Trup

238 21 19
                                    

Sansa nie umiała zasnąć. Patrzyła w sufit lub wstawała do okna by przez nie wyjżeć w noc. Ilekroć by tego nie zrobiła, za każdym razem pojawiał się ten sam krajobraz. Nie wiedziała co miała zamiar zobaczyć, lecz na pewno nie to, na co patrzyła teraz.

- Idź spać. - Burknęła Arya. - Jak tak chodzisz po tej skrzypiącej podłodze, to nie mogę zasnąć.

Sansa nic nie powiedziała. Nie wróciła też do łóżka. Nie mogła być teraz sama. Myślała, że oszaleje. Nie wiedziała jednak co ma zrobić. Arya nie była tym towarzyszem, którego chciałaby mieć przy sobie. Nie jej ufała.

- Co robisz? - Jej siostra usiadła na łóżku, kiedy tylko Sansa podeszła do walizek. Szybko narzuciła coś na siebie i wyszła z pokoju. Obecność młodszej siostry była irytująca. Tym bardziej, jeśli zadawała jej pytania. Po prostu szła przed siebie.

Uczta dobiegała już pewnie końca, więc mogła się spodziewać pijanych żołnierzy po drodze. Kiedy tylko słyszała kroki, od razu chowała się gdzieś w cieniu. Takim sposobem doszła aż do głównego korytarza w zamku. Zdziwiło ją to, że pamiętała drogę, lecz cieszyła się z tego. Będąc już na prostej drodze, usłyszała głos.

- Co tutaj robisz Pani? - Odwróciłam się i ujrzałam żołnierza, który już raz po pijanemu opowiadał, co chciał by z nią robić. Rozejrzała się szybko. Byli sami.

- Zmierzam do głównej sali. Przepraszam, lecz się spieszę. - Odeszła szybkim krokiem, lecz mężczyzna nie odpuścił. Ruszył za nią, a ona jeszcze bardziej przyspieszyła, aż w końcu zaczęła biec. Biegła tak w przód niewiele myśląc. Szukała jakiegokolwiek miejsca, które zmyliło by żołnierza, pozwoliłoby się od niego odciąć, cokolwiek. W końcu ujrzała je.

Wpadła za drewniane, mocne drzwi i zamknęła je od środka na zasuwę. Kiedy się obróciła, ujrzała schody prowadzące na górę. Zza drzwi słyszała przeklinanie mężczyzny, który ją gonił. Nie chciała tego słyszeć. Ruszyła na górę.

Schodów było wiele, lecz nie aż tak dużo, by się zadyszała. Ucieszyła się jednak, kiedy ujrzała, że się kończą. Stanęła u ich szczytu i w tedy usłyszała cichy jęk. Słyszała jakieś odgłosy wcześniej, lecz były tak ciche, że brała je za wiatr.  Teraz zamarła. Kto mógł tu być? Z miejsca w którym stała, widziała, że jest to wieża widokowa, jedna z czterech, jakie się znajdowały w tym zamku.

Sansa wyjżała zza przedsionka z bijącym mocno sercem. Zobaczyła tam kobietę leżącą na stole w podartym ubraniu, a nad nią stał piękny mężczyzna o blond włosach. Wypatrzyła się w niego, powoli kojarząc fakty. To było niemożliwe. Patrzyła i nie mogła w to uwierzyć. Blond wlosy. Piękna twarz skryta w cieniu. Kobieta w podartym ubraniu, która cicho pojekiwała.

To niemożliwe, lecz wiedziała kto to był. To Joffrey. Szybko schowała się ponownie na klatce schodowej. Oparła się o zimną ścianę. Jej plecy zlane potem odczuły ten chłód mocniej niż powinny. Szybko otrzeźwiła.

Wiedziała co on robił z tą kobietą. Łzy napłynęły jej do oczu. Jej narzeczony. Zaczęła schodzić po schodach tak cicho jak tylko umiała, lecz nic nie widziała poprzez łzy. Jej ukochany książę, od którego nie potrafiła oderwać wzroku. Potknęła się o krawędź sukni przy samym końcu trasy i upadła. Jej idealny przyszły mąż. Chciała tak siedzieć, obejmując się ramionami i szlochając, lecz wiedziała, że nie może. Szybko odsunęła rygiel i wyszła. Zapomniała całkiem o pijanym żołnierzu, jednak jego już tu nie było.

