| | Rozdział 7 | |

982 39 49
                                    

* Mniej więcej rok po akcji z rozdziału 6 *

W końcu zgubiłam tą grupkę szwendaczy. Podczas ucieczki z farmy zgubiłam grupę i jestem teraz sama. Cały czas idę w stronę autostrady skąd przyszliśmy na tą farmę, jedyny pomysł jaki mi przyszedł do głowy gdzie oni mogą być. 

Przez ten rok dużo się działo, Sophia oraz Dale umarli a Carl został postrzelony. Poznaliśmy również rodzinę która mieszkała na farmie, z 6 osobowej rodziny przeżyły tylko 3 osoby. Maggie, Beth oraz Hershel Greene, wszyscy bardzo sympatyczni. Mam nadzieję, że wszystkim udało się bezpiecznie uciec i mam nadzieję, że oni w ogóle będą na tej autostradzie. Biegłam ile sił w nogach co jakiś czas robiąc przerwy żeby złapać oddech. Duża ilość gałęzi czy miękka gleba w lasach nie pomagała biegu.

Cała spocona zauważyłam pomiędzy drzewami drogę, w końcu dobiegłam. Przeszłam przez mały płot który odgradzał autostradę od lasu i weszłam na równy teren. Samochody, to są na pewno nasze samochody. Resztką sił podbiegłam do znajomych mi pojazdów, znalazłam ich.

- Faith! Boże myślałem, że nie żyjesz.- Podeszłam do chłopaka który objął mnie rękoma.-

Nie sądziłam, że będę kiedyś za kimś tak tęsknić jak teraz tęskniłam za tą grupą. Mimo stracenia dachu nad głową i bezpiecznego miejsca każdy stara się znaleźć jakieś pozytywy. 

Słońce już zachodziło, postanowiliśmy spędzić tę noc na autostradzie i ruszyć o świcie w poszukiwaniu nowego bezpiecznego miejsca. Ja postanowiłam wziąć nocną wartę, mimo zmęczenia nie chciało mi się spać.

Weszłam na dach kampera a snajperkę którą trzymałam w ręce położyłam obok tak samo jak lornetkę. Żal mi Lori, w takim świecie zajść w ciąże to koszmar. A na farmie okazało się, że Lori zdradziła Ricka z Shanem na początku apokalipsy. Przez to duże prawdopodobieństwo jest, że dziecko które nosi Lori nie jest dzieckiem Ricka. Widać, że sam mężczyzna to trochę przeżywa, żona zdradziła go z jego najlepszym przyjacielem i dodatkowo ma z nim dziecko. 

- Nad czym tak myślisz?

- Boże Carl zawsze musisz mnie tak straszyć?- Ten tylko się uśmiechnął i usiadł obok.- A to co myślę to nie twój interes.

Niebo było dzisiaj wyjątkowo ładne a okolica zadziwiająco spokojna. Księżyc na bezchmurnym niebie oświetlał delikatnie okolice. Zostawione na pastwę losu samochody na autostradzie wyglądają przerażająco.

Siedzenie w środku nocy na dachu kampera który stoi na środku opuszczonej autostrady wraz z chłopakiem który jest twoim najlepszym przyjacielem... Nigdy nie myślałam, że czegoś takiego doświadczę w swoim pojebanym życiu. Lubie takie sytuacje, niby zwykłe a nie zwykłe. Siedząc tak blisko siebie i patrząc na krajobraz oparłam się głową o ramie Carla siedzącego obok. 

- Dobra dzieciaki, nie chcę wam przerywać waszej randki ale ja przejmuje teraz wartę. Musicie się wyspać.- Oboje podskoczyliśmy jak usłyszeliśmy głos Daryla za naszymi plecami. Na mojej twarzy od razu pojawił się delikatny rumieniec, oboje wstaliśmy i zeszliśmy na dół.-

Wstaliśmy tak jak planowaliśmy, o samym świcie. Ja oczywiście cała zaspana, pomogłam w pakowaniu wszystkich rzeczy i wsiadłam do samochodu którym mieliśmy jechać dalej w drogę. Po jakimś czasie nieustannego patrzenia się w widoki za oknem powieki same mi się zamknęły a ja pogrążyłam się w głębokim śnie. 

* Kilka miesięcy później *

Po kilku miesiącach ciągłej podróży musieliśmy się w końcu zatrzymać. Paliwo w samochodach mieliśmy już na wyczerpaniu, chcieliśmy jechać dalej na południe ale mieliśmy duże prawdopodobieństwo spotkać hordę którą spotkaliśmy po drodze. Rick zaproponował żebyśmy pojechali do Greenville drogą 27 a następnie pojechali na zachód. Gdy Rick skończył przedstawiać swój plan Lori wzięła go na chwilę na bok aby z nim porozmawiać. Oparłam się o drzwi samochodu i obserwowałam całą sytuację, raczej nie było to  było to nic pozytywnego bo po kilku minutach Lori odeszła od niego zszokowana i zezłoszczona zarazem a w oczach miała łzy.

Teraz śmierć poluje na życie | | Carl GrimesWhere stories live. Discover now