| | Rozdział 6 | |

976 37 44
                                    

Jedziemy od kilku godzin samochodem po opuszczonych drogach, ja wraz z Rickiem, Lori, Carlem oraz Glennem jechaliśmy w samochodzie. Kilka osób jechało w kamperze a Daryl jechał na samym przodzie swoim motocyklem. Po drodze nie było żadnych problemów, paliwa było wystarczająco żeby dojechać do Centrum Kontroli Chorób. Rick powiedział, że jeśli ktoś nam pomoże, to jedynie tam. Shane i Andrea nie byli zadowoleni z pomysłu Ricka, nie mieliśmy nic do stracenia. Nasz obóz i tak już nie był bezpieczny, coraz więcej sztywnych było w okolicy. 

Jazda po mieście przyprawiała mnie o gęsią skórkę, miałam cały czas wrażenie, że zza rogu pojawi się ogromna grupa szwendaczy. Teren miasta wyglądał okropnie, wszędzie gnijące ciała i muchy, czołgi i inne wojskowe pojazdy stały i rdzewiały. Wojsko chyba jak najdłużej chciało bronić ten budynek. 

Słońce już prawie całkowicie zaszło, nikt z nas nie chciał zostać w tej sytuacji bez schronienia. Ten budynek był naszą ostatnią szansą, Rick podbiegł do głównych drzwi budynku Centrum Kontroli Chorób. 

- Jeśli to miejsce jest otwarte to czy przypadkiem drzwi nie powinny być otwarte?- Zapytał ciemnoskóry mężczyzna który podszedł do Ricka.-

Nikt nie otwierał, już mieliśmy odchodzić ale Rick nakazał nam poczekać.

- O co chodzi? Nikogo tam nie ma. Wszyscy przez Ciebie zginiemy.- odezwał się Shane który ponownie zaczął obwiniać o wszystko szeryfa-

- Cicho, kamera się ruszyła.

- Masz zwidy, nikogo tam nie ma. Wracajmy.

- Kurwa wiem co widzę! Kamera się ruszyła, ktoś tam jest.- Podszedł i zaczął uderzać w metalową zasłonę która zabezpieczała drzwi budynku.- 

Gdy wszyscy stracili już nadzieję nagle z głośnika który był obok drzwi można było usłyszeć głos mężczyzny. Po chwili rozmowy wpuścił nas do środka. Wnętrze budynku było zadziwiająco czyste, wszystko stało na swoim miejscu. Doktorek postawił nam warunek, każdemu z nas pobierze krew, dla bezpieczeństwa. 

Dr.Jenner oprowadził nas szybko po ośrodku i wrócił robić swoje rzeczy. Każdy wybrał swoje pokoje i zostawił tam swoje rzeczy. Wzięłam jakieś czyste ubrania z torby i poszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę i weszłam pod prysznic, czuję się jakbym nie myła się od wieków. Kiedyś człowiek nie doceniał tak normalnych rzeczy jak prysznic, teraz to luksus. Gdy większość osób poszło spać ja postanowiłam jeszcze pójść poczytać książkę, nigdy nie wiem kiedy następnym razem nadarzy mi się okazja czytać takową. Biblioteka była ogromna, wzięłam pierwszą lepszą książkę i usiadłam na sofie obok. Otworzyłam na pierwszej stronie i gdy zaczynałam pisać ktoś wszedł do pokoju.

- Carl tym razem mnie nie przestraszysz. - powiedziałam nie patrząc kto wszedł do pokoju, odpowiedział mi tylko śmiech... To nie był śmiech Carla.-

Przede mną stał nikt inny a Shane, było widać, że delikatnie jest nachlany. Nie lubię przebywać w towarzystwie pijanych mężczyzn.

- Czego chcesz skurwielu?

- Ciebie. - W tym momencie myślałam, że moje serce zaraz wyskoczy z mojej klatki piersiowej. Chciałam wstać ale on mi nie pozwolił dodatkowo, zobaczyłam, że jedyne drzwi od tego pokoju są zamknięte.-

Zaczęłam się szarpać z pijanym facetem, próbowałam krzyczeć ale ten skutecznie mi to uniemożliwiał. Z resztą, i tak nikt by tego nie usłyszał ściany są za grube. Nie miałam przy sobie żadnej broni, nie mam z nim szans. On może zrobić ze mną co zechce, najprawdopodobniej wybierze tą najgorszą opcję...


Weszłam do łazienki od swojego pokoju i usiadłam na zimnych kafelkach. Łzy swobodnie spływały po mojej twarzy, ręce mi się trzęsły a ja nie miałam na nic siły. Siedziałam w tej łazience skulona mająca wszystkiego dosyć. Chwyciłam swój nóż który leżał na blacie i przejechałam ostrzem po nadgarstku. Krew ledwo co leciała, rana była tak płytka, że wyglądała na zadrapanie a nie przecięcie. Rzuciłam nóż na drugi koniec łazienki i wytarłam krew z nadgarstka w spodnie.

Teraz śmierć poluje na życie | | Carl GrimesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz