| | Rozdział 8 | |

875 42 33
                                    

* Na końcu rozdziału ważna notka *

Po wybraniu celi która była jeszcze wolna położyłam swoje torby pod ścianą i usiadłam na twardym łóżku więziennym, byłam strasznie zmęczona. Zabijanie sztywnych na terenie więzienie nieźle dało mi w kość, i nie tylko mi wszyscy nie spali na normalnych łóżkach od miesięcy. Gdy chciałam się położyć na łóżku do celi wszedł Carl, usiadł w ciszy obok jakby zastanawiał się co powiedzieć. Spojrzałam w jego oczy które błądziły po szarych ścianach, jakby były najciekawszą rzeczą w tym pomieszczeniu. 

- J-ja... Przepraszam.- Powiedział chłopak który lekko się zająknął.-

- Wiem, że powiedziałeś to w nerwach.- Po chwili chłopak który siedział obok spojrzał mi prosto w oczy delikatnie się przybliżając, gdy był już wystarczająco blisko nasze usta złączyły się w długim pocałunku.-


Nie miała kiedy mnie ta głowa rozboleć, dzisiaj byłam dosłownie zmuszona do leżenia w łóżku. Nie tylko przez to, że głowa mnie niemiłosiernie bolała ale cała grupa powiedziała, że należy mi się odpoczynek. Plecy bolały mnie od twardego materaca a brak świeżego powietrza również nie pomagał. Na szczęście po kilku godzinach leżenia na tym materacu ból głowy przeszedł i mogłam ze spokojem wyjść na zewnątrz zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. 

Wyszłam z budynku więziennego i wyszłam przez wewnętrzną bramę na ogrodzoną polanę. Usiadłam pod siatką na zielonej trawie, włożyłam w uszy słuchawki i włączyłam na swoim MP3 muzykę. Daryl znalazł to MP3 w więzieniu, z urządzenia leciała muzyka country. Słońce przyjemnie grzało a w około była kompletna cisza, za zewnętrznym ogrodzeniem było tylko kilka sztywnych a nasza grupa starała się jak najmniej hałasować. Jedyne co mi w tych czasach brakuje to bezpiecznego i stałego schronienia. Ciepłe łóżko i brak myśli czy następnego dnia przypadkiem nie umrzesz. Wątpię żeby takie miejsca aktualnie istniały, one nie mają prawa istnieć. Jednego dnia może być pięknie kolorowo a drugiego, grupa zimnych zabije twoich bliskich. Nigdy nie możesz czuć się bezpiecznym, nigdy nie wiesz co się stanie. Gdy patrzyłam w stronę lasu zauważyłam sylwetkę mężczyzny, to nie był zimny. Stał w miejscu kompletnie się nie ruszając oraz stał wyprostowany. Przetarłam oczy a gdy ponownie je otworzyłam postaci już nie było, kto do kurwy to był.

- O tutaj jesteś.- Podeszła do mnie młoda blondynka.- 

- Coś się stało, że mnie szukałaś?

- Nie, chciałam po prostu pogadać. Jesteś jedyną osobą z tej grupy która ma podobny wiek do mnie.- Dziewczyna cicho zaśmiała się pod nosem. No tak, w końcu ja miałam 16 lat a Beth 18 więc nie ma jakiejś wielkiej różnicy wiekowej.- Też tak miałaś na początku, że nie wierzyłaś w to co się aktualnie dzieje? Ja tak miałam, mieszkaliśmy na farmie z dala od dużych miast i nagle dochodzi do nas taka informacja.

- Byłam za bardzo oszołomiona, że nie myślałam o tym. Najbardziej bolesne było bombardowanie Atlanty, wszystkie miłe wspomnienia zostały zabijane w tej chwili. I to właśnie w tym momencie do mnie wszystko doszło, że świat już jest nie do odratowania. Nic już nie będzie takie jak kiedyś.

- Nie chciałabym być na twoim miejscu, my początek apokalipsy przeżyliśmy spokojnie. Znajdowaliśmy się z daleka od centrum, a o jedzenie czy wodę się nie martwiliśmy. Mieliśmy w końcu własne bydło, kury czy studnie z której czerpaliśmy wodę, a to, że znajdowaliśmy się z daleka od miast dawało nam poczucie bezpieczeństwa. Złudne poczucie bezpieczeństwa.- Nastała chwila niezręcznej ciszy w której żadna z nas nie wiedziała co powiedzieć.-Gdzie byłaś jak to wszystko się zaczęło? 

Teraz śmierć poluje na życie | | Carl GrimesUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum