Zmiana Spojrzenia

207 21 6
                                    

Pomyślałam, że przypadłby się mały rozdział urozmaicający trochę monotonię. 😉
(Nawet jeśli dla was❤️, jest ona nieodczuwalna).

Gdzie jest Arya? To pytanie kołatało mi w głowie od kiedy tylko wyruszyliśmy z Winterfell. Gdzie ona może być? Oddalała się zawsze kiedy zobaczyła coś ciekawego, zaprzyjaźniała się z ludźmi, na których nie powinna była zwracać większej uwagi i zawsze miała podarte lub brudne ubranie, choć najczęściej i jedno i drugie. Zazdrościłem Catelyn tego, że potrafiła nad nią zapanować choć w tedy, kiedy wymagała tego sytuacja. Catelyn. Tęskniłem za nią tak bardzo. Przez ostatnie kilkanaście lat rzadko ją opuszczałem na dłużej. To będzie nasze najdłuższe rozstanie. Pragnąłem zabrać ją ze sobą, lecz moi synowie nie są na tyle dorośli, by umieli rządzić sami całym zamkiem. Może w przyszłości kiedy Robb jeszcze podrośnie, Catelyn do mnie przyjedzie.

Dziedziniec wrzał. Widziałem wielu lordów i jeszcze więcej żołnierzy przygotowujących konie i wozy do podróży. Wśród nich byli także moi ludzie, lecz znajdowali się w marnej mniejszości. Wielu z nich pozdrawiało mnie choćby skinieniem głowy, lecz nie potrafili odpowiedzieć na moje pytanie. Wszyscy kręcili głowami i odsyłali do kogoś innego, kto ich zdaniem mógł coś wiedzieć.

Ruszyłem w stronę, w której wydawało mi się, że widzę ciemne włosy i chudą, niską sylwetkę, lecz to był ktoś inny. Ogarniało mnie powoli delikatne poczucie wściekłości. Obróciłem się w miejscu i spojrzałem w stronę swojej starszej córki. Patrzyłem jak siedziała wysoko, ponad głowami wszystkich. Jedynie Sandor Clegane dorównywał jej teraz, choć jego głowa sięgała jedynie jej talii.

Ogar zaskakująco często się przy niej znajdował, lecz to Joffrey zawsze mu kazał pilnować swojego najcenniejszego skarbu, lub takim go sprawiał w oczach innych, pozostawiając przy nim swojego ulubionego Psa. Ten jednak dobrze się nią opiekował. Sansa wydawała się go lubić. Nadal miałem wątpliwości co do tego jak działała ich relacja. Jak to się stało, że najpierw się go bała, a teraz patrzy na jego twarz bez problemu, podczas gdy wszyscy inni nie są w stanie tego zrobić? Często widywałem służki, które uciekały jeśli tylko na nie spojrzał.

W Sansie nie niepokoiło mnie to, że go polubiła, tylko to, że broniła go w moich oczach, nie pozwalając go sobie odebrać. Lubiła z nim rozmawiać, choć on nie mówił za dużo. Jego ciężki, ochrypły, męski głos był daleki od melodyjnych głosów ministrelów, których ona tak uwielbiała. Co ją do niego przyciągało? Miałem cichą nadzieję, że jego szczerość. Nie wydawał się osobą, która jest śliska, jak większość rycerzy z niższych rodów. Był zdecydowany, silny, lecz nie miał charakteru który przyciągały do siebie. Wręcz odwrotnie. Stronił od ludzi.

Nagle Clegane stanął przodem do Sansy i wyciągnął ręce w górę, a ona zsunęła się delikatnie, spadając w jego ramiona. Na chwilę całkiem ją zasłonił, stawiając na ziemi. Stali tak chwilę, ale on za szybko się odsunął. Widziałem jak Sansa nadal delikatnie się chwieję, opierając się w końcu o mur za plecami dla podtrzymania równowagi.

Uśmiechnąłem się. Dobrze było widzieć córkę którą opiekuje się tak wielki i groźny człowiek. Będę musiał z nim jednak w końcu pomówić. Dowiedzieć się co sprawiło, że tak się interesuje Sansą i tak bardzo się nią przejmuje. Czy jest to skutek władzy Joffreya, czy też wpływu królowej? Może on sam dba o wizerunek księcia, opiekując się swoją narzeczoną kosztem Joffreya, który oddał jej własnego ochroniarza? O Robercie nawet nie byłem w stanie pomyśleć w takiej kweście. Był zdecydowanie zbyt zajęty własnymi sprawami i rozrywkami.

Robercie, co się z tobą stało? Król właśnie wytoczył się z bramy cały czerwony na twarzy. Zawołał mnie. Mogłem już pomarzyć o znalezieniu młodszej córki. Miałem jedynie nadzieję, że się znajdzie na czas.

***

- Lekkość. Ważna jest lekkość, dziewczynko. - Na poddasze stajni wkroczył żołnierz ojca, któremu ufała jako jedynemu. Podciągnął się na drabinie i stanął na platformie, która zaskrzypiała, prawdopodobnie pod jego ciężarem.

