Part 32

242 19 11
                                    

Drżącymi rękoma opierała się o umywalkę. To co powiedział jej McGarrett, nią wstrząsnęło. Nie spodziewała się, że Colder dowie się prawdy. Nie spodziewała się, że Colder przyjedzie do Nowego Jorku. Widziała jak drżą jej ręce. Czuła się oszołomiona, obolała. Właśnie czuła, jak adrenalina przestaje krążyć w jej żyłach i pojawia się zmęczenie. Dotknęła swojego nosa czując ciepłą ciecz na swojej wardze. Podniosła rękę do swoich oczu. Krew. Podskoczyła słysząc ogromny huk. W drzwiach stał Jay. A raczej w tym co z tych drzwi zostało. Na jej widok rozluźnił się. Całą drogę do domu nie odzywała sie. Widział, że była zła za wyniesienie jej z ratusza. Ale znał ją, wiedział że inaczej zostałaby tam.
- Serio? - prychnęła.
- Przepraszam. Ale siedzisz tam przez godzinę bez żadnego hałasu - oznajmił podchodząc do niej. Dostrzegł czerwony ślad od jej nosa. Ściągnął brwi. Oparł troskliwie dłoń na jej podbródku i uniósł głowę. Przyglądał się jej ze ściągniętymi brwiami. Martwił się o nią. Ostatnie kilka godzin było dla niej ogromnie stresujące. Wiedział, że musiała odpocząć. Musiała ułożyć sobie w głowie, wszystko czego się dziś dowiedziała. Złapał za ręcznik i otarł ostrożnie jej twarz. Nie chciał dotknąć miejsc zadrapanych. Pisnęła kiedy bez problemów podniósł ją. Poczuł jak objęła go za szyję. Wsunął dłonie pod zgięcia jej kolan. Spojrzał na nią.
- Co? - mruknął czując na sobie jej badawcze spojrzenie.
- Pamiętasz kiedy ostatni raz mnie nosiłeś na rękach?
- Kiedy wprowadzaliśmy się do tego mieszkania na Apple Square - mruknął całując ją. Zaśmiała się cicho.
- Mhm... Dokładnie wtedy - poczuła jak położył ją na materacu. Roześmiał się kiedy przyciągnęła go do siebie. Przygwoździł ją do łóżka całym swoim ciężarem. Podniósł głowę i namierzył jej spojrzenie.
- Wiesz, dawno ci tego nie mówiłem - mruknął opierając dłonie przy jej głowie
- Kocham cie, Fro - widział błysk w jej oczach kiedy to powiedział. Widział ten sam ciepły uśmiech.
- Na prawdę jest mi wstyd za to co zrobiłem ci wtedy. Na prawdę żałuję, że to się stało - dodał całując jej czoło. Spojrzała na niego opierając dłonie na jego klatce piersiowej. Nie umiała powiedzieć mu, że nadal go kocha. Bo sama nie wiedziała do końca co czuje do Jay'a

W ratuszu praca szła na pełnych obrotach. Próbowano za wszelką cenę namierzyć Coldera. Komandor i Danny wisieli na telefonie korzystając z pomocy swojego zespołu, na Hawajach. Secret Service również było na miejscu ze względu na zaistniałą sytuację. Teraz siedział z nimi dyrektor biura w Nowym Jorku. Voight obserwował go z zaciekawieniem. Nie spodziewał się, że współpraca z ATF będzie taka mierna. Taka nudna. Nie wiedziała jak to określić jednym zdaniem.
- Sierżancie? - słysząc to odwrócił się w kierunku McGarretta. Komandor stanął kilka kroków od niego.
- W czym mogę pomóc?
- Co z tropami w Chicago? Śledziliście Coldera?
- Tak, próbowaliśmy go namierzyć. Ale agentka Halstead uprzedziła nas, że on potrafi się zapaść pod ziemię na długie, długie tygodnie - wyjaśnił. Wskazał na laptopa ze wszystkimi aktami sprawy. McGarrett czuł wyraźny dystans sierżanta do pozostałych zebranych w tym pomieszczeniu. Jakby Voight czuł, że da radę sam złapać Jimmy'ego.

Colder zaklął uderzając pięścią w stół. Jego zemsta była połowiczna. Zrównał z ziemią całe piętro gdzie pracowała brunetka ale ona sama przeżyła. Był rozdrażniony tym. On nigdy nie pudłował. On nigdy nie przegrywał. Ściągnął brwi słysząc jak dzwoni jego telefon. Nie miał ochoty dzisiaj rozmawiać z kimkolwiek. Spojrzał na wyświetlacz i westchnął. Ten telefon musiał odebrać.
- Za godzinę widzimy się na spotkaniu - usłyszał ciężki, szorstki głos. Nie, nie czuł się zaniepokojony tym. Nie obawiał się niczego. Tylko śmierci. Odłożył telefon i spojrzał na Nowy Jork. To tutaj się wszystko zaczęło. To tutaj po raz pierwszy dostał swoje zlecenie i zaczęła się jego kariera. To tutaj zaczęła pisać swoją historię. To tu rodziła się jego legenda. Odwrócił się do wielkiego lustra. Musi się przebrać. Musi się przygotować do spotkania. Po pół godzinie wyszedł do taksówki, która czekała na niego pod wejściem do apartamentowca. Zajął miejsce z tyłu i podał kierowcy adres. Spojrzał na miasto czując jak irytacja tym wszystkim. Po raz kolejny poznał kobietę, która go oszukała. Zwłaszcza kiedy się nią zafascynował. Kiedy chciał ją uczynić królową, ona okazała się być agentem rządowym. Pierwsza kobieta opowiedziała na policji wszystko. Druga sama była policjantką. On ma po prostu pecha.

Wszyscy na jej widok zamilkli. Była sama. Sama weszła do sali konferencyjnej w ratuszu. Wyglądała na wypoczętą. Była to zasługa makijażu i kawy. Dużej ilości kawy. Musiała odnaleźć Coldera natychmiast. Voight na jej widok uniósł brew. Nikt nie wyszedł z tego pomieszczenia od momentu przylotu. Nie mogli, nie umieli. Musieli analizować wszystkie dowody i jakoś go wytropić. Odłożyła swoją torbę na krzesło i zdjęła z siebie marynarkę. Podwinęła rękawy i złapała za kubek z kawą, który przyniosła.
- Co mamy? Co wiemy? - mruknęła ignorując ich zdziwione spojrzenie.
- Gdzie Jay?
- Pewnie śpi - spojrzała na sierżanta
- Przecież miałaś zostać w domu - McGarrett stanął obok Hank'a, który skinął głową zgadzając się z komandorem.
- Nie będę siedzieć bezczynnie, kiedy Colder chodzi po mieście - wskazała na okno czując rosnącą złość. Wszyscy traktowali ją jak jajko. Czuła sie doskonale. Nie potrzebowała, nie potrafiła siedzieć w domu. Zwłaszcza teraz.
- Jeśli ktoś będzie mógł wywabić Coldera to jestem to ja - wyprostowała sie prostując. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Danny przyglądał sie jej w skupieniu. Była damskim odpowiednikiem Steve'a. Była uparta, szybko sie denerwowała i nie potrafiła siedzieć bezczynnie. Spojrzał na swojego partnera. Voight przyglądał sie jej w skupieniu. Elsee zupełnie jak jej mąż była uparta. Z Jay'em było to samo. Pod tym względem sie na prawdę dobrali. Tylko Elsee miała jeszcze w sobie coś takiego, że inni jej odpuszczali. On nie mógł tego nazwać więc postanowił przestać drążyć temat. Skoro Elsee jest tutaj, to Jay też sie za chwilę pojawi. 
- Chcesz wywabić Coldera?
- Chcę. Mam w całym Nowym Jorku kilka nieruchomości i musi być w której z nich. Pójdę tam i znajdę go 
- Chcesz zapukać do domu płatnego zabójcy? - nawet McGarrett nie wpałby na tak bezsensowny pomysł. Danny był tym totalnie zaskoczony. Ale nie komandor. Też uśmiechnął sie szeroko i wyprostował. 




Drzwi otworzyły sie na całą szerokość. Jimmy wkroczył do sali gdzie siedziało pięć osób. Piątka mężczyzn przyglądała sie mu bez jakiegokolwiek wyrazu. Nie czuł sie zaniepokojony. Syndykat to ogromna, posiadająca władzę i pieniądze grupa ludzi. Ludzi pozbawionych sumienia i skrupułów. Ludzi dla których nie było rzeczy niemożliwych. Ludzi którzy wszystko załatwiali albo pieniędzmi albo przemocą. Ludzi którzy wymagali pełnej dyskrecji. Jimmy nie odczuwał niepokoju w uch towarzystwie. Nawet kiedy patrzyli na niego w ten sposób. Nawet kiedy nic nie mówili. Zapiął guziki w marynarce i spokojnie zbliżył sie do wielkiego stołu. Ochroniarz, który znajdował sie najbliżej niego odsunął mu krzesło naprzeciwko mężczyzn. Usiadł i rozpiął dolne guziki w swoim ubraniu. Położył dłonie na blacie i wyprostował sie. 
- Wytumaczysz sie z twojego ostatniego ekscesu? - mężczyzna siedzący pierwszy po prawej odchylił sie na krześle. 
- Słucham? - przekrzywił głowę - Mam sie wam z czegoś tłumaczyć? - prychnął. Jimmy znał swoją wartość. Wiedział, że jego legenda jest tak ogromna, że nie musi trzymać sie jednej formacji kurczowo. Jeśli Syndykat zrezygnuje z jego usług bez problemu znajdzie angaż chociażby wśród Rosjan. Na Yakuzę też nie miał co liczyć po zabójstwie Kenji'ego. Dwóch wielkich graczy właśnie mogło sie od niego odsunąć. Ale on sie tym nie przejmował. 
- Wysadziłeś piętro agencji rządowej w Nowym Jorku. W naszym mieście, Jimmy - rozglądał sie po wszystkich. Widział na ich twarzach zaskoczenie. 
- Zabiłeś trzech agentów, jeden nie wiadomo czy wróci do sprawności - dodał. Jimmy poczuł jak coś sie zacisnęło na jego żołądku. Ale nie mógł sobie pozwolić na ukazanie swoich uczuć. 
- Wyjaśnij dlaczego to zrobiłeś - poprosił miękko mężczyzna siedzący na samym środku. Wszyscy na niego spojrzeli. A on wpatrywał sie uparcie w Jimmy'ego. 
- Z Chicago uratowała mnie grupa agentów, która udawała złodziei. Dowiedziałem sie o tym właśnie będąc w mieście. Chciałem im zaproponować małe zlecenie - oznajmił. Nie mógł powiedzieć im prawdy. 
- I to, że agenci pod przykryciem zblizyli sie do ciebie, to powód żeby wysadzać całe piętro?! - mężczyzna parsknął zaskoczony. Jimmy poczuł jak ogarnia go wściekłość. Nie był zoobowiązany by mówić im wszystko. Nie musiał tego robić. Byli tylko jego zleceniodawcami. Nic więcej. Nie podpisywał im żadnego zoobowiązania. 
- A może chodzi o agentkę Elsee Halstead? - widzieli jak na to imię lekko ściągnęła sie skóra z jego twarzy. Zimny, morderczy wzrok utkwił w mężczyźnie, który o tym powiedział. 
- Tak, Jimmy. Doskonale wiemy, że byłeś w Las Vegas i zacząłeś szukać Kelly McGarrett. Ktoś dał ci jej zdjęcia i odesłał do Nowego Jorku. Tutaj następna osoba znalazła Kelly, która okazała sie być agentką ATF, Elsee Halstead. Przecież ty bez powodu nie szukasz jakichś osób - mruknął mężczyzna spokojnie i wpatrywał sie w Coldera. Jimmy nie zmienił wyrazu swojej twarzy. Chociaż w środku coś w jego sercu pękało. Ale on nie mógł pokazać im, że mają rację. Nie mógł zdradzić swoich uczuć do Elsee. Musi sie na niej zemścić. Potem dopaść Jay'a Halstead'a. A później będzie mógł wrócić do dawnego życia. 

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEDonde viven las historias. Descúbrelo ahora