Doskwierająca samotność

288 22 32
                                    

Nagle poczuła się samotna. Czemu wszyscy od niej uciekają? Patrzyła za oddalającym się Sandorem obejmując się mocno ramionami. Noc była chłodna, lecz zadawała się tego nie czuć od kiedy wyszła z lasu do teraz.

Na polanie naszły ją wątpliwości. Czy on kłamał co do Joffreyego? Książę tak szybko ją opuścił, a widział, że była w złym stanie. Jednak jeśli umówił się z wujkiem i o tym zapomniał, jak się domyślała, to nie było dla niej problemu. Mam nadzieję, że nie będzie miał problemów z mojego powodu. To byłby kolejny powód do zadręczania się, a dość już miała płaczu.

- Często cię z nim widuję. - Obróciłam się i ujrzałam za sobą Robba. Patrzył na mnie z zatroskaną miną. Czy był troszkę zaniepokojony? Zapewne tak, lecz braterska opiekuńczość była mocniejsza. Zauważyła, że miał rozcięcie nad brwią, lecz ładnie się zasklepiało i nie było duże.

- Z księciem? - Spytałam. - To mój narzeczony. Zależy mi na...

- Z jego Psem. Stał za tobą jak przyjechałem z polowania, dziś cię odprowadzał samą z lasu. Co tam robiłaś? Wiesz, że nie powinnaś wychodzić. Jeszcze z nim.

- Byłam z Joffreyem, a on szedł z nami. Książę się potem wymówił, a ja chciałam poszukać Damy. Pobiegła za zającem. - Robb nie wydawał się wierzyć w jej słowa. - On dużo wie o księciu. Chcę się o nim dużo dowiedzieć. - Prędko wymyśliła wymówkę. Ta już bardziej do niego trafiła, choć jego twarz nadal była niezadowolona.

Na pewno się martwił. Ogar wyglądał strasznie i zachowywał się tak grubiańsko jak tylko mógł, by wszyscy dali mu spokój. Dobrze wiedziała, że gdyby coś poszło nie tak, to nie byłaby w stanie zapobiec przemocy z jego strony, lecz obiecał, że jej nie skrzywdzi, a ona mu uwierzyła. Choć nazywał ją głupim i wytresowanym ptaszkiem, co ją strasznie irytowało. Może była głupia ufając mu, lecz jej intuicja mówiła, że to właściwie.

- To brutalny człowiek. Lepiej trzymaj się od niego z daleka Sanso. - Chciała zaprotestować, powiedzieć, że dał jej notatnik mamy, że ją pocieszał, że oddał jej swój płaszcz w lesie, a sam pewnie marzł, lecz jakby to wyglądało, gdyby tak powiedziała? Robb zapewne poszedłby do ojca, a ojciec do Ogara lub do Roberta, a ten do Joffreyego. W każdym razie nie skończyłoby się to dobrze. Pokiwała więc potulnie głową i poszła w kierunku swojej komnaty. Miała ochotę na gorącą kąpiel.

***

Joffrey był w swoim pokoju. Drzwi były otwarte, więc Sandor wszedł bez pytania, cicho jak duch. Dziś nie miał na sobie zbroi, więc udało mu się niezauważenie stanąć obok. Tak jak myślał, nie było żadnych ćwiczeń z wujkiem. Jedynie palce wybijające rytm w drewniany stolik. Joffrey wstał i zaczął się przechodzać po pomieszczeniu. Nawet jeśli go zauważył, nie był tym zdziwiony. Zamknął drzwi i zwrócił się twarzą do niego. To wystarczyło by pożałował swojej decyzji by tu przyjść.

- Czemu za mną nie poszedłeś? - W jego zielonych oczach była skarga. Zazwyczaj zdążyłby już wybuchnąć.

- Gdybym poszedł z tobą, książę, lady Sansa zostałaby sama na skraju lasu bez swojego wilkora. Oboje mielibyśmy w tedy problem. - Zostawiłeś ja płaczącą. Samą kiedy jej brat spadł z wieży. Smutną i samotną na tyle, że zaczęła zwierzać się mi. Tak nie traktuje się narzeczonej. Tak nie traktuje się nikogo, chyba, że trzeba. Ty nie musiałeś.

- Racja. - Mruknął pod nosem i usiadł na łóżku. Nastała cisza, lecz nie na długo. Po chwili drzwi pokoju się rozwarły, a do pokoju wpadła Cersei. Obrzuciła pokój nienawistnym spojrzeniem i zatrzasnęła za sobą drzwi.

- Teraz tu siedzisz Psie? - Warknęła. - A kto miał pilnować mojego syna podczas polowania? Żołnierze Starków? Robert jest tak głupi jak tłusty, że cię odprawił. Następnym razem przyjdź z taką sprawą do mnie. Zostaw mnie teraz z synem.

SanSan - Pies i PtakKde žijí příběhy. Začni objevovat