- Lekkość ruchów nie jest czasem tak ważna jak lekkość ciała. - Usiadłam na podłodze obok swojego mniejszego z bagażów i wpatrzyłam się w mężczyznę.

- Wyszczekana z ciebie wilczyca. - Podszedł bliżej i pomógł zawinąć mi Igłę w materiał, by ten się nie zniszczył, a następnie wspólnie ulokowaliśmy broń w bagażu.

- Wilki nie szczekają, one wyją. - Uśmiechnął się i wyciągnął rękę, by zmierzyć moje włosy. Nie pozwoliłam mu na to, odtrącając jego dłoń. - To może robić tylko Jon lub ojciec.

- Oczywiście, lady. Kiedy zejdę na dół, rzuć mi ten bagaż. - Poczekałam i zrobiłam tak jak powiedział. Nie byłabym w stanie sama sobie z tym poradzić. Cieszyłam się więc, że miałam kogoś, kto mi z tym pomógł.

Edmir bez problemu złapał pakunek, tak jakby nic nie ważył, choć ja miałam problem z tym, by go podnieść. Następnie zeszłam po drabinie, zeskakując w dół przy kilku ostatnich stopniach. Żołnierz złapał mnie sprawnie i postawił na ziemi.

- Chodźmy. - Poszedł przodem z moim bagażem, lecz ja prędko się od niego odłączyłam.

Musiałam się jeszcze z kimś pożegnać. Szukałam intensywnie dziewczyny, którą spędziłam wczorajszą ucztę w sali, lecz nie umiałam jej odszukać. Zawiedziona niepowodzeniem w poszukiwaniach znalazłam się na dziedzińcu w momencie, w którym część ludzi już wyruszyła, wylewając się główna bramą na Królewski Trakt. Prędko znalazłam Edmira i wsiadłam na klacz, którą mi przyprowadził. Patrzył na mnie z rozbawieniem, jedynie udając surowy wyraz twarzy.

- Panna jak zwykle spóźniona.

Nie skomentowałam tego. Wzrokiem wyszukałam króla Roberta i ojca jadących w pierwszej fali kolumny. W pewnej odległości za nimi podążała królowa z młodszym rodzenstwem Joffreya w domie na kołach, który otaczał pierścień żołnierzy Lannisterów. Za nim podążała kolejna grupka luźnych żołnierzy, za którymi jechała Sansa z Joffreyem i Ogarem, którego najłatwiej było wypatrzyć w tym tłumie. Podjechałam od lewej strony mojej siostry. Ta spojrzała na mnie nic nie mówiąc. Nikt z naszej czwórki nic nie mówił. Wszyscy jechaliśmy do przodu zatopieni we własnych myślach przez długi czas. Pasowało mi to w tamtej chwili.

- Lady Sanso. - Joffrey pokazał zdrową ręką Sansie tęczę, która pojawiła się wraz z mżawką. Ta uśmiechnęła się.

- Piękna, prawda, ksieciu? - Na twarzy księcia wykwitł uśmiech. Zmusił konia by podjechał bliżej jej narzeczonej i szepnął jej coś do ucha.

Sandor popatrzył na mnie ponad parą kręcąc głową. Uśmiechnęłam się. W mojej głowie pojawił się wspaniały pomysł. Chwyciłam za rękę Sansę, odrywając ją od Joffreya i nie zważając na jego minę, zapytałam na tyle głośno, by dobrze wszystko usłyszał.

- Boli go jeszcze ta ręka?

- Wypadałoby zapytać się mnie, jeśli jestem tuż obok. - Warknął. Od czasu kiedy wytrąciłam mu broń z ręki, nienawidził mnie szczerze. Gdyby tylko mógł mnie znaleźć, moje życie nie byłoby tak łatwe, za to jego stawało się coraz trudniejsze. Drobne rzeczy sprawiały, że żyło mu się trudniej. Jego pies raz za razem przyłapywał mnie na drobnych uczynkach mających na celu sabotaż. Często udaremniał mi te próby, lecz czasem nie mógł zrobić nic. Tak jak teraz.

- Naprawdę? To boli cię jeszcze ta ręka? - Przytaknął. Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem, naśladując ojca. - Pizda.

Zanim spięłam konia i pojechałam do przodu, do taty, spojrzałam na Ogara. Widziałam uznanie i rozbawienie na jego twarzy. Joffreyego zatkało, podobnie jak i moją siostrę. Czułam ich spojrzenia na sobie, kiedy podjechałam do króla i ojca.

- Szukał cię dziewczyno. - Oznajmił król, któremu niewiele czasu zajęło polubienie mnie. Przywitałam się z nimi.

- Miałam coś do załatwienia. - Odparłam. Eddard uśmiechnął się.

- Co mogłaś mieć do załatwienia w zamku, w którym spędziliśmy ledwie trzy dni?

- Każdy powinien mieć jakieś własne tajemnice. - Lord Eddard razem z królem Robertem popatrzyli po sobie i na raz parsknęli śmiechem, słysząc często wypowiadane przez namiestnika słowa. Ojciec wyciągnął rękę i zmierzwił moje włosy. Teraz czułam się naprawdę szczęśliwa.

SanSan - Pies i PtakDonde viven las historias. Descúbrelo ahora