| | Rozdział 20 | |

551 23 7
                                    

Wróciliśmy kilka godzin temu i od tamtego momentu siedzę sama w pokoju. Nie mam ochoty z kimkolwiek rozmawiać, okryłam się kołdrą i położyłam się w łóżku. Chciałam zasnąć, nie spałam od 24 godzin. Mimo, że czułam jak moje ciało jest zmęczone nie mogłam zmrużyć oka. Wiedząc, że i tak nie usnę wyszłam z pokoju aby zabrać swojego konia i wyjechać w teren. Włożyłam do kabury Glocka a na plecy założyłam pierwszy lepszy karabinek. Wsiadłam na swojego konia i wyjechałam z terenu Alexandrii, wartownik na początku nie był za bardzo przekonany do wypuszczenia mnie, jednak uświadomił sobie, że nie dam mu spokoju i otworzył bramę.

- Czekaj tu.- Powiedziałam do konia, przywiązałam go do drzewa i weszłam w wysokie krzaki aby niezauważenie przejść na drugą stronę granicy.-

Chodziłam bezszelestnie po gęstej roślinności i gdy już chciałam wracać usłyszałam cichą rozmowę kawałek stąd. Podeszłam jak najbliżej mogłam zwracając uwagę na to żeby mnie nie zauważyli. Wyglądając zza krzaków zauważyłam dwóch członków szeptaczy, Alfa oraz jakiś mężczyzna. Wyższy od kobiety o kilkadziesiąt centymetrów, potężnej budowy i o niskim zachrypniętym głosie.

- Musimy ich zaatakować, porwali twoją córkę. Jeśli nie zrobimy tego jako pierwsi oni zaatakują nas.- Powiedział wysoki mężczyzna z naciągniętą na głowę maskę zimnego.-

- Nie zaatakują, widziałam ich reakcje na granicę. Faith wtuliła się w Ricka jak przestraszona dziewczynka, jest słaba. Boją się nas, mamy nad nimi przewagę, nie pamiętasz? W wąwozie czy innych jaskiniach mamy tysiące sztywnych. Mogę nasłać je na nich w każdej chwili, Faith nie da rady dowodzić całą Alexandrią. Załamała się śmiercią swojej przyjaciółeczki.- Mężczyzna zaśmiał się i odszedł zostawiając kobietę samą, ta położyła rękę na głowę i zaczęła przyglądać się polanie na której stała.-

- Uważasz mnie za słabą?- Alfa obróciła się zdziwiona moją obecnością.-

- Jak ty się tutaj dostałaś niezauważona?

- Uczyłam się od najlepszych.- Chloe mnie tego uczyła, to dzięki niej nauczyłam się chodzić bezszelestnie oraz korzystać z łuku.-

- Przytulanie się nie jest słabością, u nas nadal żyje cząstka ludzkości. Pozwalamy sobie na miłość, przyjaźnie czy zwykłe zaufanie. Was ta cząstka dawno opuściła, zamieniliście się w zwierzęta. 

- Wmawiaj sobie, jesteś słaba. Kiedyś płakałaś w pokoju z powodu, że ktoś nazwał ciebie dziwolągiem. Nie potrafisz zabić człowieka, znam Ciebie.- Zaśmiałam się z jej słów.-

- Przez dwa lata zmieniłam się nie do poznania, zabiłam wielu ludzi i sztywnych. To, że byłaś moją matką w żadnym stopniu nie zniechęca mnie do zabicia Ciebie. 

- Po co ty tutaj przyszłaś?

- Szczerze? Chciałam Ciebie znaleźć i wbić ci ten nóż w szyję, tak żebyś mogła zamienić się w jednego z nich.- Kobieta zaczęła się uśmiechać w moim kierunku, zza pleców doszedł mnie cichy odgłos chodzenia. Pewnie myślała, że uda mi się ją zaskoczyć. Obróciłam się wbijając ostrze noża w głowę osoby stojącą za mną. Ciało Szeptacza opadło bezwładnie na ziemie, obróciłam się z powrotem w stronę gdzie stała Alfa.- Tchórz, uciekła korzystając z okazji.

Wsiadłam na konia który stał spokojnie przy drzewie skubiąc trawę. Usiadłam obok trzymając w ręce karabinek, nigdy nie wiadomo kto i skąd może mnie zaatakować. Dzisiaj posiedzę sobie poza terenem Alexandrii, siedzenie ciągle w tym mieście męczy. 

