Marzenie Bliskości

219 21 3
                                    

A co tam, poszaleję.
Dwa rozdziały w jeden dzień.
Wszystko dla was!

Dziękuję wam ❤️ za wasze komentarze i gwiazdki oraz ponad 1000 wyświetleń. Bardzo się cieszę, że jest was tu aż tyle, bo nigdy się nie spodziewałam, że tyle was będzie, co jest miłym zaskoczeniem, naprawdę miłym.

Miłego czytania 😘😘😘

Kurwa. Chcę jej. Pragnę jej tak bardzo, że nie umiem powstrzymać się przed patrzeniem na jej piersi wyeksponowane przez głęboki dekolt. Udawałem za każdym razem, że patrzę na małego, srebrnego ptaszka, ale ile czasu to mogło jeszcze działać? Czuła się niezręcznie. Szczególnie dziś. Pieprzony Joffrey znowu ją dziś całował bez jej zgody. Przyszedłem w odpowiednim momencie.

- Byliśmy sami. - Powiedziała. - Przyszedł do mnie, a ja nie wiedziałam co robić. Patrzył na mnie długo, a potem nagle pocałował. Chciał chyba sięgnąć do wstążek mojej sukni, ale chwyciłam go za ręce, kładąc je na swojej twarzy. Nie spodobało mu się to. W tedy wszedłeś. - Patrzyłem jak Luna siedzi na jej nogach, przytulana przez swoją właścicielkę. Urosła trochę. Wyciągnąłem do niej rękę i pogłaskałem małe, delikatne ciało zwierzątka.

- Nie noś takich sukienek. - Spojrzałem w nic nierozumiejące oczy Sansy, która zaczęła mi mówić, jak lubi tą sukienkę. - Nie noś jej jeśli nie musisz. - Przerwałem jej.

- Czemu? Jest piękna. - Pogłaskałem pieska za uchem myśląc jak powiedzieć to mniej brutalnie, lecz było to trudne. Nie umiałem inaczej.

- Mężczyźni głównie patrzą. Jak patrzą na ciebie w tej sukni to widzą dekolt, nie twarz. Myślą nie o tobie ale o tym co masz pod suknią. Mężczyźni widzą głównie fizyczność. Słyszałaś kiedyś by jakiś komplementował wnętrze kobiety przy pierwszym ujrzeniu jej czy rozmowie? - Niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, tak jakby właśnie coś zrozumiały, coś co powinno być oczywiste, ale było coś jeszcze, coś więcej. Wiedziałem, że za chwilę poznam to pytanie. Nigdy długo nie czekałem, by zadała jakieś, bardziej dociekliwe. Mogłem tylko nadal robić to co robiłem, bo nie w sposób było się na nie przygotować.

- Ty też widzisz tylko dekolt? - Westchnąłem. Pies nigdy cię nie okłamie ptaszku. Wiesz o tym i sama chcesz prawdy.

- Widzę jedno i drugie. - Nie umiałem powstrzymać wzroku, który gładko zjeżdżał od jej oczu, do ust, odsłoniętej szyi, a później do linii koronki. Kiedy spojrzałem do góry, pamiętając o tym, żeby nie gapić się zbyt długo, zobaczyłem Sansę z rumieńcami na policzkach. Czułem jak moje tętno przyspiesza, widząc jej lekko otwarte usta. Nie ruszyłem się z miejsca podziwiając ją z małej odległości. Ona też patrzyła na mnie, czując to samo co ja. Ta chwila była nasza, intymna. Oboje o tym wiedzieliśmy.

Sansa odłożyła Lunę na bok i wstała. Podeszła bliżej i usiadła na moich kolanach, wtulając się w moją pierś. Po chwili podniosła się lekko i zatrzymała głowę w miejscu mojego obojczyka, układając ją wygodnie. Jedną ręką objęła mnie w pasie, a drugą, gładziła moją szeroką pierś. Obejmowałem ją próbując się nie ruszać, bo to mogłoby odwieść Sansę od przyjemności jaką mi sprawiała swoim dotykiem. Nigdy nie sądziłem, że ktoś będzie chciał mnie tak dotykać. Niepewnie, badając moją skórę przez materiał koszuli. Pocałowałem czubek jej głowy i zamknąłem oczy, koncentrując się na jej dotyku i ciepłe, opierając swoją głowę o jej. Zamknąłem oczy także z innego powodu. W tej pozycji miałem idealny wgląd w jej dekolt. Nie chciałem tego robić, kiedy nie była tego świadoma, zafascynowana moim ciałem.

