą.

- Jasne, chodź do mnie do domu.- Weszliśmy do domu, Lydia usiadła na krześle a ja wzięłam do rąk nożyczki.- 

- Pomożesz mi później wybrać jakieś ubrania? Nie mam za dobrego gustu jeśli chodzi o styl ubierania, ładna koszula swoją drogą.

- To nie moja, Carlowi każdego dnia kradnę jedną.- Obie zaśmiałyśmy się.- A co do pomocy w wybieraniu ubrań, jasne pomogę tobie. Wybierasz się na randkę czy co?

- Nie, kto by ze mną chciał chodzić. Po prostu chce w sobie coś zmienić, patrząc na inne osoby ja wyglądałam jakby ktoś mnie z obory wyniósł. 

- Spokojnie, ja też tak wyglądałam jak tutaj trafiłam. Brudne i śmierdzące ciało jak i włosy, ubrania też były dziurawe i brudne. 

Przycięłam dziewczynie włosy na taką długość jaką chciała, uśmiechnięta Lydia podziękowała mi i pomogła posprzątać. Gdy podłoga była już czysta poszliśmy do mojego pokoju, Lydia usiadła na łóżku a ja zaczęłam przeszukiwać swoje ubrania. Miałam ich dość dużo, większości i tak nie nosiłam. Wybrałam zwykłe czarne rurki oraz ciemnoszarą bluzę oversize. Dziewczyna poszła do łazienki się przebrać a ja poczekałam na nią w pokoju. 

- Wyglądasz o niebo lepiej, chodź musisz się pokazać innym.

Zeszłyśmy ze schodach oraz wyszłyśmy z budynku. Chodząc po ulicach kilka osób popatrzyło się za nami, a bardziej za samą Lydią. Sama dziewczyna była zadowolona ze swojego wyglądu, uśmiech z jej twarzy nawet na sekundę nie schodził. Usiadłyśmy na ławce rozmawiając o kompletnie nie ważnych rzeczach. Oczywiście piękną chwile musiał ktoś przerwać, podbiegła do mnie zestresowana Maggie prosząc mnie abym poszła za nią.

- Maggie, nie mogę rozmawiam z Lydią.

- Faith, tu chodzi o Carla.- Patrząc na wyraz jej twarzy nie wnioskowałam żeby było to coś pozytywnego. Moje serce zaczęło szybciej bić a moje ręce zaczęły się pocić.-

Przy bramie stał Daryl wraz z Michonne i Carol. Z tego co zrozumiałam Rick i Carl wracając z Królestwa spotkali hordę sztywnych. Horda odcięła im drogę więc oboje musieli odejść w różnych kierunkach. Wsiadłam na motocykl Daryla a Michonne wraz z Carol i Maggie wsiadły na konie. Obaj długo nie wracali więc postanowiliśmy pojechać w ich kierunku aby sprawdzić czy nic im się nie stało, czy w ogóle żyją. Po kilku minutach jazdy usłyszeliśmy za tłumiony przez las warkot setek zimnych. Zeszliśmy z koni oraz motocykla i jak najciszej podeszliśmy bliżej, patrząc po okolicy zorientowaliśmy się, że jesteśmy niedaleko mostu który był prawie gotowy. Stanęliśmy za krzakami aby sprawdzić ile ich jest oraz czy za kimś idą. Po kilku minutach obserwacji i nasłuchiwania zauważyłam sylwetkę chłopaka który trzymał się za krwawiący brzuch. Mi samej krwawiło serce patrząc na tą scenę, chciałam pobiec mu pomóc. Chłopak ledwo co stał na nogach a za nim szła ogromna, składająca się z setek sztywnych horda.

- Nie pomożesz mu już.- Michonne i Maggie trzymały mnie za ramiona, nikt z nich nie reagował. Stali i patrzeli jak Carl umiera na ich oczach.-

W pewnym momencie stanął spojrzał się na nas a następnie wycelował prosto w ładunki wybuchowe które leżały na moście. Zasłoniliśmy oczy przed wybuchem a gdy było już po nim wszystko stało w płomieniach.

- Carl, nie!- Z całych sił próbowałam się wyrwać z uścisków dwóch kobiet.- Puszczajcie! On nie żyje przez was!- Łzy leciały z moich oczu kapiąc na bluzkę. Po długiej szamotaninie z Michonne i Maggie, kobiety puściły mnie. Wybiegłam na górę, z drugiej strony mostu horda spadała bezwładnie do wody.-

Nigdzie go nie było, w tamtym momencie czułam jak cząstka mnie znika bezpowrotnie. Upadłam bezsilna na ziemie i schowałam twarz w dłoniach.  

Kocham Cię, Carl.

Teraz śmierć poluje na życie | | Carl GrimesOn viuen les histories. Descobreix ara