Stare i nowe - One Shot

147 12 49
                                    

Tak więc miał być one shot a będzie więcej niż one shot. 😂
Zapraszam !

- Porwał cię? - Podekscytowana Jeyne siedziała naprzeciw mnie i w chorobliwie chciwy sposób chciała wiedzieć więcej i więcej. Cieszyłabym się gdyby chodziło o kogokolwiek innego, lecz tym razem irytowała mnie jej ciekawość. Z jakiegoś powodu czułam, że to co miało miejsce między mną a Sandorem należy tylko i wyłącznie do nas obu.

- Tak jakby. - Mruknęłam. Jenny jednak nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo mnie zniechęca do dalszej rozmowy swoim entuzjazmem. Dla niej to kadr z filmu. Na szczęście jej telefon zadzwonił już po raz setny tego dnia i w końcu go odebrała, wcześniej obficie go przy tym wyzywając.

- Muszę iść. - Jęknęła. - Ale jeszcze cię dopadnę. - Rzuciła mi trochę pieniędzy bym zapłaciła za nią i pobiegła nie wiadomo dokąd, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Rozejrzałam się po kawiarni, w której układ stolików i stałych gości był mi niewątpliwie znany. Nie znaleziwszy niczego ciekawego w środku, skierowałam spojrzenie na ulicę. Wolno popijając kawę i gryząc co jakiś czas cytrynowe ciasteczko obserwowałam przejeżdżające samochody i przechodniów. Nie wiedziałam czego szukam, lecz miałam wrażenie, że zupełnie nie jest to ważne. Chciałam jedynie czasu dla siebie.

Ostatnie kilka dni było emocjonujące. Najbardziej moment, w którym Sandor stanął na moim progu i zadzwonił do drzwi, kiedy byłam sama w domu. Poszłam otworzyć, a on stał tam, na progu, elegancko ubrany, lecz ranny. Nic nie mówił, nie musiał. Wpuściłam go natychmiast do środka, sprawdzając wcześniej, czy na dworze nie ma nic podejrzanego, lecz nie, nie było.

- Umiesz? - Spytał. Spojrzałam w tedy na krwawiący rękaw i odwinęłam go. Skrzywiłam się widząc głębokie nacięcie nożem, lecz pokiwałam głową. Przy wybrykach Aryi i kiedyś Brana można było się wiele nauczyć. Kiedy go pozszywałam chciał wyjść, lecz nie dałam mu tego zrobić.

- Nikogo tu nie będzie co najmniej do rana. - Moje oczy chyba wyrażały w tedy błaganie, bo dopiero kiedy w nie spojrzał, pokiwał głową. Pamiętałam jak ukradłam kilka świeżych rzeczy dla niego i to, jak spał w moim łóżku, podczas gdy ja spałam na mniejszej rozkładanej kanapie. Obecność drugiego człowieka w tym wielkim domu była niezwykle uspokajająca. Nigdy nie lubiłam zostawać w nim sama.

- Coś się stało, Sanso? - Skierowałam wzrok w stronę głosu i spojrzałam na wujka Joffrey'a, który stał obok stolika widocznie zaniepokojony. - Czy mój siostrzeniec cię opuścił? - Pokręciłam głową, po tym jak słowa nie wyleciały z moich ust. Tyrion widział co ma zrobić.

Odsunął krzesło naprzeciw mnie i usiadł na nim, po czym przesunął naczynia na bok dużego stołu. Nie protestowałam. Potrzebowałam towarzystwa.

- Jeśli to nie Joffrey, to kto? - Przełknęłam ślinę, lecz nie pomogło. Moje gardło było suche. Upiłam łyk kończącej się kawy.

- Jeyne. - Karzeł skrzywił się słysząc jej imię. - Ale nie o nią chodzi.

- To dobrze. Widzę jedynie momenty w których ucieka w przykrótkich rzeczach z naszego domu. - Zaśmiał się w tak przyjazny sposób, że mimowolnie się uśmiechnęłam. - Czemu zadajesz się z moim siostrzeńcem? - Odpowiedź na to pytanie przerwał kelner, który przyszedł, by zabrać naczynia.

Sansa tego nie zauważyła, lecz w kawiarni zapanowało poruszenie, kiedy Tyrion Lannister wszedł do środka, a kelnerzy grali w papier, kamień i nożyce o to, który do niego podejdzie. Jednak po tym jak szczęśliwiec odszedł z napiwkiem, wzrok karła spoczął na Sansie.

SanSan - Pies i PtakWhere stories live. Discover now