Ruszyła zpowrotem do swojego pokoju, biegiem. Wypadając zza zakrętu odbiła się od czegoś i upadła z hukiem na podłogę. Był to bardzo bolesny upadek. Boleśniejszy nawet niż stoczenie się z kilku stopni w dół.

- A jednak do mnie przyszłaś. - Usłyszała śmiech. Zaczęła się cofać do tyłu, lecz w końcu drogę zagrodziła jej ściana. Poczuła dłonie na swoich ramionach. Rozerwały materiał jej sukni, mimo iż próbowała się bronić.

Nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Kopała i uderzała więc dłońmi we wszystkie części ciała mężczyzny, który głośno przeklinał. Gdyby nie był pijany, na pewno poradziłby sobie z nią znacznie lepiej. Nagle krzyknął, a Sansa ujrzała ostry, świecący czubek miecza, który przebił serce mężczyzny od tyłu. Rzuciła się prędko w bok, by trup jej nie przygniótł.

Spojrzała w górę i ujrzała swoją siostrę z ociekającym krwią mieczem w dłoni z poważną miną. Była w spodniach i koszuli, w których sypiała.

- Następnym razem nie wybieraj się nigdzie sama.

Zniknęła równie szybko jak się pojawiła, zostawiając ją samą z nieżywym mężczyzną. Sansa powoli wstała przełykając ślinę i ruszyła do pokoju wolnym krokiem. Kiedy weszła, Arya już smacznie spała. Nie zobaczyła nigdzie miecza, lecz na chusteczce przy łóżku jej siostry były ślady krwi.

Trzęsła się. Nie wiedziała czy to z chłodu, czy z sytuacji w której zastała Joffa, czy też dlatego, że usiłowano ja zgwałcić, czy też z powodu tego, że widziała jak jej siostra zabija z zimną krwią w jej obronie. Przecież one nawet się nie lubiły.

Rano Arya znalazła ją śpiącą na podłodze.

***

Jak dobrze jest być pijanym. Wszyscy boją się go w tedy jeszcze bardziej, choć powinno być na odwrót. Rozumiał ich jednak. Alkohol czynił człowieka bardziej nieobliczalnym. Groźny pies już sam w sobie jest, no cóż, groźny, a doprawiony trunkiem, śpiący.

Szedł przez długi korytarz z ręką wodzącą po murach. Miał zamknięte oczy. To pomagało mu utrzymać się w prostej pozycji.

Ptaszek. Mały ptaszek pocałował mnie w policzek. Podobało mu się to. Podobała mu się ona. Zaczął się śmiać. To było tak nierealne. On i ona. Ptaszek. Tresowany ptaszek i on, brzydki, wielki pies. Śmiał się naprawdę głośno.

Nagle upadł. Przetoczył się po kamiennej posadzce z głośnym jękiem.

- Kurwa. - Warknął i wstał. Nie udało mu się to za pierwszym razem, dlatego znowu przeklął. Za drugim wstał, podpierając się na ścianie. Spojrzał na miejsce w którym się przewrócił i przeklął po raz kolejny. Trup. Przewrócił się o pierdolonego trupa w pieprzonym zamku. Czemu leżał akurat na jego drodze? Ten pieprzony korytarz miał dobre pięć cholernych metrów!

- Psie. - Spojrzał w bok. Zobaczył Joffreyego, który był bardzo z siebie zadowolony. Wyprostował się. Patrzył na jego pomięte ubranie i zadowoloną z siebie twarz.

Kiedy jednak spostrzegł trupa, jego mina uległa zmianie. Spojrzał na niego przestraszony, szukając wyjaśnienia.

- Przewróciłem się o niego. - Powiedziałem i odszedłem. Miałem w dupie to, czy mi uwierzy. Chciałem się położyć do łóżka i mieć gdzieś wszystkie trupy i księciów tego świata oraz każdego innego. Marzyłem jedynie o śnie.

SanSan - Pies i PtakWhere stories live. Discover now