Jogody

223 19 3
                                    

- Dwórki. - Prychnąłem z degustacją. - Dobre sobie. Chodzą i gdaczą ciągle o tym samym. Nie mają zazwyczaj większych zmartwień nad to, czy jakiś rycerz się za nimi oglądał czy nie. - Warknąłem, patrząc na Myrcellę w otoczeniu swoich dwórek, lecz bardziej odpowiednie by byłoby, gdybym powiedział, nianiek.

- Ostatnio słyszałam jak mówiły o tobie. - Sansa uśmiechnęła się szeroko widząc moją zdziwioną minę oczami wyobraźni. Szła bowiem przodem, udając, że nie mówi do mnie, tylko do Aryi, która w tym momencie bez komentarza, ulotniła się, wpierw przewracając teatralnie oczami.

- A co niby takiego mówiły? Że jestem wielkim groźnym psem którego się boją? Może, że je pożre kiedy się wścieknę, albo zawlokę gdzieś, by... - Sansa uciszyła mnie dotykając dyskretnie mojego ramienia.

Cersei przeszła obok nas nie rzucając nam nawet spojrzenia, widocznie czymś rozwścieczona, co mnie akurat nie dziwiło. Za nią podążał Litterfinger, który miał przyklejony do ust swój firmowy, owiany tajemnicą uśmieszek. W przeciwieństwie do królowej, zawsze pamiętał o dobrych manierach i zazwyczaj potrafił mi nawet skinąć głową na powitanie, jak teraz. Nie wiedziałem tylko co myślał, kiedy zmrużył ledwie zauważalnie powieki, przyglądając się mojej osobie.

- Lady Sanso. - Rudowłosa również się przywitała, po czym ruszyliśmy dalej przez ogrody, każda para w swoją stronę. Ptaszyna była denerwująco milcząca, kiedyś coś mnie ciekawiło i chciałem się tego dowiedzieć. Szedłem jednak za nią nie poganiając jej, tylko wpatrując się w jej sylwetkę, oddaloną o kilka dużych kroków. Stało się to dla mnie hipnotyzującym i bardzo nieroztropnym zajęciem.

Kobiece kształty zaczynały się rysować pod jej luźną, białą koszulą. Widziałem wyraźny zarys szczupłej talii, którą miałem ochotę dotykać, a kiedy odwracała się do mnie przodem, kusił mnie dekolt, kończący się zdecydowanie zbyt nisko. Mojego pragnienia nie gasiły bynajmniej obcisłe spodnie z materiału, pokazujące jej piękne długie nogi i delikatnie odstające pośladki, na które starałem się całym sobą nie patrzeć, wbijając wzrok w jej gęste, rude włosy związane dziś w warkocza z dodatkiem fioletowej wstążki, którą mi dała podczas turnieju. W myślach dotykałem jej delikatnie, chcąc odkryć wszystkie miejsca sprawiające jej przyjemność. Czułem jak rośnie moje podniecenie, które skonfrontowało się z widokiem stojącego niedaleko nas Joffreya i pragnieniem zabicia go za to, co jej robił.

- Lady Sanso. - Joffrey zmierzył z błyskiem w oczach swoją narzeczoną od góry do dołu, nie kryjąc wcale tego, że jej pożąda. Sprawił tym wymianę zabawnych spojrzeń jego nowych opiekunów. Wystarczyła im jednak sekunda, by zdać sobie sprawę z tego, że mi się to nie podoba i natychmiast spoważnieli. Zacisnąłem dłoń w pięść, powtarzając sobie, że nie mogę nic zrobić, ponieważ to jest książę. Zabiliby mnie, a ja nie mogłem tego zrobić Sansie. Czułem wściekłość patrząc na to, jak całuje ją w policzek, by za chwilę przyciągnąć ją do siebie bliżej, by pod pozorem przytulenia się, mieć okazję bycia bliżej niedostępnego jeszcze celu. Trwało to może minutę, lecz dla mnie o minutę za dużo. - Psie, pomóż damie.

Joffrey wskoczył na konia i pojechał przodem, nie czekając na nas wcale, zrzucając jak zwykle obowiązki na kogoś innego. Sansa rzuciła mi ponure spojrzenie i wsiadła na konia, protestując kiedy zacząłem sprawdzać z przyzwyczajenia wszystkie uprzęże, lecz na to nie zwracałem uwagi. Na koniec dotknąłem jej łydki, by zwrócić na siebie uwagę.

- Jeden znak. - Skinęła głową, a jej kąciki ust uniosły się delikatnie do góry. Musiałem mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Potem wsiadłem na Nieznajomego i ruszyliśmy na przejażdżkę powolnym tempem, zrównując się z księciem. Gdzie w tym czasie była Arya? Prawie o niej zapomniałem, lecz musiała zniknąć z zasięgu wzroku jeszcze zanim ujrzał ją Joffrey. Inaczej nie byłby tak zadowolony z siebie, trzymając za rękę moją ptaszynę, która próbowała delikatnie dać mu do zrozumienia, że tego nie chce, to odgarniając tą ręką włosy z czoła, to poprawiając coś, lecz dla księcia nie mialo to znaczenia i zawsze ponownie chwytał jej delikatną, kobiecą dłoń. Za każdym razem pragnąłem je rozłączyć, a najlepiej, usadzić Sansę przede mną na koniu, by mieć ją cały czas blisko siebie.

SanSan - Pies i PtakOnde histórias criam vida. Descubra agora