| | Rozdział 15 | |

762 30 90
                                    

* Kilka dni po akcji z rozdziału 14 *

- Hej, nad czym tak myślisz?- Stanęłam obok chłopaka który miał akurat wartę.-

- Nad niczym.- Powiedział obojętnym głosem.-

- Carl pamiętaj, że dla mnie jesteś tak samo seksowny czy z okiem czy bez.- Na jego twarzy zawitał szczery uśmiech a jego policzki przybrały delikatnie różowego odcienia. Chłopak otworzył ramiona a ja wtuliłam się w niego jak mały niedźwiadek.- 

Zza moich pleców usłyszałam odgłos otwieranej bramy, zeszliśmy oboje po drabinkach i podeszliśmy do grupy która wróciła. Po twarzy Ricka który wchodził przez bramę wątpię żeby było to coś dobrego.

- O co chodzi?- Podbiegłam do szeryfa.-

- Chodź Faith, Carl zostań na warcie. Patrz uważnie, coś się rusza celujesz w to, strzelasz jeśli człowiek zostawiasz jeśli sztywny. Glenn powiedz wszystkim wartownikom aby dokładniej badali teren oraz żeby przekazywali informację dalej.

Rick po śmierci Deanny został liderem Alexandrii, nie każdemu się to podobało ale dla mnie był dobrym liderem. Poszłam za nim do naszego domu i usiadłam na sofie.

- Mam dwie ważne rzeczy do Ciebie.- Zaczął poważnie.- Pierwsza, zostajesz moim zastępcą, jeśli mnie nie ma na terenie osady przejmujesz dowodzenie. Jesteś jedną z najbardziej zaufanych osób, chciałem wziąć Daryla ale wiesz jaki on jest. Druga gorsza, spotkaliśmy nową grupę.- Moje serce zaczęło szybciej bić a ręce zaczęły się pocić.-

- Kurwa, ile osób jest w tej grupie?

- Za dużo żebyśmy dali radę ich wszystkich zabić. W całej okolicy ich bazy mają posterunki, broni jak i wyszkolonych ludzi mają o wiele, wiele więcej. Większość osób w tej osadzie nie potrafi strzelać, musimy coś z tym zrobić albo po nas. Fakt, mamy wysokie mury ale one za długo nie wytrzymają, mogą zrobić tak samo jak zrobił to Gubernator w więzieniu.- Gubernator podczas najazdu na nas przejechał czołgiem po ogrodzeniu rozwalając je i wpuszczając zimnych do środka.-

- Poproszę Morgana oraz Rosite aby zajęli się nauką ludzi obrony i ataku bronią białą. Do nauki korzystania z łuków czy broni palnej wezmę Chloe oraz Glenna. Warto by było znaleźć więcej broni oraz zapasów medycznych.- Rick pokiwał głową.-

- Weź Daryla, nie wiadomo kiedy zaatakują.

- Damy radę Rick, jak zawsze.- Spojrzałam się w oczy szeryfa, niebieskie oczy które wyrażały strach oraz obawę.-

Zarzuciłam na ramię torbę którą biorę na wypady i poszłam szukać kusznika. Wpadłam po drodze do zbrojowni zabierając pistolet z tłumikiem oraz karabin który zarzuciłam na plecy. Daryl wziął swoją kuszę i wsiedliśmy obaj na jego motocykl. 

Czy bałam się co się stanie w przyszłości? Bałam się i to w cholerę, ten świat był, jest i będzie okrutny. Tylko z dnia na dzień będzie coraz bardziej okrutny, i nikt ani nic nie może tego zmienić.

- Ej młoda co taka cicha jesteś?

- Martwię się po prostu. Ta sytuacja może się zakończyć tak samo jak sytuacja w więzieniu.

- Nawet tak nie myśl, jakoś nam się uda.

- Daryl ja wiem, że ty sam w to wątpisz.

- I tu mnie masz.- Reszta drogi minęła w ciszy.-

Podjeżdżaliśmy pod różne domy w poszukiwaniu przydatnych rzeczy, nic nie znaleźliśmy. Został nam ostatni dom, jeśli nic w nim nie będzie to wracamy. 

