Mały pocałunek

279 22 21
                                    

Po pierwsze : Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, po których coraz bardziej chcę spędzać czas na pisaniu kolejnych rozdziałów. 😘😘😘

Po drugie: Życzę miłego czytania 😉

Podróż jest bardzo męcząca. Już pierwszego dnia Sansa czuła jak boli ją wszystko. Nigdy nie była fanką jazdy konnej, lecz w ostatnim czasie wiedziała już, że jej nienawidzi. Sandor starał się być w pobliżu, lecz jego towarzystwo także stało sie męczące, kiedy nie mogła zamienić z nim słowa. Jednak kiedy był przy niej, czuła się lepiej. Nie myślała o bracie, tylko o nim. Zastanawiała się czemu ten wielki wojownik się nią chciał zająć?

Czuła się źle gdy myślała, że jej ojciec nigdy nie zajmował się nią tak, jak robił to Sandor. Nie pamiętała kiedy ostatnio rozmawiała z ojcem więcej niż było to konieczne. Za to Arya, ona spędzała z nim dużo czasu, jak na fakt, że był ciągle zajęty. Sytuacja na pewno nie ulegnie zmianie kiedy dotrą do Królewskiej Przystani.

- Stracę w tedy ojca całkiem. - Szepnęła sama do siebie. Została sama już chwilę temu, lecz dopiero teraz odczuła jak bardzo potrzebuje towarzystwa.

On będzie uczestniczył w radach, sądach, będzie zajmował się sprawami całego królestwa, które jest znacznie większe niż północ. Pewnie już prawie nie będzie go widywać.

Sandor spojrzał na nią z daleka i zauważył jej smutek. Poczuła jak łzy ściekają jej po policzkach. Joffreya nie obchodziło to, że płakała. Poszedł sobie gdzieś przed chwilą, jak zamilkła. Opowiadała mu o ministrelu. Nawet nie pamiętała co odpowiedział jej książę. To było kilka minut temu. Jak mogła tego nie pamiętać?

Wiedziała, że zatrzymali się w zamku jednego z lordów, lecz większość ludzi się w nim nie zmieściła. Był ładną, lecz małą budowlą. Sansa zaproponowała księciu przejście się na górkę nieopodal.

Zastali tam Sandora, który miał przerwę od pilnowania księcia. Nie przeszkadzali mu jednak. Usiedli na trawie i rozmawiali. Jednak Joffrey już poszedł, gdyż wzywali na ucztę. Ona nie była głodna. Wolała posiedzieć tutaj i patrzeć na zamek z daleka. Podziwiać zieloną trawę i cieszyć się chłodem późnego popołudnia. Nie chciała iść tam, gdzie będzie mnóstwo pijanych mężczyzn i głośne towarzystwo. Chciała kogoś tylko dla siebie.

- Nie idziesz na ucztę ptaszku? - Sandor podszedł do niej, tak jak się tego spodziewała. Została także z tego powodu. Chciała z nim w końcu porozmawiać, gdyż nie mieli ku temu okazji od co najmniej dwóch tygodni.

- Nie jestem głodna. - Ogar nie usiadł obok niej, tylko wyciągnął do niej dłoń. Chwyciła ją, a on ją podniósł z ziemi tak, jakby nic nie ważyła. Znalazła się bardzo blisko niego. Poczuła delikatne zakłopotanie, kiedy od jego piersi dzieliły ją centymetry.

- Chodź. - Pociągnął ją delikatnie w stronę przeciwną do zamku. Ruszyła za nim nie zadając pytań. Nie szli długo, lecz kiedy doszli na miejsce, ujrzała mały wodospad, od którego dobiegał szum.

Nie musieli nic mówić. Usiedli na skraju małej rzeczki w pewnej odległości od wodospadu i patrzyli na niego. Przynajmniej ona patrzyła, gdyż Sandor pociągał łyk za łykiem z bukłaka. Była pewna, że było to wino. Czuła się spragniona, lecz nie przepadała za smakiem wina. Nie było jednak bezpiecznym picie wody bez dodatku alkoholu. Wyciągnęła więc rękę w stronę protektora. Ten popatrzył się na nią dziwnie.

- Mały ptaszek chyba nie zamierza się upić? - Podał jej bukłak. To nie było wino. Sansa czuła gorący trunek rozlewający się po jej gardle. W pewnym momencie się zakrztusiła, choć piła małymi łykami. Sandor objął ją szybko i poklepywał po plecach, aż w końcu się uspokoiła. Poczuła jak łzy niekontrolowanie płynęły po jej policzkach. - Wysłałaś moje ale.

- Tylko to cię obchodzi? Ser? - Zgromił ją spojrzeniem. Siedział tak blisko, że dotykali się ciałami. Czuła jego udo przy swoim i jego dłoń na plecach, jakby nadal trzymał ją w pogotowiu. Wyraźnie wyczuwała od niego alkohol. Dużo już wypił. Nie przestraszyła się.

