Pukanie do drzwi jest nudne

304 23 12
                                    

Sandor zaniepokoił się widząc, że Sansy nie ma także na śniadaniu. Powoli zaczęły go dopadać wyrzuty sumienia i dziesiątki wkurzających pytań, które przychodziły same, by go dręczyć.

Może jednak nie powinien dawać jej takiego tytułu od razu? Pewnie powinien zaczekać, zanim da jej coś tak brutalnego. Nie znał jednak innych opowieści poza tymi, które pisane były przez historię, ręką maesterów. Te zapewne znała jako dobrze wykształcona dama. Czuł się źle. Psychicznie. Wiedział, że zrobił jej krzywdę chcąc dobrze. Czemu byłem tak głupi? Dlaczego nie poczułem, że powinienem siedzieć w cieniu innych? To nie jest pole turniejowe, to nie jest walka na miecze. To głupia ptaszyna. Czemu miałem ochotę wsiąć za nią trochę odpowiedzialności?

Jego myśli wciąż odbiegały od realnego świata i krążyły wokół starannie spisanych stronnic oraz uczuć nie chcąc go słuchać, a powinny. Zamyślenie na jego twarzy było widoczne jak na dłoni i wszyscy zaczynali mu się przyglądać, jakby sami siebie pytali, gdzie podział się wściekły pies?

Przez swoje rozkojarzenie Ogar zapomniał prawie o tym, że Joffrey może coś knuć. Dziś miało odbyć się polowanie, które zarządził, jak zwykle, król Robert. Joffrey postanowił właśnie tego dnia udowodnić, że jest dorosły i nie potrzebuje niańki w postaci znacznie większego od siebie i lepiej walczącego wojownika.

To mogła być jego szansa. Sandor postanowił pomóc mu w podjęciu ostatecznej decyzji. Skrzywił się, co zauważył jego pan, podobnie jak i jego zamyślenie oraz ciekawskie spojrzenia innych w sali.

- O czym myślisz Psie? - Patrzył na niego swoimi irytującymi, świecącymi oczami, których blask jego wierny pies chciał zgasić już wiele razy.

- Nie chcę jechać na polowanie. - Książę patrzył na niego jeszcze chwilę, jakby kalkulując, która opcja bardziej podlega pod jego plan, po czym oznajmił, że poradzi sobie sam. Trudno było ukryć uśmiech satysfakcji. Joffrey może myśleć o sobie co chce, lecz nim jest łatwo manipulować.

Królowa Cersei za to nie byłaby skłonna przystać na tę wiadomość, lecz jej tam nie było, a Robert ucieszył się, że jego syn potrafi dać swojemu wiernemu psu parę godzin wolnego. Z radością poklepał syna po ramieniu.

Sandor z przyjemnością patrzył jak odjeżdżają. Teraz mógł dostać się do Sansy. Wymyśli jakąś wymówkę w imieniu Joffreya, jednakże szybko z tego zrezygnował.

Nikogo nie spotkał w drodze do jej pokoju, ani pod nim, czego się spodziewał. Były ważniejsze rzeczy od złego samopoczucia nastoletniej dziewczyny. Nawet septa zamiast zajmować się swoją ulubienicą, zajęła się małą księżniczką. Teraz, kiedy tak stał przed drzwiami, pojawił się problem, którego wcześniej nie rozważył. Czy miał po prostu zapukać i zapytać, czy może wejść?

***

Sansa była bardzo smutna i nie chciała jeść. Odprawiała każdego, kto mógłby jej przeszkadzać, a sama siedziała lub leżała i myślała nad losem biednej bohaterki, którą tak polubiła. Jej myśli męczyła nie tylko kobieta, lecz również pomarańczowa opowieść. W zapomnieniu nie pomagały świece, które paliła nocą.

Szybko nastał świt i zobaczyła ruch na dziedzińcu. Wszyscy się gdzieś szykowali. Wypatrzyła swojego księcia, który siedział na kamieniu polerując kuszę, a obok niego stał jego wierny Pies. Obserwowała chwilę złotowłosego ukochanego zapominając całkiem o tym, jak źle się czuła.

Wszystko się zmieniło, kiedy jej książę odjechał wraz z innymi. Westchnęła cicho i usiadła na łóżku. Nie wiedziała ile tak siedziała, lecz wydawało się jej, że minęły wieki nim usłyszała cichy szmer w zamku od drzwi. Chwyciła pusty kielich i stanęła obok nich, lecz tak, by jej nie uderzyły.

Nie chciała krzyczeć i wzywać pomocy. W tedy czułaby się słaba. A co jeśli to tylko jej siostra, która chce ją nastraszyć, lub septa, która straciła cierpliwość? Nagle Sansa pomyślała, że to niemożliwe, by była to któraś z nich.

Jej nauczycielka by się odzywała, a gdyby to była jej siostra, zapewne słyszałby jej zduszony śmiech. Sansa zacisnęła zęby, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. W jakiś sposób skupianie się na niehałasowaniu dodawało jej odwagi.

Jej palce mocniej zacisnęły się na kielichu, a drzwi nagle otwarły się. Zobaczyła za nimi klęczącego Sandora z czymś małym i ostrym w ręku, podobnym do igły. Puchar sam wypadł jej z dłoni i trzasnął o kamienną posadzkę. Stała tak i patrzyła jak ogromny mezczyzna podnosi się powoli i wchodzi do środka jej pokoju, jak gdyby nigdy nic. Zamyknął za sobą drzwi i podszedł do notesu leżącego na łóżku, którego wcześniej odszukał wzrokiem.

- Podobała ci się ptaszku? - Sansa nadal, od czasu kiedy go ujrzała w drzwiach, nie wiedziała co się dzieje. Wbijała w ochroniarza jej ukochanego wzrok, a on oczekiwał odpowiedzi. Musiał jednak widzieć, że nie jest w stanie nawet drgnąć, wiec podszedł do niej bliżej. Nie cofnęła się ani przed nim, ani przed jego dłonią, która podniosła jej podbródek do góry. - Zabiorę to - pomachał zeszycikiem - i może dam ci do dokończenia w bardziej odpowiedniej chwili. Ta nie była tą, co trzeba.

Już miał wychodzić, lecz ona złapała go za ramię. Jej dłoń zacisnęła się mocno, a z oczu popłynęło kilka łez. Chciała coś powiedzieć, lecz sama nie wiedziała co, a jej umysł wybrał najbardziej nurtujące ją ostatnio pytanie, za co nie była z siebie dumna.

- Czemu powiedziałeś, że twój widok będzie mi milszym? - Wielki rycerz delikatnie odsunął jej dłoń od siebie. Jego oczy przybrały coś na kształt smutku, prócz poczucia winy, z którym tu wchodził.

- Okłamałem cię. - Po chwili już go nie było, a dziewczyna została sama ze swoimi myślami i samotnością. Nawet nie zauważyła jak wyszedł.

Szybko zamknęła drzwi zpowrotem i położyła się na łóżku. Leżała długo próbując dojść do siebie po tym wszystkim, aż w końcu zaczęła się z siebie śmiać. Pies ją okłamał. Z jakiegoś powodu to było zabawne.

Z Joffreyem było wszystko w porządku i z nią także. To jego wina, że miała jakikolwiek dystans do ukochanego. Nie powie mu tego, co zrobił jego Pies. Nie musiał o tym wiedzieć. Nie musiał też wiedzieć, że jego pupilek ją nastraszył.

Po co jednak Sandor miałby przychodzić po notatnik, gdy ona tu była? Mógł to zrobić kiedykolwiek, kiedy byłaby zajęta. Co chciał przez to osiągnąć? Może tylko sprawdzić. Czy to był test? Czy go zdałam?

Sansa poczuła burczenie w brzuchu i ruszyła do kuchni, lecz uprzednio musiała się ubrać stosowniej. Nagle zbladla. Kiedy Sandor wchodził, miała na sobie jedynie jasnoniebieską, lnianą halkę w której spala. Poczuła się bardzo nieswojo z tą myślą. Szybko zarumieniła się i poczuła wstyd. Była także zapłakana i nieuczesana. Może dobrze, że zabrał ten notes. Czuła jednak złość na niego. Potraktował ją jak małą dziewczynkę, która nie umie wybrać tego, co dla niej dobre.

Kiedy jej brzuch zaczął głośniej burczeć, wiedziała, że była najwyższa pora na to, by coś zjeść. Wyszykowała się najszybciej jak tylko umiała Potem odnajdzie septę i ją przeprosi. Nie chciała też zbliżać się za nadto do Sandora. W końcu może się okazać, że zechce ją sprawdzić ponownie w jakiś inny sposób. Przecież to był test prawda? Chciał sprawdzić jak zareaguje, jak jest silna. Wiedziała, że jeśli tak, to go nie zdała. Czy królowa mu kazała? A może sam Joffrey? Joffrey...

Całą drogę uśmiechała się, ale nagle usłyszała trzask i poszła to sprawdzić. Krzyknęła głośno. Na dziedzińcu nie było nikogo prócz niej, więc chwilę to trwało, zanim ktokolwiek przybiegł. Dla niej nie była to jednak chwila. Stała w pewnej odległości i zalewała się łzami, jak kilka godzin wcześniej w łóżku. Równie dobrze mogłaby z niego nie wychodzić.

SanSan - Pies i PtakWhere stories live. Discover now