Part 4

493 20 5
                                    

Cisza na wydziale była dziwnie krępująca. Wszyscy wpatrywali się w niego. Siedział przy biurku Adama i krył twarz w rękach. Nie wierzył w to co się działo. Elsee była ostatnią osobą, którą spotka tutaj. Na pewno jej tu nie ma. Podniósł głowę. Dalej tam była. Stała między Voight'em a drugą agentką. Jej szare oczy błyszczały. Tak jak pamiętał. Chociaż była znudzona całą sytuacją. Albo tak dobrze udawała. Zrobiło mu się niedobrze. Porzucił ją. Porzucił swoją żonę. Kobietę którą kochał. Którą kocha. Pod wpływem nienawiści do świata przez PTSD krzywdził ją. Znajdował się na równi pochyłej. Miał wrażenie, że wszyscy go atakują. Z każdej strony się go czepiają. Ona, Will, rodzice. Że wszyscy się na niego uwzięli. Martwili się, chociaż wtedy myślał, że to ich czysta złośliwość.
-Dobrze – Veronica potrząsnęła głową – Nie mamy całego dnia – dodała. Jej głos go otrzeźwił. Powoli podniósł się i wlepił swoje spojrzenie w OA. Nie mógł na nią spojrzeć. Nie mógł na nią patrzeć. Palący wstyd i poczucie winy właśnie go zgniatały.
- Jesteśmy tutaj ponieważ, Vanessa prosiła nas o akta Coldera. Nie dostaniecie ich. Żona Coldera została objęta programem ochrony świadków i jest gdzieś w świecie. Wszystko co wiemy o nim oczywiście wam udostępnimy ale śledztwo przejmuje ATF
- Hola, hola... Przecież gość zabił kogoś na oczach kilku osób – Voight wyglądał na zaskoczonego
- Sierżancie – Elsee odwróciła wzrok na niego. Nie mogła wiecznie wpatrywać się w Jay'a. Nie umiała. Nie chciała. Patrząc na niego czuła rosnącą złość
- Z całym szacunkiem. ATF w Nowym Jorku pracuje nad sprawą szajki, która szmugluje broń do Meksyku. Colder to ich główny hitman. Pojawił się w Chicago bo pewnie ktoś wypłynął i blokuje ich transakcje. Musimy go zostawić w spokoju, żeby wrócił do NY i tam nas zaprowadzi do góry – jej chłodny ton głosu nie zniósł sprzeciwu. Voight zacisnął zęby. Agenci federalni to istne wrzody na tyłku. Zawsze coś sknocą, coś zablokują. A on nie mógł na to pozwolić. Rosła w nim wściekłość.
- Czyli mamy go puścić wolno?! - zapytał będąc już lekko wkurzonym.
- Czasami trzeba poświęcić jednostkę na rzecz ogółu – oznajmiła spokojnie brunetka.
-Absurd! - warknął. Wszyscy w zespole czuli to samo. Byli źli bo muszą zamknąć sprawę. Mają stanąć przed rodziną ofiary i powiedzieć im, że nie znajdą zabójcy ich syna. Nie będą mogli im podać motywu dlaczego ich dziecko zmarło. I z tym właśnie było im się najtrudniej pogodzić.
- Niestety sierżancie. Colder ma spokojnie wyjechać z miasta. Potrafi zapaść się pod ziemię na bardzo długo. Od pół roku walczymy, żeby się wychylił. I mamy szansę – jej głos był spokojny, merytoryczny. Używała sensownych argumentów ale jednak Voight był niepocieszony.

Trójka agentów opuściła posterunek. Trudy śledziła ich wzrokiem kiedy z Voight'em zeszli na dół. Widząc ją każde po kolei skinęło głową na pożegnanie. Odwrócili się do sierżanta i uścisnęli jego dłoń. Na górze właśnie wybuchła wrzawa. Halstead siedział przy biurku i wpatrywał się w swoje stopy. Ignorował zupełnie pytania wszystkich.

