Part 8

390 18 23
                                    

Wszedł na piętro wydziału. Wszyscy na jego widok zamilkli. Wszyscy obserwowali go w skupieniu. Resztę nocy przepłakał. Bo zrozumiał w jakim położeniu się znalazł. Spojrzenie na Elsee przypomniało mu wszystkie najwspanialsze momenty. Przypomniało mu to co czuł przy niej. I co pogrążył swoim zachowaniem. Odwiesił kurtkę na krześle i stanął przed mapą z nowego śledztwa.
- Słuchajcie – wciągnął powietrze w płuca. Odwrócili się w jego kierunku.
- Elsee nie kłamała wczoraj. Mieliśmy po dwadzieścia lat kiedy wzięliśmy ślub. Ja zaciągnąłem się do armii a ona szkoliła się w akademii w Nowym Jorku. Po powrocie z Afganistanu wszystko się zmieniło. PTSD zmuszało mnie do robienia sobie i wszystkim dookoła krzywdy. Pewnej nocy spakowałem kilka rzeczy i uciekłem. Wróciłem do Chicago. Przez ten czas nie próbowałem skontaktować się z nią. Nawet o tym nie pomyślałem. Teraz ona jest w Chicago i ... No wiecie już o co chodzi – oznajmił. Usłyszał prychnięcie. Hailey pokręciła głową. Miała ochotę podejść do niego i trzasnąć go w łeb. Nie, nie wiedziała czym jest PTSD, nie wiedziała jak to jest mieć coś takiego we własnej głowie. Ale nie rozumiała też jak Halstead mógł porzucić swoją żonę. Zwłaszcza kiedy mówił o niej tak miękko. To nie był błąd rodem z Las Vegas, to nie było szczeniackie nieporozumienie. On ją naprawdę kochał. Dalej ją kochał. Patrzyła na niego i resztkami silnej woli panowała nad sobą. Ale jak tylko będą musieli gdzieś jechać to ona go chyba zabije. Wywali go z pędzącego samochodu. Była naprawdę na niego wściekła. Wróciła wzrokiem do klawiatury i ponownie zagłębiła się w akta i raporty na jej biurku. Jay czuł się jak w sądzie. Wszyscy na niego patrzyli i widział w ich oczach złość, zaskoczenie i dziwne obrzydzenie. Ale tak na dobrą sprawę nikt przecież nie wiedział co się działo. To on siedział w swojej głowie, kiedy ten drugi typ wyżywał się na Elsee. To on obserwował biernie jak ten typ odpycha za każdym razem, jej rękę. To on nie miał zbyt dużo siły żeby tego gościa pogonić. To on był uwięziony w tym przerażającym ciele. To co noc do niego wracał koszmar Afganistanu. To on co noc widział klatka po klatce wszystkie złe rzeczy jakich doświadczył na wojnie. I to on nie mógł nic z tym zrobić. To on walczył z przemożną ochotą odrąbania sobie głowy, żeby to obrazy nie wracały. Bał się ich. Był przerażony zawsze jak kładł się do łóżka. A ten okropny typ zmieniał to przerażenie w agresję. W coś co sprawiało, że z Elsee oddalali się od siebie. On od niej uciekał. Nie mógł patrzeć na to co jej robił. Nie mógł pozwolić na to. Był tchórzem. Do tej pory nim jest. Bo nigdy nie zebrał się w sobie, żeby zadzwonić do niej. Zwłaszcza kiedy czuł się już lepiej. I żałował tego.

Otworzył oczy czując jej mocne szarpnięcie. Przerażony i zdezorientowany rozejrzał się dookoła. Jej dłonie zacisnęły się na jego nadgarstku. Czuł jak serce wali mu boleśnie w żebra i nie może złapać oddechu. Jakby dopiero co przebiegł maraton. Odwrócił wzrok na nią. Wyglądała na zdezorientowaną równie mocno co on. Obrazy w jego głowie przypomniały mu o o tym co widział w Afganistanie. Widziały co przeżył. Jaki on był naiwny.
- Już,już... - jej ciepły głos rozbrzmiał w jej głowie. Uwolnił rękę z jej uścisku. Położył ją na swojej klatce piersiowej. Próbował uspokoić kołatające serce. Spuścił głowę. Miał wrażenie, że oszalał. Wpatrywał się w kołdrę kręcąc głową. To robiło się nieśmieszne. Robiło się straszne. Od kilku nocy nawiedzają go koszmary. Ciągle to samo. Ciągle ta sama misja. Ciągle odtwarza w głowie klatkę po klatce. Ciągle widzi jak jego kolega z zespołu obrywa w ramię. Widzi bryzgającą krew. Słyszy jego wrzask bólu i zaskoczenia. Widzi to, wie co się stanie a jednak nie może nic zrobić. Nie może się nawet obudzić. Czuje się jak w realistycznym koszmarze. Słyszy świst kul, słyszy krzyk dowódcy. Czuje wiatr na swojej twarzy i zapach prochu. Czuje dotyk pleców Mouse. I to jest najstraszniejsze. Bo musi to na nowo przechodzić.
- Jay? - odwrócił się do niej plecami i nakrył kołdrą. Nie ma ochoty z nią rozmawiać. Czuł na nią nieokreśloną złość. Jakby drażniła go sama, jej obecność. Był zły, że tu obok niego była. Był zły czując jak dotyka jego ramienia. Musiał ją ignorować. To było najlepsze. Było tyle złych rzeczy, które się wydarzyły a ona zupełnie tego nie rozumiała! Wpatrywała się w jego plecy i czuła łzy w swoich oczach. Od powrotu z misji to nie był jej Jay. Nie umiała w nim dostrzec tego samego mężczyzny za którego wyszła. Uciekał od niej. Nie wychodził z sypialni. Był oschły, złośliwi. Owszem, Jay, jak każdy miał swoje wady. Nikt nie jest idealny. Ale nie zachowywał się w ten sposób.
- A co ty możesz wiedzieć?! - rzucał lekceważąco i wracał do sypialni. Martwiła się o niego. Nie umiała patrzeć jak cierpiał. A wiedziała, że cierpiał. Od powrotu z Afganistanu cierpiał. Teraz wpatrywała się w jego plecy.
- Powiesz co ci się śniło? - pogładziła jego ramię. Dostrzegła jak się odsunął od jej dłoni.
- Elsee, kładź się spać – warknął przyciskając usta do poduszki. Czuł łzy w swoich oczach. Sam bał się zasnąć. Bał się wrócić do tego co przygotowała mu, jego głowa.

Christopher spojrzał na swoją partnerkę, kiedy zeszła do drzwi. Wyglądała jakby zupełnie w nocy nie zmrużyła oka. Wyglądała na potworniezmęczoną.
-Co się stało? - uniósł brew. Widział jej zaczerwienione oczy. To było takie oczywiste. Płakała! Ściągnął brwi.
- Nie chcę o tym rozmawiać – mruknęła i skierowała się do drzwi.
-Els... - zatrzymała się – Może zostań w hotelu dzisiaj. Odpocznij. Jeden dzień to nie koniec świata – podszedł do auta. Odwróciła się w jego kierunku. Czuła do niego wdzięczność ale z drugiej strony chciała pracować. Chciała zająć czymś głowę. To co wczoraj się stało. Nie mogła dalej w to uwierzyć. Wczorajszy dzień to rollercoaster uczuć. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. A w jej głowie dalej uparcie siedział obraz jej męża. Człowieka, którego kochała do szaleństwa. I to jak stał w jej pokoju hotelowym i tłumaczył się. Mętnie bo mętnie. Trudno było jej w to wszystko uwierzyć. Straciła do niego resztki zaufania. Umarło w tym samym dniu w którym teoretycznie pochowała swojego męża. I nie, nie zasługiwał na drugą szansę. Nie po tym co zrobił. Porzucił ją jak zabawkę, jak niepotrzebną rzecz. Ona miała wrażenie, że ogarnia ją szaleństwo.
- Nie, muszę zająć czymś innym głowę – szepnęła wsiadając do samochodu. Szybko otarła łzy i położyła dłonie na swoich udach. W jej wnętrzu wszystko drżało i zgniatało się. Spotkanie Jay'a było dla niej jak cios w żołądek. Nie spodziewała się. I gdyby tylko mogła napewno by zaczęła wrzeszczeć. Nie wiedziała co do niego czuła. Nienawidziła go. Kochała go. Czuła ulgę, że żył. Czuła rosnącą wściekłość, że był w Chicago. Nie umiała o tym opowiadać. Poczuła jak jej partner usiadł obok niej.
- Wiesz, że wystarczy twoje słowo a pojadę i mu połamie wszystkie kości – zaczął. Spojrzał w boczne lusterko i wsunął się na ulicę. Wpatrywała się w miasto przez przednią szybę.
- Bo to co on robi to przesada. Ja rozumiem rok, dwa czy trzy. A tu minęło dziesięć. Nie powinnaś się nim przejmować. Wiem, wiem... Kochasz go dalej, kochałaś go wtedy i domyślać się mogę tylko, co poczułaś kiedy zobaczyłaś go na posterunku – mówił całą drogę do biura. Elsee wpatrywała się w swoje rodzinne miasto i czuła jak z każdym jego słowem coś pęka w niej ponownie. Miliony małych części raniły jej duszę. Bo jej partner i przyjaciel jednocześnie, miał cholerną rację. Widział to wszystko z boku i potrafił to trafnie określić. Umiał to rozłożyć na części pierwsze. A ona czuła jak wszystko podchodzi do jej gardła. Czuła się rozdarta, rozbita. Miejsce jak Chicago napawało ją chęcią płaczu. To stąd wywodzą się najwspanialsze wspomnienia. To tutaj urodziło się to, co pozwalało jej czuć uzależniającą euforię. A NY to zniszczył. Na pewno to miasto? Czy może jednak chodzi o to co stało się w Afganistanie? Sama nie wiedziała. Odpięła pas i wysunęła się z samochodu. Chris obserwował ją w skupieniu. Zapięła marynarkę i związała włosy w kucyk. Odwróciła się w jego kierunku.
- Zróbmy to. Chcę jak najszybciej wrócić do Nowego Jorku – spojrzała na niego.
- Jasne – podszedł do niej. Szli obok siebie w milczeniu. Czuła się z tym źle. Zawsze mieli o czym rozmawiać. Ale teraz czuła się okropnie. Nie widziała w tym wszystkim innego wyjścia niż to co chodziło jej po głowie od wczoraj.
- Jak wrócimy do domu składam dokumenty rozwodowe –oznajmiła cicho. Poczuła jak mężczyzna przycisnął ją do siebie. Zaciskała zęby żeby tylko nie wybuchnąć płaczem. Musiała być twarda. Ale z drugiej strony czuła się okropnie. Nie mogła postąpić inaczej. Nie widziała innego wyjścia. Przez sześć lat jest wdową. Ale przecież Jay żył i miał się doskonale. W jej oczach pojawiły się łzy. Zatrzymała się. Blondyn odwrócił wzrok w jej kierunku. Widział jej przerażenie i zaskoczenie tym wszystkim. To był na pewno dla niej ogromny szok. 

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now