Jeździłam samotnie po leśnych drogach bez żadnego celu. Założyłam słuchawki i włączyłam na małym urządzeniu MP3 spokojną muzykę. Oczywiście spokojną jazdę po lesie musiało przerwać kilkoro Szeptaczy którzy chodzili z sztywnymi, poznałam to po tym, że niektórzy w ręku trzymali broń białą a niektórzy nie.

- Tak bronicie swojego terenu i zakazujecie nam wchodzić a sami przekraczacie granice, co za ironia. Nie powinnam was zabić? 

- My... My nie chcieliśmy.

- Wmawiaj sobie.- Na początek zastrzeliłam sztywnych z którymi przyszli moi nowi towarzysze.- Moja matka zabiła trzydziestu moich, was z tego co widzę jest tutaj dziesięciu. Wybije was wszystkich, bez względu czy jesteście zwykłymi ludźmi czy moją matką.- Nieznajomi chcieli coś z siebie wykrztusić jednak kule które trafiły ich w serce im to uniemożliwiły. Niech zamieniają się w te potwory, nie zasługują na zwykłą śmierć.-

Wjechałam ponownie na teren osady a Aaron podbiegł do mnie.

- Faith ludzie się buntują, nie czują się bezpieczni pod twoim dowództwem. Musisz z nimi porozmawiać, tylko spokojnie.

- Pokojem nic nie osiągniemy.- Odburknęłam do mężczyzny, większość mieszkańców Alexandrii stała na małej polance na środku osady.-

Podjechałam do grupki osób, gdy zatrzymałam się obok nich wszystkie oczy były skierowane na mnie.

- Wiem, że się boicie. Też się bałam, oni są dla nas zagrożeniem które możemy pokonać tylko działając wspólnie. Jednak patrząc na obecną sytuacje ludzie podzielili się na kilka grup. Jesteście członkami Alexandrii albo jesteście wrogami Alexandrii, wy wybieracie.

- To jest niemoralne!- Wykrzyczał jeden mężczyzna wychodząc przed tłum.- Powinniśmy Ciebie wyrzucić z terenu osady!

- Moralność nas dawno opuściła.- Wyjęłam pistolet z kabury i strzeliłam mężczyźnie między oczy.- Jeśli dowiem się, że ktoś mieszka tutaj i spiskuje za naszymi plecami skończy tak samo jak on. Spalcie to ciało poza terenem osady.

Odjechałam od tłumu, zsiadłam z konia i go rozsiodłałam. Chodząc po ulicach Alexandrii ludzie patrzyli na mnie z dystansem i strachem w oczach. I dobrze, niech się boją. Przestraszonymi ludźmi łatwiej przewodzić. Usiadłam w fotelu na zewnątrz i chwyciłam do ręki książkę. Słońce już zaszło za horyzont, okryłam się kocem który leżał na fotelu obok. 

- Faith co z tobą? Ci ludzie się Ciebie boją.

- Co ze mną? Staram się aby nikt więcej nie umarł z rąk Alfy a ty masz do tego jakiś problem.

- Po prostu się o Ciebie martwię, zabijasz ludzi z przyjemnością a resztę zastraszasz.

- Ludzie się zmieniają Carl.- Powiedziałam obojętnym głosem odkładając książkę na stolik obok.-

- Chciałbym mieć z powrotem starą Faith, czułą oraz wypełnioną empatią dziewczynę. 

- Stara Faith umarła wraz z Chloe.

Chłopak odszedł zostawiając mnie samą. Zapaliłam małą świeczkę aby było trochę jaśniej, książki już nie mogłam czytać więc obserwowałam okolicę. Ludzie zaczęli schodzić się do domów aby pójść spać, gdy większość ludzi była już w budynkach w osadzie panowała idealna cisza. Co jakiś czas można było usłyszeć ciche rżenie koni czy ćwierkanie ptaków. Dopijając wodę którą miałam na stoliku wpadł mi do głowy szalony pomysł. Pomysł którego mogę żałować, ale jak to się mówi... Raz się żyje.

- Negan jesteś na tyle szalony aby zabić Alfę?

Tej notatki nie usuwam bo kurwa film smieszy nadal XDDD

Miłego dnia

Teraz śmierć poluje na życie | | Carl GrimesOnde as histórias ganham vida. Descobre agora