| | Rozdział 19 | |

547 29 7
                                    

Nie wierzyłam własnym oczom, przede mną stała moja własna matka. Głowę miała ogoloną a wokół oczu oraz ust miała roztarte błoto aby zamaskować swój zapach. Mimo iż kobieta była moją rodzicielką nie była ona tą kobietą którą wcześniej znałam. Moja matka nigdy by nie przebierała się za trupy a co dopiero zabijała ludzi. Z jej twarzy nie można było wyczytać żadnych emocji, kompletna pustka. Patrzyła się na mnie jakbym była kolejnym szarym człowiekiem który nie wnosi nic do życia, a byłam jej córką, córką dla której kiedyś zrobiłaby wszystko. 

- Jestem Alfa, jedyne czego od was chcę to moją córkę.- Jej wzrok był raz skierowany w moim kierunku a raz w Daryla i resztę stojącą za murem i obserwującą sytuację.-

- Nigdzie z tobą nie idę.- Kobieta podeszła krok bliżej i spojrzała mi prosto w oczy.-

- Ty już nie jesteś moją córką.- Zabolało, nie widziałam jej od ponad roku a mimo tego usłyszenie z ust własnej matki zdania, że nie jest się już jej dzieckiem każdego by zabolało. Patrząc się na kobietę poszłam w stronę bramy mówiąc Darylowi aby z nią porozmawiał.-

Usiadłam na schodach od największego budynku w osadzie a z moich oczu zaczęły spływać łzy. Ona nie była już tą samą osobą którą znałam, tęskniłam za moją dawną mamą. Opiekuńczą i miłą kobietą która na rzecz rodziny wskoczyłaby w ogień. Mimo patologi w domu jaką fundował nam mój ojciec ona zawsze potrafiła mnie pocieszyć i podnieść na duchu. W tym momencie wolałabym jej nigdy ponownie nie spotkać, wolałabym myśleć, że nie żyje.

- Hej, spójrz na mnie. Co się stało?- Carl usiadł obok na schodach patrząc się w moim kierunku.-

- Alfa jest moją matką.- Na twarzy chłopaka pojawiło się nie małe zdziwienie, sama pewnie bym podobnie zareagowała. Wzięłam głęboki wdech i wytarłam łzy z moich policzków.- 

- Jakoś damy radę, jak zawsze.

- Chciałabym mieć nadzieję, ale patrząc na to jak ludzie Alfy są jej oddani i to, że mają przewagę ponieważ mogą prowadzić hordy sztywnych to nasza przyszłość nie zapowiada się za ciekawie. Biorąc dodatkowo pod uwagę, że ona oddałaby wszystko aby jej rodzinie się nic nie stało a jej nową rodziną są szeptacze.

- Tak jej odbiło, że twoja śmierć nic by dla nie nie znaczyła?

- Wątpię, w końcu nie jestem już jej córką. Ta nowa, Lydia jest jej córką.

* Miesiąc później *

Na kilka dni mieszkańcy wszystkich osad mogli zapomnieć o problemie szeptaczy. Na terenie Królestwa odbywał się festyn, ludzie z każdej osady mogli przyjechać i spędzać miło czas z innymi. Król Ezekiel zadbał o takie rzeczy jak kino, scenę z muzykami, dużo rozmaitych przekąsek czy inne ciekawe atrakcje. Przechodząc się po ulicach Królestwa na twarzach wszystkich osób przewijał się uśmiech, oprócz kilku osób stojących gdzieś po bokach oraz mnie.

- Carl, widziałeś gdzieś Chloe? Ostatni raz widziałam ją kilka godzin temu jak tutaj przyjechaliśmy.

- Właśnie chciałem się Ciebie o to zapytać.- Serce zaczęło mi szybciej bić, nigdy jej się nie zdarzało od tak znikać na kilka godzin.-

- Czekaj zaraz wrócę.- Pobiegłam do budynku w którym był Rick wraz z Królem Ezekielem.- Rick, Ezekiel, widzieliście gdzieś Chloe? Przebiegłam chyba całe Królestwo pytając kilka osób i nikt jej nigdzie nie widział od kilku godzin. Słyszałam, że kilka innych osób również nie ma.

- Może się źle poczuli, Chloe jak i reszta może wrócili do swoich domów.- Ezekiel zaśmiał się pod nosem, nienawidzę w nim tego, lekceważy wiele spraw.-

Teraz śmierć poluje na życie | | Carl GrimesWhere stories live. Discover now