Part 2

533 20 10
                                    

Chicago. Miasto w którym zaczęło się wszystko. Stała na lotnisku Midawy. Zupełnie jak dziesięć lat temu. Tylko teraz przyleciała do swojego rodzinnego miasta a nie wylatywała. Torbę zawiesiła na swoje ramie. Powrót tutaj był czymś czego się bała. Właśnie czuła jak wszystko się w niej budzi. Wszystkie wspomnienia. Wszystkie najlepsze i najgorsze rzeczy właśnie wywodziły się z tego miejsca. Odgarnęła włosy do tyłu. Wciągnęła głęboko powietrze i ruszyła przed terminal. Rozglądała się z zaciekawieniem. Nie za wiele się tu zmieniło. O'Hare pewnie przeszło gruntowny remont. Był to największy terminal w mieście. Mijała stoiska kierując się do drzwi. Poprawiła marynarkę. W czasie lotu nie mogła za bardzo zapoznać się z aktami. Ale obiecała zrobić to w biurze terenowym. Wyszła na ulicę. Zaklęła pod nosem. Znowu zaczęło padać. Ciężkie krople spadały z trzaskiem na całe miasto. Szara mgiełka otuliła wszystko dookoła. Dostrzegła kobietę, która trzymała w dłoniach kartkę z jej nazwiskiem. Podeszła do niej. Szatynka na jej widok uśmiechnęła się szeroko.
- Jestem agentka Suarez. Witamy w Chicago –wyciągnęła rękę w jej kierunku. Elsee uścisnęła ją. Poczuła jej mocny, pewny siebie uścisk.
-Miło mi cię poznać agentko. Ale proszę mów do mnie po imieniu. Jestem Elsee – oznajmiła. W takim mieście jak Chicago nazwisko jej męża było pewnie znane. Jak nie z jego powodu to z powodu jego ojca albo brata. Bała się natknąć na kogoś, kto mógłby go znać. Skoro oficjalnie w Nowym Jorku uznano go za zmarłego. Powinna to zostawić za sobą. Ale palące poczucie wstydu, że człowiek z którym miała się zestarzeć, ją porzucił dalej w niej gorało. Mieli po dwadzieścia lat kiedy postanowili wziąć ślub. I to nie było szczeniackie zagranie. Oboje o tym dużo dyskutowali. Znali się tylko kilka lat. Od liceum. Ale jakoś dziwnie od razu zapałali do siebie dziwną sympatią. Wtedy dla niej, dziewczyny z domu dziecka, znajomość z kimś takim jak on była ogromnym przeżyciem. To był totalny szok, że ktoś taki jak on usiadł obok niej w ławce. Nie był może jakimś najpopularniejszym chłopakiem w szkole, ale i tak znali go wszyscy. Grał w szkolnej drużynie futbolowej. To świadczyło już dużo o nim. A on? Się po prostu do niej przyczepił i tak zostało. I z każdą spędzoną z nim chwilą czuła jak rośnie w niej pewność siebie. Zawdzięczała mu bardzo dużo. Tylko później to wszystko się posypało. Przecież to specjalnie dla niego rzuciła w Chicago wszystko. Poleciała za nim do samego Wielkiego Jabłka. Tam poszła do akademii. Bo to, że będzie pracować w agencji wiedziała od samego początku. Była narzeczoną, później żoną. A on? Po kilku latach ją po prostu zostawił. Kilka dni po jego dwudziestych trzecich urodzinach po prostu wyparował. Pamiętała doskonale to przerażenie gdy otworzyła oczy i zobaczyła, że go nie ma. Zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy i zniknął. Pamiętała ten szok. Zaczynała pracę w ATF i tak ciężki szok prawie przekreślił jej karierę. Naginała zasady ale to właśnie jej partner wstawiał się za nią. To Chris uratował ją przed upadkiem na sam dół. Była niesamowicie zdeterminowana żeby go odnaleźć. Szukała go kilka lat. Stawiała na nogi wszystkie posterunki w całym mieście i okolicznych miasteczkach. Teraz ze zgrozą odkryła, że nigdy nie szukała go tutaj. W tym mieście z którego oboje pochodzili. I chyba nie była już gotowa na to żeby go znaleźć teraz. Nawet już nie żyła wyobrażeniami. Nie wyobrażała sobie już tego co zrobi kiedy go odnajdzie albo kiedy wróci. Może powinna w końcu to w jakiś sposób uregulować?
- Miło mi. Veronica – odparła kobieta i podeszła do bagażnika Cadillaca. Służbowe auto. Sama jeździła takim samym. Nie, ATF niczym jej już nie zaskoczy. Chyba, że dadzą jej własną drużynę. Elsee wrzuciła tam swój bagaż. Zamknęła bagażnik i wsiadła do samochodu obok Veronici. Zapięła pas. Położyła na swoich kolanach akta. Nie powinna o nich zapomnieć.
- Ty pochodzisz z Chicago prawda? - jej kierowca spojrzała na nią. Zatrzymały się na światłach.
- Tak. Ponad dziesięć lat temu przeprowadziłam się do Nowego Jorku – skinęła głową – Nie spodziewałam, że jeszcze kiedyś tu będę
- Nie planowałaś odwiedzać miasta?
- Nic mnie tu nie trzyma –oznajmiła – Ty jesteś stąd?
- Tak. Wychowałam się w Kenwood– ruszyły dalej. Wycieraczki wściekle starały się ściągnąć całą wodę lejącą się z nieba. Ale nawet praca na najwyższych obrotach nie przynosiła efektu. Elsee odwykła od takich oberwań chmur. W Nowym Jorku tylko strasznie wiało. Ale takie ulewy były sporadyczne. To takie zaskakujące jak człowiek bardzo szybko może przywyknąć do nowej rzeczywistości. Zaczęła rozmawiać z Veronicą. Wypytywała ją o kilka znanych miejsc w mieście. Z przerażeniem odkryła, że przez dziesięć lat wiele się w tym mieście zmieniło. Ich ulubione miejsce do siedzenia w okolicach Parku Pulaski zrównano z ziemią. Ale ten skate park przy jeziorze powiększył się.