- Nie nazywaj mnie ser. - Warknął, kiedy już zbliżył swoją twarz do jej na bardzo niewielką odległość. Widziała jego drgający kącik ust i wiedziała, że wygrała. Walczył z uśmiechem.

- Czy myślisz, że powinniśmy wracać na ucztę ser? Mogliby się o nas niepokoić.

- Nikogo nie obchodzi pies, ale mały głupi ptaszek może ich już obejść. Myślę jednak, że nie powinnaś niepokoić się myślami tamtych ludzi. - Do czego on zmierza? Patrzyła na niego zdezoriętowana. - Tylko mnie.

- Nie skrzywdzisz mnie. - Sandor wstał i spojrzał na nią z góry. Pokręcił głową.

- Nie ptaszku, nie skrzywdzę. - Nagle wyciągnął do niej rękę, którą ją złapał mocno za ramię i przyciągnął do siebie. Miałam zacząć mówić, że to trochę bolało, lecz wiedziałam, że to nic nie da. Próbowałam się opierać, ale nic nie mogłam zrobić. Był stanowczo za silny.

Sandor przerzucił mnie przez ramię i postawił dopiero pod wodospadem. Gdy jemu zamokły jedynie buty, ja byłam cała mokra.

Zaczęłam na niego krzyczeć, kiedy wyszłam spod zimnego prysznica, lecz on tylko się śmiał. Robił to bardzo głośno. Przestał kiedy podeszłam do niego i uderzyłam go mocno w pierś. Spodobało mi się to. Mogłam w ten sposób wyrazić swą złość, więc uderzyłam go drugi raz, a potem trzeci. Kiedy chciałam uderzyć go po raz czwarty, chwycił mnie za ręce i kucnął, by być mniej więcej na moim poziomie.

- Skąd tyle złości w ptaszynie? - Trzymał teraz moje ręce swoją jedną. Drugą ogarnął mi włosy, które przykleiły się do mojej twarzy.

Patrzył na mnie tymi brązowymi oczami, a ja zaniosłam się płaczem. Zaczęłam mówić wiele rzeczy. O tym co myślę o ojcu, że nie pożegnała mnie matka, że wkurza mnie Arya, że Robb kazał mi się trzymać od niego z daleka, że nie mam kontaktu z ojcem, że jestem sama, że Joffrey jest cudowny tylko przez chwilę, że chcę czegoś lepszego. Kogoś lepszego.

- Ja chcę tylko mieć kogoś. - Skończyłam.

Pewnie wyglądałam okropnie. Cała mokra, z mokrymi włosami, czerwonymi oczami i rozhisteryzowana. Sandor już dawno puścił moje ręce, które teraz zarzuciłam mu na szyję tuląc się do niego. W pierwszej chwili był tak zaskoczony, że nie zrobił nic, lecz ja nie chciałam przestać go tulić, więc nie wycofałam się. W końcu mnie objął, delikatnie lecz stanowczo. Moja twarz znajdowała się po tej stronie, po której jego była, poparzona. Odsunęłam się trochę. Pewnie myślał, że ucieknę, lecz ja zatrzymałam go kiedy chciał już wstać. Położyłam rękę na poparzonej części i delikatnie po niej przejechałam palcami, a potem znowu i znowu. On tylko patrzył się na mnie, dysząc z emocji.

- Przepraszam, nie powinnam była... - Chwycił moja dłoń i przycisnął ją do twarzy. Drugą ręką przyciągnął mnie do siebie. Podniósł się nieco do góry i patrzył wprost w moje oczy. Miałam wrażenie, że chce coś zrobić lub powiedzieć, lecz nagle się odsunął. Poczułam delikatny zawód. Chciałam by zrobił to, co chciał zrobić. Cokolwiek by to było. Jego wzrok mnie w tamtym momencie przyciągał. Patrzył tak intensywnie.

- Chodźmy już. - Powiedział. Przytulił mnie. Poczułam jego twarz w swoich włosach, lecz kilka sekund później jej nie tam nie było, a my chodziliśmy po okolicy, póki w miarę nie wyschnęłam. Czułam się bardzo szczęśliwa, kiedy tak z nim rozmawiałam, choć to bardziej były moje monologi. Nagle stał się bardzo cichy, jakby nieobecny. Nie wiedziałam o co mogło mu chodzić, lecz na pożegnanie powiedziałam mu, że jest dla mnie ważny i że dziękuję za dziś i za to, co dla mnie robi.

Korzystając z tego, że byliśmy zasłonięci, wspięłam się na palce i pociągnęła go w dół. Pocałowałam go w policzek i odeszłam. Okazało się, że ojciec bardzo się zaczął o mnie martwić. Nie obchodziło mnie to. Ciągle byłam myślami przy Sandorze.

SanSan - Pies i PtakWhere stories live. Discover now