| | Rozdział 12 | |

803 37 86
                                    

Chloe poszła przywiązać konie oraz zdjąć z nich sprzęt aby mogły w końcu od niego odpocząć. Carl zaprowadził mnie do swojego pokoju i przyniósł mi czyste ubrania. Poszłam do łazienki, czyste ubrania położyłam na półce a brudne wrzuciłam do kosza na pranie. Weszłam pod prysznic i puściłam ciepłą wodę, czuje się jakbym nie myła się od wieków. Gdy skończyłam już brać prysznic zakręciłam wodę i wyszłam z kabiny. 

- Carl przyniesiesz mi ręcznik?- No tak, człowiek nie brał prysznica od ponad roku to zapomniał, że po kąpieli potrzebny jest ręcznik. Gdy usłyszałam, że drzwi się otwierają zakryłam się bluzką i podeszłam do chłopaka który stał w drzwiach.- Ziemia do Carla, daj mi ten ręcznik.

- Co? A ręcznik, no tak.- Chłopak podał mi ręcznik a na jego policzki przybrały delikatnego różowego odcienia.-

Gdy chłopak już zamknął drzwi osuszyłam ciało ręcznikiem, założyłam czyste ubrania i zeszłam na dół. Usiadłam na sofie a po chwili zobaczyłam jak do budynku wchodzi Chloe, dziewczyna gdy mnie zobaczyła szybko do mnie podbiegła.

- Oni mają tu prysznice?! Daj mi ktoś czyste ubrania chcę się umyć!- Ja jak i Rick który stał w kuchni wybuchnęliśmy śmiechem. Jessie przyniosła jej zestaw czystych ubrań a Chloe w podskokach poszła do łazienki.-

Kto by kiedyś pomyślał, że człowiek będzie się tak cieszyć z powodu głupiego prysznica. 

- Chloe nie dało się dłużej w tej łazience siedzieć? Myłaś się chyba pół godziny.

- Nie przesadzaj.- Zaśmiała się dziewczyna.- Przesuń się, usiadła na środku sofy i resztę w dupie ma.

Przesunęłam się na bok tak aby dziewczyna mogła usiąść, oczywiście nie mogła po drugiej stronie po której było pełno miejsca. 

- Rick gdzie reszta?- Zapytałam się Ricka który grzebał coś w kuchni.- 

- Chodzą tu i tam, dostaliśmy osobne domy.- Rick wyszedł z kuchni i szedł w naszym kierunku. Wziął głęboki wdech i usiadł na fotelu obok sofy- Nie podoba mi się to.

- Dlaczego? Jesteśmy bezpieczni a dodatkowo żyjemy w luksusie.

- Nie o to chodzi Faith. Grupa może się do takich warunków przyzwyczaić i nie będą dawali rady na zewnątrz tak jak tutejsi mieszkańcy.

- Rick spokojnie, przeszliśmy zbyt dużo żeby taka bzdura nas osłabiła.


- Chodźcie zrobimy sobie nockę w jednym pokoju.- Zaproponowała Chloe.-

Nikt nie miał nic przeciwko więc zabraliśmy trochę jedzenia z lodówki i poszliśmy do pokoju Carla. Z kilometra można było rozpoznać, że to jego pokój, wszędzie walały się komiksy. Rozłożyliśmy koce na podłodze i usiedliśmy w kółku a że za oknem zrobiło się ciemno postanowiliśmy zamiast włączać światła zapalić świeczki. Znowu mogliśmy poczuć się jak normalni nastolatkowie, nie przejmując się o to czy następnego dnia będziemy mieć co jeść. 

- Są tutaj jakieś osoby w naszym wieku?- Spytała Chloe zjadając przy okazji kolejne winogrono.-

- Chloe najpierw przełknij to jedzenie a nie mówisz z pełną buzią.- Odpowiedziałam dziewczynie śmiejąc się z jej miny.-

- Zamknij się, nie jadłam nic świeżego od miesięcy. Ciągle tylko puszki ewentualnie suche jak Sahara ciastka.- Uwielbiam Chloe za poczucie humoru, i przede wszystkim dystans do siebie.-

- Jest dwóch nastolatków, Enid i Sam. Nie rozmawiałem z nimi za dużo to też za dużo o nich nie wiem.

Rozmawialiśmy o jakiś kompletnych pierdołach, naprawdę o pierdołach nie mających kompletnie sensu. Naszym tematem rozmów było przykładowo to czy ktoś kiedyś napiszę książkę o tym co przeżyliśmy, w sumie nie byłby to taki zły pomysł. Po kilku godzinnych rozmowach moje powieki zaczęły się same zamykać a po krótkiej chwili zapadłam w głęboki sen.