Jej ręka podążyła do guzików, które niezręcznie zaczęła odpinać jedną dłonią. Miałem wrażenie, że drżę za każdym razem, kiedy radziła sobie z odpięciem kolejnego guzika. W końcu kiedy odpięła ich kilka, jednym palcem przejechała po mojej skórze z góry w dół, wywołując moje westchnięcie i ostatecznie stawiając do pionu moje pragnienie. Zdawała sobie nie zadawać sprawy z tego, co powinna wyczuć, siedząc na moich kolanach, co przyjąłem z ulgą. Jej dłoń teraz pewniej, zaczęła krążyć po mojej skórze, odkrywając kolejne miejsca warte uwagi dla jej palców. Moja głowa nadal wspierała się na jej. Było mi tak ciepło i wygodnie. Sansa była powolna i ostrożna, lecz wiedziała czego chce.

Niedługo po tym jak zbadała dostępny jej dłoni kawałek mojego ciała, chciała więcej. Zaczęła odpinać kolejne guziki do ich końca. W tedy usiadła na moich udach, wpatrując się we mnie, jakby potrzebowała pozwolenia na coś, czego oboje pragnęliśmy. Przyciągnąłem ją do siebie, taką niewinną i delikatną, całując namiętnie. Jej biodra teraz były tam, gdzie pragnąłem by się znalazły. Nie obchodziło mnie w tej chwili to czy coś poczuje. Moje dłonie powędrowały do zapięcia jej sukni i niecierpliwie zaczęły rozwiązać mocno zawiązany materiał.

Jej ciepłe usta zaczęły całować mnie po twarzy, obejmując mnie za szyję i przyciskając swoje ciało do mojego. Szybko rozprawiłem się ze wstążkami i rozluźniłem gorset Sansy. Dopiero w tedy mogła wsiąść pełen oddech. Spojrzała w moje oczy i wtuliła się we mnie, przy okazji ściągając ze mnie moją koszulę. Kiedy się oddaliła, jej spojrzenie zdradzało fascynację, patrząc na moją pierś. Jednak ja mogłem patrzeć tylko na nią i myśleć o niezaspokojonej od dawna potrzebie. Chwyciłem ją mocno i wstałem, niosąc ją na łóżko. Delikatnie ją położyłem i pomogłem ściągnąć wierzchnią suknię z gorsetem, które odwiesiłem do jej szafy, cały czas czując na sobie jej wzrok. Podałem jej koszulę nocną, by zamieniła ją z halki na dzień, którą obecnie jako jedyną miała na sobie. Rzuciła ją na bok.

Nie odwracałem od niej wzroku, tak jak ona ode mnie. Pocałowałem ją i chwyciłem za spód jej ubrania, podciągając go do góry. Delikatny i powolny ruch sprawił, że wywołałem u niej jęk przyjemności. Zatrzymałem dłoń na wysokości połowy jej uda, przed najwrażliwszym miejscem na nim.

Wiedziałem, że to mogloby być łatwe. Sansa nie stawiałaby oporu. Mogłem ściągnąć z niej to ubranie i pocałować ją namiętnie po raz kolejny. Ten raz zaczynałby jednak inne pieszczoty niż do tej pory. Pragnąłem tego cholernie, lecz równie dobrze wiedziałem, że nie mogę tego zrobić. Jednakże nie mogłem oprzeć się pokusie dotknięcia jej piersi, które dziś przez cały dzień, nienagannie przyciągały mój wzrok. Oparłem się na jednym ramieniu całując ją powoli, sunąc ręką po jej ciele do góry, ku mojemu celowi, który obrysowałem palcem, zanim położyłem na nim rękę i zacząłem ostrożnie masować.

- Sandor? Pytałam czy idziesz ze mną i Luną na spacer? - Jej dłoń nadal spoczywała na mojej skórze pod niedopiętą koszulą, a jej niebieskie oczy patrzyły na mnie. Usta uśmiechały się, kusząc, by je pocałować, lecz nie. Nie byliśmy na łóżku. Cholerna nocna warta. Przysnąłem.

- Kurwa. - Sansa zmarszczyła brwi i już miała coś powiedzieć, ale delikatnie ją zepchnąłem na podłogę zapinając koszulę, równocześnie całując ją w czoło na pożegnanie. - Nie mogę, wrócę po kolacji, ptaszyno.

- Sandor! - Mnie już nie było. Musiałem wyjść na miasto. Szedłem szybkim krokiem do sypialni, bojąc się, że zawrócę i zrealizuję swój sen, swoje pragnienie na Sansie. Nie. Musiałem iść na miasto. Wziąłem ze sobą sakiewkę z pieniędzmi i ruszyłem, nadal mając przed oczami ptaszynę z mojego snu. Musiałem coś z tym w końcu zrobić.

SanSan - Pies i PtakHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin