| | Rozdział 17 | |

640 35 31
                                    

Po kilku dniach męczącej podróży do stolicy państwa naszym oczom ukazały się znaki mówiące, że właśnie wjeżdżamy na teren miasta. Jechaliśmy główną drogą w stronę muzeum które znajduje się w centrum Waszyngtonu. Pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu to miasto tętniło życiem, teraz stoi kompletnie opuszczone a na ulicach nie widać żywej duszy. Ja wraz z Chloe pilnowałyśmy tyły, Rick wraz z Michonne prowadzili całą grupę a reszta jechała z boku na koniach oraz na bryczce. 

- W ogóle, ludzie z Królestwa nadal mają problem do Alexandrii?

- Tak, niektórzy nadal nas obwiniają o śmierć ich rodzin i domagają się egzekucji Negana.

- A ty, co o tym myślisz?

- Nie wiem, prawie zabił Carla... Więzienie jest lepszą karą niż śmierć. Zabijając go wyświadczymy mu przysługę. 

- Też fakt. Jak myślisz, w tym muzeum znajdziemy coś pożytecznego?

- Mam ogromną nadzieję, że tak.

Dotarliśmy już pod budynek, zostawiliśmy konie i weszliśmy do muzeum. Na środku pomieszczenia w którym staliśmy porozkładane były śpiwory oraz materace, ludzie którzy tutaj mieszkali umarli albo uciekli. Rozdzieliliśmy się na kilka grup, każdej grupie przypada inny dział. Po szybkim przeszukaniu znaleźliśmy kilka ciekawych rzeczy oraz rzecz, na której najbardziej nam zależało. Wóz który przyda nam się w odbudowaniu Alexandrii. Zadanie jednak nie było takie łatwe jak mogło by się wydawać. Sztywny który spadł z wyższego piętra rozbił delikatnie szkło podłogi pod którą chodziły dziesiątki sztywnych. Powoli znieśliśmy wóz ze schodów a wchodząc na szklaną podłogę ta pod naszym ciężarem zaskrzypiała. Nic nikomu się nie stało, bryczkę wynieśliśmy na zewnątrz podpinając pod nie konie.

- Kiedyś pracowałam w podobnym muzeum, słyszałam, że w podziemiach tego muzeum jest bank nasion.- Jadis podeszła do mnie i do Ricka.-

- Prowadź.

Zostawiliśmy kilka osób na zewnątrz z końmi a ja wraz z Rickiem i Chloe poszliśmy za Jadis w poszukiwaniu nasion. Zeszliśmy po schodach schodząc do ciemnych podziemi, chodziliśmy po różnych pomieszczeniach szukając tego jednego z nasionami. 

- Tutaj jest.- Weszliśmy do pokoju z którego wołała nas Jadis.-

W szufladach były nasiona wszystkich możliwych roślin na świecie. Pakowaliśmy paczki z nasionami do toreb gdy z końca korytarza usłyszeliśmy charakterystyczne warczenie.

- Pójdę to sprawdzić.- Wyszłam z pomieszczenia świecąc latarką w stronę korytarza z którego dochodziło warczenie.- Uciekamy.- Wszyscy spojrzeli się na mnie.- Na korytarzu jest z 50 sztywnych.

Wybiegliśmy z pomieszczenia kierując się w stronę wyjścia. Na nasze nieszczęście grupka zimnych zauważyła nas i zaczęła kierować się w naszym kierunku. Udało nam się bezpiecznie wyjść mając w torbach niezły zapas nasion. Wsiedliśmy na konie i kierowaliśmy się w stronę naszych domów. Droga zajęła powrotna minęła nam tak samo szybko i bezproblemowo jak ta w stronę Waszyngtonu. To, że stolica jest opuszczona potwierdza w stu procentach fakt, że nigdzie już nie jest bezpiecznie. 

Przy jednym ze skrzyżowań rozdzieliliśmy się z Maggie, Carol oraz Królem Ezekielem. Weszliśmy przez bramy do Alexandrii przywiązując konie do słupków a bryczkę odstawiając przy miejscach budowy. Weszłam z Chloe do naszego domu, zdjęłam buty i położyłam a bardziej opadłam na sofę w salonie. 

- Sofa ale za tobą tęskniłam.

- Bardziej niż za mną?- Chłopak nachylił się nad moją twarzą a jego ciepły oddech muskał moje policzki.-

- Może.

- Super, sofa kradnie mi dziewczynę.- Carl zaśmiał się pod nosem siadając obok i obejmując mnie ramieniem.- Jak poszło w Waszyngtonie?

- Znaleźliśmy to na co liczyłam i zebraliśmy całkiem duży zapas nasion. Idziemy się przejść z psami?- Wyszliśmy z domu zamykając za sobą drzwi.-

Szliśmy ulicami Alexandrii, niektórzy ludzie ciężko pracowali, niektórzy cieszyli się swoim towarzystwem a niektórzy po prostu korzystali z chwili spokoju. Miło się patrzy jak ludzie mają nadzieję w lepszą przyszłość. Cieszą się, że żyją i nie boją się sztywnych, zapominają chociaż na chwilę jaki świat jest okrutny. Dzieci mają gdzie dorastać, a kobiety w ciąży gdzie bezpiecznie rodzić. Mamy lekarzy, lekarstwa, prąd, czystą wodę, nie musimy bać się zimy. Jednak piękną chwile musiał ktoś przerwać.

- Jednooki i jego dziewczyna która jest sierotą. Wszyscy ludzie którzy umarli na wojnie z Neganem to twoja wina.- Z naszej prawej stało dwóch chłopaków którzy opierali się o płot.-

- Zostaw ją.

- Bo co jednooki? Myślisz, że jak masz jedno oko to wyglądasz na groźniejszego.

- Jeszcze raz go kurwa nazwiesz jednookim to wylecisz stąd szybciej niż tu trafiłeś. 

-  Jaka pewna siebie, nic nie możesz nam zrobić.- Zaśmiał się drugi chłopak który wcześniej stał z boku obserwując całą sytuacje.-

- Chcesz się przekonać?- Dwójka chłopaków przestała się śmiać i spoważniała tak samo jak moja mina i mój ton głosu do nich.- 


Siedziałam wraz z psami na zewnątrz domu obserwując okolice przy okazji odpoczywając. W ręce trzymałam książkę którą przed chwilą znalazłam. Obok na małym stoliku miałam szklankę wody która była w połowie pusta. Zauważyłam jak Daryl, Rick i Michonne wchodzą do naszego domu.

- Faith chodź do środka, musimy o czymś porozmawiać.- Weszliśmy do środka domu, Rick z nas wszystkich był najbardziej poddenerwowany.-

- Siadajcie, przyniosę coś do picia.- Michonne usiadła na sofie ja usiadłam na fotelu a Daryl stanął w rogu pokoju.-

- Co się dzieje Rick?- Michonne spojrzała się w stronę szeryfa który usiadł na kanapie obok niej.-

- Gdy nas nie było Rosita i Eugane wyszli na ekspedycję w poszukiwaniu nowych potrzebnych rzeczy. Gdy wracali już do Alexandrii napotkali hordę szwendaczy, schowali się w rowie przykrywając się błotem a gdy horda przechodziła bokiem usłyszeli głosy dobiegające z ich strony.

- Sztywni nie potrafią mówić.

- Może się gdzieś nauczyły, albo wirus ewoluował i pozwolił przemienionym rozmawiać.

- Rick większej głupoty nie słyszałam.- Zaśmiała się Michonne siedząca obok szeryfa.-

- Rick pamiętasz wykład Jennera? Części mózgu odpowiedzialne za mowę czy wspomnienia nie powracają, to nie jest możliwe aby same nauczyły się mówić. 

- Ja podaje tylko możliwe scenariusze, ale przyjmijmy, że szwendacze nie nauczyły się mówić. To kto inny mógłby mówić w hordzie sztywnych, Rosita mówiła, że nie widziała żadnego człowieka który byłby pokryty wnętrznościami sztywnych.

- Może to nowa grupa.- Odezwał się Daryl który stał w kącie pokoju wcześniej słuchając co mamy do powiedzenia.-

- Jeśli tak, to mamy nieźle pojebanych nowych towarzyszy którzy przebierają się za umarłych.

Teraz śmierć poluje na życie | | Carl GrimesWhere stories live. Discover now