Nowy Właściciel?

238 21 5
                                    

Zerwał się kiedy tylko usłyszał róg oznajmujący, że pozostało mało czasu. Czuł jak alkohol buzował w jego żyłach czyniąc go słabszym i wolniejszym. Zawroty głowy dawały o sobie znać razem z okropnym bólem. Z wczoraj pamiętał tylko czołgających się żołnierzy, którzy zostali przegonieni przez niego. Pamiętał też smutne, niebieskie oczy pełne bólu. Ile tam stał? Nie miał pojęcia, lecz gdy wracał, na wschodzie widoczna była jasna łuna.

Zebrał swoje rzeczy w pośpiechu. Ubrał się w świeże ubrania i wyszedł. Trzeba było poszukać księcia. Zapewne okrzyczany wczoraj przez matkę nie zamierzał go widzieć, lecz on musiał przy nim być, jeśli nie chce się pożegnać z posadą. Cersei będzie przez jakiś czas bacznie go obserwować i lepiej by on obserwował jeszcze baczniej jej syna.

Nie trzeba było długo szukać. Książę siedział na walizce w swoim pokoju. Bardziej prawdopodobnym było by biegał po dziedzińcu siejąc zamęt, lecz był dziwnie spokojny i patrzył na niego obojętnie. To było niepokojące.

- Psie. - Powitał go, a on skinął głową. Książę wstał, a on zabrał walizkę. Służący najwidoczniej nie chcieli ryzykować tego, że złotowłosy sadysta skupi na nich swą uwagę. Idąc tu słyszał jak mówili co się działo kiedy go nie było wczoraj wieczorem. - Jak się ma lady Sansa?

Czy on wie? Widział ją z nim wczoraj? Był tak pijany, że nie patrzył na to co działo się wokół. Był zajęty małym ptaszkiem. Milczał przez chwilę czekając na to, by chłopak coś dopowiedział.

- Żołnierze mówili, że jej obroniłeś przed ich słowami. Ja powinienem był to zrobić. Tak przynajmniej mówił mój wuj, Tyrion. Wpadł tu rano. Karzeł mówił nawet z sensem. Może powinienem był tam być, lecz nie było mnie tam. Ty byłeś i zrobiłeś co trzeba było. - Co właśnie się stało? Dla kogo on to mówi? Kto mu kazał? Sam nie wypowiedziałby takich słów. Sam spytałby się w bardziej arogancki sposób. Bez opowiadania kto i po co tu był. - Wpadasz na nią kiedy tego potrzebuje. Rozsądnym byłoby gdybyś był jej ochroniarzem zamiast moim.

Sandor, idący wcześniej naprzód, stanął w miejscu i wpatrywał się w blondwłosą zagadkę. Kto mu tak kazał powiedzieć? Czy to sprawka Cersei? Nie wiedział co się stało. Nie, co się właśnie działo. To niemożliwe. Jej ojciec się nie zgodzi. Przydzieli jej kogoś od siebie, ale nie jego, nie wiernego psa Lannisterów. Kogoś od siebie.

- Podobno zgoda może być wyrażana przez milczenie.

- Jestem wierny Lannisteron. - To było jedyne co przychodziło mu do głowy w tym stanie w jakim był. Wiedział, że musiał wyrazić swoje poparcie dla rodu jego matki. Jakkolwiek. Nawet prosto z mostu. Gdyby tego nie zrobił, można by było przypuszczać, że chce kogoś zdradzić lub przejść na drugą stronę. Inną stronę. Złą stronę. Według nich. Dla niego nie liczyły się strony, tylko on i ochrona Sansy przed księciem.

Joffrey skinął głową. Był zadowolony. Widocznie ktoś nabrał wątpliwości co do tego kogo ochrania. Krasnal? Ciekawe, że nazwał tak Cersei. A może to jednak był jego wuj? Nie.

Sandor miał w nim dobrego znajomego, który wiedział czemu chroni Joffreyego. Napadły go jednak dziesiątki różnych myśli i podejrzeń. Wiedział jednak, że się dowie. W swoim czasie. Stawiałby jednak na królową.

Czy Joffrey byłby tak nostalgiczny gdyby wiedział, że to sposób na utratę swojego zaufanego, ulubionego psa? Gdy tylko oznajmiłem mu, że jestem wierny zaczął być tak szczęśliwy. On naprawdę mnie lubił. Dzieci dostają od swoich rodziców zwierzęta, lecz te rzadko kiedy mówią. Ja za to mówię i robię co chce mój pan, a  nie musiał mnie nawet tresować.

Zdążyłem już odłożyć walizkę do jednego z wozów, pokazując księciu, gdzie trafiła, ale on wolał w tym momencie zajmować się krytykowaniem jakiejś służki. Można powiedzieć, że wszystko wróciło do normy. Stałem w pewnej odległości od niego, tak by widziała go wychodząca właśnie z zamku Cersei. Nie patrzył na nią, bo mogłaby coś podejrzewać. To nie był jednak powód najważniejszy.  Niedaleko właśnie pojawiła się Sansa. Była smutna, lecz nie widział zaczerwienionych oczu.