Zawsze było tak w jego pracy, że jeśli jakaś sprawa stanęła w martwym punkcie to odstawiali ją na bok i zabierali się za bieżące sprawy. Tak było i tym razem. Vanessa nie mogła pomóc im odblokować akt podejrzanego bo swoje palce maczało tam FBI.
- Mój znajomy powiedział, że wczoraj przyleciała do Chicago agentka z Nowego Jorku. Sprawa Coldera jest bardziej rozbudowana niż się spodziewaliśmy. Próbują go posadzić i żeby doprowadził ich do przemytników broni do Meksyku – oznajmiła
- A co ma do tego Nowy Jork?
- Tam się wszystko zaczęło. I podobno ona zna całą sprawę. W takich agencjach jak ATF czy FBI są tak zwane śledztwa życia. Dla niej podobno to jest takie śledztwo – usiadła przy swoim biurku. Sierżant Voight zawiesił śledztwo. I kazał im zająć się czymś innym. Mieli do rozgryzienia napad w części handlowej. I tym mieli się zająć. Cały zespół wyszedł z posterunku. Nad ranem przestało padać. A wartkie strumyki dalej spływały po ulicy. Jego partnerka spojrzała z obrzydzeniem na ulice. Chyba trudno będzie jej się przestawić na pogodę w Chicago. Dzisiaj nawet musiał przyznać, że się wyspał. Dawno nie spał jak dziecko. Macki przeszłości dalej go dosięgały. Czasami macały go a czasami trzymały w ogromnym uścisku. Minęło przecież ponad jedenaście lat od jego ostatniej misji. Ale PTSD jest bezlitosne. Niszczy go od środka. Zaczynając od najważniejszego miejsca w całym organizmie – od mózgu. Tam się zadomowił jak najlepszy przyjaciel, który odwiedza cie po długim czasie. Tylko on przyjacielem nie był. Niszczył każdego. Na terapii i w ośrodku widział ludzi w gorszym stanie. On jakoś jeszcze potrafił egzystować w społeczeństwie. Chociaż z nim też było bardzo ciężko. Bardzo krucho. Teraz odpowiednie leki i trochębmedytacji pozwalało mu na więcej. Był całkiem stabilny emocjonalnie. Chociaż jeszcze pojawiały się dni w których najlepszym rozwiązaniem dla niego było wyjście przez okno. Ale te myśli skutecznie od siebie odganiał. Przemożna ochota żeby się zabić dawno była przegoniona. Teraz to czasami krótki przebłysk. Ale mógł powiedzieć sobie, że już jest o wiele lepiej. Że już wszystko jest z górki. Dojechali na miejsce. Hailey też nie odzywała się zbyt wiele. Prawie w ogóle nie mówiła. Jakoś szybko się tego nauczyli. Że widzieli po sobie kiedy lepiej odpuszczać sobie konwersację. Wbrew pozorom Jay Halstead był w pewien sposób skomplikowany. Na pewno w środku był w kawałkach. Mozolnie starał się to ułożyć. Ale sprawiało mu to ogromne problemy.

Weszła za Veronicą do biura ATF w Chicago. Uśmiechnęła się do ochroniarza ściskając jego dłoń. Zawsze uważała, że z każdym musi utrzymywać poprawne stosunki. Nieważne czy to szef czy człowiek, który podaje jej kawę. Szacunek należy się każdemu. Skierowała się do windy. Całą drogę z lotniska rozmawiały. Dawno Elsee nie spotkała tak pozytywnej osoby. Agentka Suarez miała szeroki kąt patrzenia na wiele spraw. A to jej się podobało. Pracowała w ATF od trzech lat. I słyszała już o Elsee. Jej sposób rozbicia przemytników taniej siły roboczej z Tajlandii rozszedł się głośno po całych Stanach. A Veronica chciała być taka sama. Żeby mówili o niej głośno. Chciała by jakieś śledztwo przyniosło jej sławę i splendor. Elsee czuła dziwną nić sympatii do tej dziewczyny. Miała nadzieję, że współpraca z nią przyniesie jej to po co tu przyleciała. Chciała to odbębnić jak najszybciej i wrócić do swojego ukochanego miasta. Wysiadły na piątym piętrze. Jej pojawienie się tutaj przykuło uwagę wszystkich. Skinęła głową do zebranych i ruszyła za szatynką. Jej brązowe loki podskakiwały w rytm jej kroków.
-Veronica podejdź do mnie później – przed nimi pojawił się mężczyzna wyższy o głowę. Elsee zadarła głowę zaskoczona. Jego arabskie rysy twarzy rozjaśniały widząc minę towarzyszki swojej koleżanki
- Ty jesteś agentka...
- Elsee – ucięła brunetka szybko – Wystarczy Elsee – wyciągnęła rękę w jegokierunku
- Miło mi Elsee, jestem Omar – uścisnął jej rękę.
- Spoko OA przyjdę jak tylko pokażę Elsee nasze miejsce –oznajmiła. Skierowały się w głąb piętra. 

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now