Obudziłam się przykryta ciepłą kołdrą, przetarłam oczy i wstałam z łóżka. Wzięłam bluzę Carla która leżała na komodzie, chyba się nie obrazi jak ją pożyczę. Wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi i zeszłam na dół. Carl i Chloe już nie spali i rozmawiali wspólnie w salonie, gdy usłyszeli, że schodzę obrócili się w moją stronę i z uśmiechem zawołali mnie do siebie. Carl zaproponował mi, że zrobi dla mnie śniadanie. Mówiłam mu, że nie musi ale ten się uparł, nie miałam co się z nim kłócić bo i tak wiem, że postawiłby na swoim. 

Gdy zjadłam już śniadanie wraz z Chloe postanowiłyśmy pójść do koni dać im jedzenie oraz wodę. Wyszłyśmy z budynku i poszłyśmy w stronę gdzie nasze konie były przywiązane, nie było to daleko więc zajęło nam to kilka minut. Weszłyśmy do zagrody gdzie był Wafel oraz koń Chloe, dałyśmy im no żłobu trochę owsa wraz z jabłkami a do koryta wlałyśmy świeżą wodę. Gdy już wszystko było zrobione wyszłyśmy z zagrody i poszłyśmy się przejść po okolicy.

- Wy to te nowe?- Zza naszych pleców doszedł nas kobiecy głos.-

- Tak a co?- Zapytałam przy okazji obracając się w stronę osoby która nas o to zapytała. Przed nami stała dziewczyna, ubrania miała jak wzięte ze śmietnika a włosy nieuczesane.-

- Wara od Carla, on jest mój.- Powiedziała z kpiną w głosie i zaczęła odchodzić.-

- Coś Ci się pomieszało, ja jestem jego dziewczyną nie ty. 

- Ty pojawiłaś się tutaj wczoraj, on jest już mój.

- Słuchaj, jeszcze raz coś takiego kurwa powiesz i jest po tobie.- Popatrzyła się na mnie w stylu ''no zobaczymy'' chciała coś dodać ale zabrakło jej widocznie słów i odeszła z głową skierowaną ku ziemi.-

- Laska nieźle bronisz swojego chłopaka.- Zaśmiała się Chloe szturchając mnie lekko w ramię.-

- Spadaj.- Jak zawsze parsknęłyśmy śmiechem, z nią nigdy nie da się być poważnym.-


Alexandria z zewnątrz nie wyglądała na taką dużą jak rzeczywiście jest. Na jej terenie było kilka nadal niezamieszkanych domów a mimo wszystko były zadbane a środek był czysty. Chodziłyśmy ulicami Alexandrii zwiedzając całe miasto. Ludzie mieli tutaj naprawdę prawie wszystko, wszystko oprócz wiedzy o tym jak przetrwać. Po krótkich rozmowach z niektórymi osobami było widać, że nie mają kompletnej wiedzy o tym jak walczyć i jak przetrwać. Od samego początku oni wszyscy byli za tymi murami i nie znają życia za nimi, nie mieli potrzeby wychodzić w poszukiwaniu jedzenia bo mieli je pod nosem. Tylko kilka osób wiedziało trochę więcej jak przetrwać, między innymi był to Aaron który za zadanie miał znajdować nowe osoby do osady. Nam przypadły wyjazdy w poszukiwaniu broni czy innych przydatnych rzeczy. Pierwszy wyjazd przypadał nam na jutro więc dzisiaj mogłyśmy jeszcze odpoczywać. 

- O tu jesteście, boże szukałem was godziny chyba.- Podbiegł do nas Carl.-

- Oj bez przesady, musiałyśmy zwiedzić to miasto. W ogóle Carl, twoją dziewczynę zaczepiła jakaś laska i powiedziała, że jesteś jej.

- Niech zgadnę Enid? Ona ma jakąś obsesję na moim punkcie od kiedy się tutaj pojawiliśmy.

- Ale nie jesteście razem?

- Nie nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy, jesteś od niej o niebo lepsza.- Podszedł do mnie chłopak i z uśmiechem złapał mnie za rękę.-

Dzisiejszy dzień był naprawdę pełen emocji, i tych pozytywnych jak i negatywnych. Zobaczymy co następne dni przyniosą, miejmy nadzieję, że tylko dobre rzeczy.




Teraz śmierć poluje na życie | | Carl GrimesWhere stories live. Discover now