(...) zbratać się z ogarem?

198 19 2
                                    

Nie wiem czy o tym wiecie, lecz według George'a R.R. Martina, postać Sansy Stark jest niewiarygodnym przedstawicielem wydarzeń, co autor często pokazuje w swoich książkach.

Przykładowo, kiedy Sandor przychodzi po obiecaną mu piosenkę podczas ataku Stannisa, grozi on Sansie i przez chwilę jego twarz jest tak blisko, że Sansa wspomina ten moment jakiś czas później jako pocałunek, choć wcale go nie było.

Będę nawiązywać do tej ,,zasady", czy specyfiki tej postaci, a piszę to, by nie było typowego - Wtf!? - na twarzy, że coś pokręciłam 😂. (Ja pamiętam, że pisałam o jednej postaci...)

Tak Martin ją sobie wymyślił, a ja postanowiłam z tego nie rezygnować, bo myślę, że to doskonale do niej pasuje, taka idealizacja, nadinterpretacja lub pomijanie pewnych rzeczy. Przynajmniej na początku jej drogi oczywiście. 😉

- Sandor? - Spytałam, słysząc pukanie do drzwi. - Proszę wejść. - Poczułam lekki niepokój, kiedy nikt nie odpowiedział. Klamka poruszyła się, a ja wpatrywałam się w nią tępo. Za drzwiami pojawiła się mała dłoń, która nieśmiało popchnęła drzwi. W otworze stała dobrze mi znana sylwetka księżniczki Myreclli, za której plecami stał ser Barristan Śmiały. Natychmiast poderwałam się z miejsca, lekko uginając kolana przed każdym z nich. - Witaj księżniczko. Witaj ser.

- Witaj lady Sanso. - Powiedziała wesoło kilkuletnia księżniczka. Jej poczucie niepewności gdzieś się zapodziało, kiedy mnie ujrzała. Lubiłam jej przyjazną twarz okoloną cudownymi, długimi, złotymi lokami, tworzącymi wokół jej szczerego uśmiechu i błyszczących oczu aureolę, mistrzowsko odbijającą światło poranka.

- Lady. - Rycerz gwardii pokłonił mi się z zaskakującą lekkością i zostawił nas same, zamykając drzwi za swoją podopieczną, która podeszła przywitać się z Luną.

- Mam nadzieję, że wszystko już dobrze i nie jesteś zła za to, że się wprosiłam. - Myrcella przygryzła wargę, patrząc na mnie uważnie. Uśmiechnęłam się. Łagodność księżniczki była w pewnych momentach urocza.

- Oczywiście, że nie, księżniczko. Bawiłam się tylko z Luną. - Dziewczynka posłała mi uśmiech i zaczęła bawić się z pieskiem pluszowym misiem. Szczeniaczek jednak nie miał wielu sił i nie trwało to długo, jak się zmęczył i zamiast przynieść zabawkę nowej towarzyszce po zaledwie kilku rzutach, zaniósł ją do swojego łóżeczka, gdzie szybko zasnęła.

- Szkoda, że nie masz już wilczycy. - Powiedziała cicho. Nie odpowiedziałam, czując jak moje gardło się zaciska. Z trudem powstrzymałam cisnące mi się na policzki łzy. Pamiętałam do dziś jak mała była Dama, jak niedoświadczona i łagodna. Przypominała mi mnie, co tylko bardziej potęgowało poczucie straty. - Przykro mi, ja nie chciałam byś płakała. Ja... jak się czujesz? Wczoraj odprowadziłam cię do komnaty i byłam ciekawa...

Nie wytrzymałam. Moje łzy same wyciekły, uwolnione od moich starań by im zaponiec. Dłonie powędrowały do twarzy, zasłaniając ją, wykrzywioną w grymasie cierpienia. Przez moją głowę przelatywały konkretne wspomnienia, takie jak dzień w którym pierwszy raz trzymałam ją w ramionach. Pamiętałam jej zapach. Pachniała jak las, gdyż to jedyna woń jaka zdołała w nią wniknąć przez tak krótki czas. Pamiętam jak kończyłam wykonane przy niej robótki ręczne, a ona spokojnie leżała na moich nogach, zadowolona z chwil spokoju. Nie chciała się bawić jak Kudłacz czy Nymeria. Wolała być blisko mnie. Jej radość na widok tego misia, którym teraz bawi się Luna... to był bezcenny widok. Nigdy nie widziałam jej tak podekscytowanej jak w tedy.

- Sanso? Przepraszam. - Poczułam dotyk na ręce, ale strząsnęłam ją. Był nie do zniesienia. Miałam wrażenie, że pali moją skórę.

- Co robiłaś w nocy sama w zamku? Nie powinnaś być ze strażnikiem? - Chciałam zamknąć jej usta. Chciałam sprawić by również płakała za przypomnienie tego, co sprawia mi najwięcej bólu. Patrzyłam na nią z góry, na tę małą dziewczynkę, która nie wiedziała co ma powiedzieć. Do tej pory widziałam w jej oczach jedynie fascynację, kiedy tylko na mnie patrzyła, lecz teraz była zagubiona. Teraz nie widziała we mnie autorytetu  Widziałam jak intensywnie myśli, co może mi powiedzieć.

SanSan - Pies i PtakWhere stories live. Discover now