- Książę? - Wskazałem mu ruchem głowy jego narzeczoną. Zostawił przerażoną służkę i ruszył w stronę ptaszyny. Ona stała tam biernie z uśmiechem na ustach. Cała jej postawa wyrażała smutek, co nieweczyło jej wysiłki. Wyciągnąłem z sakiewki kilka miedziaków i dałem je ukradkiem służce. Chociaż tak mogłem jej to wynagrodzić.

- Panie. - Drgnęła delikatnie. Książę wziął jej dłoń w swoją i delikatnie pocałował, od czego Sansa dostała rumieńców. Urocze.

Sandor odwrócił od nich wzrok szukając żołnierzy z którymi pił zeszłej nocy. Nie zauważył ich nigdzie. Jednak wszyscy się na niego patrzyli szeptając po kątach. Nie obchodziło go to. Przysłuchiwał się rozmowie dwojga nastolatków. Sansa była uprzejma i tylko tyle można było powiedzieć oprócz tego, że była zapatrzona w swojego idealnego księcia. Ptaszek wolno się uczył i dużo wybaczał. To nie jest cecha przyszłej królowej. Joffrey nie miał pretekstu do tego by znęcać się nad nią więc szybko się znudził.

Ludzie zaczęli wylegać powoli na dziedziniec i szykować się do odjazdu. Nie minęły dwie godziny a wszyscy byli już na koniach i wyruszyli. Ogar zdziwił się, że wśród osób, które żegnały wyjeżdżających nie było lady Catelyn. Choć zapewne nie chciała opuścić syna nawet na chwilę.

***

Sansa widziała jak Sandor daje coś służce, która była przerażona. Co się tam wydarzyło? Czy Sandor zrobił jej coś i teraz wynagradza? Książę jednak szedł już w jej stronę, a ona się szeroko uśmiechnęła. Porozmawiała z nim chwilę, a potem tylko stali i patrzyli się na siebie. Nie wiedziała o czym on myślał, lecz ona myślała o ich pocałunku.  Był tak szybki i tak niepełny, choć jednocześnie trwał on dłuższą chwilę i był cudowny. Czemu ona po nim płakała?  Nie umiała sobie teraz tego przypomnieć.

Wskoczyła już na konia, na boczne siodło, lecz nadal patrzyła na księcia. Wodziła za nim wzrokiem przez cały czas. Jechał niedaleko niej więc nie było to trudne. Nagle książę podjechał do przodu kolumny, a ona straciła go z oczu. Dołączył do niej jednak Sandor.

- Nie powinieneś być z nim? - Spytałam patrząc na niego.

- Jamie się nim zaopiekuje. Z pewnością jest lepszym obrońcą ode mnie. - Miał bardzo ochrypły głos, przez co sprawiał wrażenie topornego.

Sansa spojrzała w bok i zobaczyła Aryę rozmawiającą w najlepsze z jakimś chłopakiem niskiego urodzenia. Zawsze potrafiła szybko zawierać nowe znajomości z każdym. Sansa po cichu jej tego zazdrościła.

- Mała dama i mała wojowniczka. Ciekawe jaka byłaby trzecia córka namiestnika. - Usłyszała śmiech Psa i spojrzała na niego. Jego twarz była nawet przystojna kiedy się śmiał. Lubiła te długie do ramion, lekko poskręcane włosy. W przeciwieństwie do reszty były delikatne. Jego charakter też był delikatny. Przynajmniej dla niej.

Poczuła jak coś uderzyło ja w ramię i gwałtownie obróciła głowę. Arya trafiła ją ciężką gałązką, która pobrudziła jej rękaw sukienki.

- Arya! - Ona tylko zaczęła się śmiać i wystawiła jej język. Razem z nowym znajomym odjechali dalej, a ona została z Ogarem otoczona przez zieleń.

- Mówiłem. - Parsknął śmiechem, a ja obrzuciłam go wściekłym spojrzeniem. Nagle zza naszych pleców wyłonił się dom królowej na kołach. Sandor przestał się śmiać. Spoważniał i kazał jej podjechać razem z nim do przodu, za Aryą. - Królowa myśli, że nie pilnuję ostatnio jej syna tak dobrze jakbym mógł.

Sansa skinęła głową. To wydawało się być prawdopodobne. Jednak im dalej się zapuszczali, tym trudniej było rozmawiać swobodnie. W końcu nie odzywali się, brnąć przed siebie i patrząc na księcia z odległości kilku metrów. Sansa szybko zaczęła się nudzić i chciała się odezwać do Ogara, lecz wiedziała, że musieli by być odsunięci od reszty lub całkiem sami.

SanSan - Pies i PtakWhere stories live. Discover now