Otworzył oczy i spojrzał z uśmiechem na brunetkę. Leżała obok pogrążona w głębokim śnie. Jego żona! Jak to dumnie brzmiało. Podniósł dłoń do swojej twarzy. Złota obrączka na serdecznym palcu prawej dłoni mieniła się w słońcu wpadającym przez okno do środka. Dalej to do niego nie docierało. Od kilku dni Elsee była jego żoną. Obiecała mu tym samym że będzie z nim do końca życia. Powoli odsunął się od niej. Nie zareagowała nawet. Jej twardy sen bardzo go zaskakiwał. Postawił stopy na podłodze i przeciągnął się. Zegarek na szafce wskazywał kwadrans po siódmej. Powinien właśnie się zbierać. Chciał mieć wolne. Niewdzięczne szkolenia nie pozwalały mu cieszyć się w pełni wszystkim co się działo w jego życiu. Nie był niczego bardziej pewnym niż tego, że Elsee jest miłością jego życia. Co z tego, że miał dwadzieścia lat? Jeśli się kogoś kocha wiek nie ma znaczenia. Odwrócił wzrok. Spojrzał na nią z zazdrością. Sam chciał jeszcze spać. Podniósł się i skierował do łazienki. W Nowym Jorku właśnie budził się nowy dzień. Spojrzał w okno. Małe mieszkanie, które wynajmowali było dla niego idealne. Nie ważne gdzie się mieszka, ważne z kim się mieszka. Zniknął w łazience. Przecież dla niego porzuciła swoje Chicago. Mówiła mu, że kocha to miasto. Że spędzi w nim całe swoje życie. A jednak... Pojawiła się w Nowym Jorku niespodziewanie. Nic mu nie mówiła, że postanowiła przylecieć. Stanęła w drzwiach od jego mieszkania z walizką. I oznajmiła, że zostaje. Że tutaj też jest akademia i tu może szkolić się na agenta.

Poderwał się słysząc trzask na biurku. Kevin spojrzał na niego ponaglająco. W końcu się ocknął. Pojawienie się ATF było samo w sobie nieciekawe. Ale żeby pojawiła się tu kobieta, mówiąca że Jay Halstead to jej mąż. Coś tu nie grało. Skoro ona była w NY a on był tutaj. Tu musiało chodzić o coś więcej.
-Halstead tu ziemia – Adam przysunął się na krześle do niego –Wyjaśnisz o co tu chodzi? - Jay podniósł wzrok i spojrzał na przyjaciela. Był przerażony tym co się tutaj stało. Nie mógł na nią spojrzeć. Jej widok. Jej twarz, obecność... Nie wiedział co do niej czuł. Czuł coś do niej? Owszem! Chyba ją dalej kochał. Ale na pewno pamiętał wszystko co dla niego zrobiła. Wszystko co  robiła, żeby mu pomóc. Nie zostawiała go z PTSD samego. Wyciągała cierpliwie dłoń w jego kierunku. Za każdym razem kiedy ją odtrącił. Był beznadziejnym dupkiem. Wściekłym na cały świat. Powrót z Afganistanu był dla niego i zbawieniem i karą śmierci. Nie mógł się odnaleźć w tej nowej rzeczywistości. A ona? Była przy nim za każdym razem.