* Dwa miesiące później *

Coś się zaczyna coś się kończy, w naszym przypadku zaczęło się odbudowywanie naszej osady a zakończyła wojna z Neganem. Zginęło tyle ludzi, tylko dlatego, że jakiś psychol chciał mieć najwięcej zapasów których i tak miał dużo. Niektóre domy były spalone do gruntu a niektóre fragmenty muru trzeba było naprawić. Ogromne braki w żywności, brak lekarzy, brak zaufania. Dużo ludzi którzy walczyli za Alexandrię przestali ufać Rickowi, sam Rick ledwo co dawał radę to wszystko unieść psychicznie. Negan znęcał się nad nim psychicznie, kazał odrąbać rękę jego własnego syna, groził mu, że nas wszystkich pozabija. Porwał Daryla, zabił Glenna i Abrahama, zniszczył równowagę w naszej osadzie. Rick wziął sobie chwilowe wolne od roli lidera, właściwie to ja go do tego zmusiłam. Wszystkim nam siadła psychika po napadach Negana ale mimo wszystko, pomijając oczywiście ofiary śmiertelne to Rick najbardziej na tym ucierpiał. Do Alexandrii doszło kilka nowych osób, Rick wykłócał się, że nie powinniśmy ich przyjmować ale więcej głosów było na tak niż na nie więc sprawa była oczywista. Podeszłam do stanowisk gdzie były przywiązane konie, odwiązałam swojego konia i na niego wsiadłam. Był to śliczny albinos, pomijając to, że ogier jest niezłym uparciuchem to jest bardzo posłuszny.

- Aaron, otwórz bramę.

- Gdzie jedziesz?- Podbiegł do mnie Carl podając mi do ręki karabinek.-

- Do królestwa, muszę porozmawiać z królem.- Popatrzyłam się w stronę chłopaka.- Hej, spokojnie wrócę. 

Chłopak odszedł a ja wyjechałam przez bramę. Droga na koniu do królestwa trwa mniej więcej trzy godziny, było dość wcześnie więc powinnam wrócić jeszcze przed zmierzchem. Po wojnie z Neganem niektóre osoby oskarżały Alexandrię, a głównie Ricka o to, że to przez niego umarły ich rodziny. 

Dojechałam w końcu do Królestwa, po otworzeniu bram oczy wszystkich przechodniów skierowały się w moją stronę. Niektórzy patrzyli z obojętnym wzrokiem a niektórzy w stylu *Co ona tu do cholery robi*, zdążyłam już się przyzwyczaić. Odstawiłam konia przy bramie i poszłam w stronę budynku w którym znajduje się Król Ezekiel.

- O to jest ta od jednookiego, jesteście zerem.- Zaśmiał się jeden z trzech chłopaków stojących z boku.-

-  Wy nazywacie mnie zerem?- Zaśmiałam się pod nosem podchodząc pod grupkę chłopaków.-Ja jestem liderem Alexandrii, przeżyłam piekło oraz wojnę z Neganem a wy siedzicie tu na swoich tłustych dupach nic nie robiąc. Więc polecałabym się zastanowić kogo nazywacie zerem, a jeszcze raz powiecie na Carla jednooki to wam po jednym oku wydłubie i zobaczymy jak wy się wtedy poczujecie.- Chłopacy którzy stali przede mną spojrzeli się na siebie i odeszli jak przestraszone pieski.-

Niewzruszona sytuacją sprzed chwili szłam dalej aby spotkać się z Ezekielem. Weszłam do jednego z największych budynków w Królestwie i skierowałam się w stronę pomieszczenia gdzie Ezekiel zwykle przesiaduje. Zapukałam do drzwi od pokoju a po chwili do niego weszłam.

- Królu Ezekielu, Alexandria znowu potrzebuje Pana pomocy. Kończą nam się lekarstwa, żywność oraz naboje, wiem, że w ostatnim czasie dużo proszę o pomoc.

- Faith, to jest już drugi raz po wojnie. Oczywiście dam tobie rzeczy które potrzebujesz tylko wiedz, że musisz to jakoś nadrobić. W ogóle, jak się trzyma Rick? Słyszałem, że w ostatnim czasie słabo z nim.

- Słabo to mało powiedziane Królu Ezekielu, Rick nie daje sobie rady jako lider i nie wiem kiedy będzie mógł. 

- Pozdrów go ode mnie, miejmy nadzieję, że facet da rade. Henry pomoże Ci w przewiezieniu zapasów.

- Jeszcze raz dziękuję Królu Ezekielu.

Zapasy mieliśmy już spakowane i ja wraz z Henrym jechaliśmy w stronę Alexandrii. Spędziłam trochę więcej czasu w Królestwie niż przewidywałam, dotrzemy na miejsce dosłownie chwilę przed tym jak słońce zajdzie. 

Pożegnałam się z Henrym, przywiązałam konia do słupka i wzięłam torby z zapasami do spiżarni oraz gabinetu lekarskiego. Kilka osób gdy zobaczyło co przynoszę uśmiechnęło się w moją stronę. Odłożyłam rzeczy które przyniosłam na swoje miejsca i wróciłam do domu.



Teraz śmierć poluje na życie | | Carl GrimesOnde as histórias ganham vida. Descobre agora