Usłyszał jak drzwi uchyliły się. Zacisnął powieki by pokazać jej, że śpi. Usłyszał jej ciche kroki. Nie chciał odpowiadać na żadne pytania. Chciał ciszy i spokoju. Wrócił do domu tydzień temu. I przez tydzień nie znalazł powodu żeby wstać z łóżka. Leżał i wpatrywał się w jeden punkt. Poczuł jak materac na łóżku ugina się pod jej ciężarem. Poczuł jak położyła się obok niego. Jej ciepłe dłonie oplotły go w pasie a polik przykleił się do jego łopatki.
- Poleżę sobie z tobą – jej cichy głos był dziwnie przygaszony. Wyrzuty sumienia wstrząsnęły nim. Nie powinien jej tak traktować. Ona tutaj jest. I chce mu pomóc. Łzy pojawiły się w jego oczach. Ranił każdą osobę, którą kochał. Nie powinien żyć. Nie powinien sprawiać im więcej przykrości. Nie zasługiwał na takie osoby w swoim życiu. Nie zasługiwał żeby żyć. Oparł dłoń na jej dłoniach i zacisnął palce. Powoli odwrócił się w jej kierunku i przytulił. Poczuł jak wsunęła palce w jego włosy, gdy wtulił twarz w zagięcie jej szyi. Nic nie mówiła. Otoczyła go ramionami i pozwoliła żeby płakał. Płakał. Właśnie teraz. Właśnie miał dosyć tego. Miał dosyć własnego życia.

Podniósł się gwałtownie z krzesła. Adam poderwał się widząc jego reakcję. Ciągle byli w ogromnym szoku. Jedynie Hank kazał im wracać do pracy i zamknął się w swoim biurze. Teraz chodził po pomieszczeniu z telefonem przy uchu. Jay złapał za swoją kurtkę i wcisnął ją na siebie. Nie mógł tego tak zostawić.
- Jay! - Upton spojrzała na jego plecy. Zatrzymał się przy schodach i odwrócił w ich kierunku. Wpatrywali się w niego wszyscy. Czekali na jakieś wyjaśnienia. Czekali na jakieś jego słowo.

Will Halstead siedział w pokoju lekarzy i rozmawiałam z doktorem Choi. Praca w Chicago MED bardzo mu pasowała. Odwrócił wzrok do dzwoniącego telefonu. Uniósł brew widząc, że dzwoni do niego Hank Voight. Szef jego brata dzwonił kiedy Jay był w poważnych tarapatach. Coś zacisnęło się na jego sercu.
- Sierżancie – mruknął odbierając
- Will, mam do ciebie pytanie – zachrypnięty głos brzmiał w jego uszach
- Jasne
- Kim jest Elsee Halstead? - Will na to pytanie zerwał się z miejsca. Choi widząc jego reakcję podniósł wzrok. Jego kolega rzadko reagował tak żywiołowo.
- Elsee? Skąd pan ją zna?
- Pracuje w ATF. Właśnie odebrała mi jedną ze spraw – Voight widział jak Jay wychodzi z biura. Nie będzie go zatrzymywał. Nie dzisiaj. Słysząc zaniepokojenie w głosie Willa postanowił sobie wszystko odpuścić.
- Elsee jest żoną mojego brata. Kiedy zdiagnozowano u niego PTSD i kiedy zrezygnował z wojska pewnej nocy wyszedł. Porzucił ją bez słowa. Wrócił do Chicago z Nowego Jorku – wyjaśnił. Nie chciał do tego wracać. To był dziwny i ciężki okres w życiu każdego z nich. Poczuł ponownie wyrzuty sumienia.

Elsee na jego widok zerwała się z kanapy. Przycisnął ją do siebie. Usłyszał jak rozpłakała się. Płakała już cały dzień. Jego brat zniknął.
- Will gdzie on mógł pójść? - Elsee wyglądała jakby miała za chwilę umrzeć. Widział w jej oczach ogromne przerażenie. Ale mógł się tylko domyślać co czuła. Jej mąż zapadł się pod ziemię. Zabrał kilka rzeczy i wyszedł w nocy. Nie wiadomo co mu mogło do głowy strzelić. Zwłaszcza w jego stanie. Z Jay'em ostatnio było jak na karuzeli.
- Nie wiem, El. Nie mam żadnego pomysłu – pogładził ją po ramionach – Powinnaś się uspokoić– dodał
- Uspokoić?! - parsknęła – Will, twój brat zaginął a ty mi się każesz uspokoić? - zacisnęła palce ze złością. Wpatrywała się w niego odsuwając co raz dalej od niego. Czuła uścisk w mostku słysząc Willa. 

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now