Part 1

717 20 10
                                    

 Poranek dla niej zawsze zaczynał się tak samo. Bieganie, prysznic i śniadanie. Bez dobrego śniadania nie miała w planach nawet wychodzić z domu. Tak monotonnie już żyła. W tej materii oczywiście. Tylko w tej materii. W pracy nigdy nie wiedziała co zobaczy i co zastanie. Stała teraz w swoim małym mieszkaniu i wpatrywała się w okno. Nowy Jork jest piękny. Miała dziwną słabość do tego miasta. I w ogóle nie żałowała tego, że porzuciła na jego rzecz Chicago. Jej rodzinne miasto było zupełnie inne. Żałowała chyba tylko tego, że porzuciła je przez faceta. Nie lubiła wracać do tego. To było małe nieporozumienie, które ciągnęło się do dzisiaj. Przyjechała tutaj ponad dekadę temu. I spodobało jej się. Ciepła kawa drażniła przyjemnie jej dłonie, które zaciskała na kubku. Odgarnęła do tyłu włosy. Powinna je związać. Dzisiaj nie miała ochoty na wyciąganie swoich włosów z ust czy oczu. Nie dzisiaj. Poprawiła koszulę, którą miała na sobie. Jednym z minusów jej pracy był ten sztywny dress code. Upiła ostatni łyk i postawiła kubek na blacie stolika. Najwyżej wieczorem wróci i będzie na siebie znowu psioczyć, że zostawia nieporządek. Ale to później. Złapała za marynarkę wiszącą na oparciu krzesła. Będąc w przedpokoju przypomniała sobie o włosach. Cofnęła się w głąb mieszkania w poszukiwaniu czegoś czym mogłaby je związać. Zazgrzytała zębami poirytowana. Musi się bardziej zorganizować. Wpatrywała się w siebie w lustrze związując włosy w kucyk. Teraz była gotowa do wyjścia. Teraz mogła wyjść z mieszkania z planem skopania jakiegoś złego dupska.

W Chicago lało. Deszcz padał z taką prędkością i częstotliwością jakby ktoś odkręcił kran. Wpatrywał się w wartkie strumyki na ulicy z perspektywy samochodu. Stał na kolejnym skrzyżowaniu tracąc powoli cierpliwość do świata. Znowu zrobił się nerwowy i mało tolerancyjny. Znowu lekarstwa nie działają. Powinien chyba spróbować funkcjonować bez nich. Ale z drugiej strony nie było to łatwe. Zwłaszcza w jego zawodzie. Z każdej strony był narażony na stres. Odwrócił wzrok do telefonu, który przeciął melodię z radia. Nacisnął słuchawkę na kierownicy i usłyszał głos swojego szefa. Sierżant Voight przekazywał mu wskazówki, gdzie się spotkają. Nie było sensu jechać na posterunek skoro i tak będzie za chwilę wyjeżdżał. GMC Sierra rozbłysł policyjnymi światłami. Auta stojące przed nim rozsunęły się jak na komendę. Ostrożnie prześlizgnął się na początek skrzyżowana i ruszył do miejsca wezwania.

Budynek federalny nie wyróżniał się niczym szczególnym. Wjechała na podziemny parking i zatrzymała się obok auta należącego do jej partnera. Praca w ATF dawała jej wiele emocji. Emocji, które sprawiały, że lubiła tą pracę. Agentka o dość długiej historii. Jej europejskie rysy przykuwały uwagę. I pozwalały jej przeniknąć w wiele społeczności. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Co najśmieszniejsze była Amerykanką. Oboje jej rodzice pochodzili ze Stanów Zjednoczonych. Weszła do biura i uśmiechnęła się do ochroniarza. Lubiła tu być. Lubiła swoją pracę. Podeszła do swojego biurka kiwając wszystkim głową. Jej partner uśmiechnąłsię szeroko na jej widok. Poklepała go po ramieniu. Współpraca z nim przebiegała bez najmniejszych problemów. Widzieli się też po pracy. Mogła powiedzieć, że się przyjaźnili. Na prawdę. Jeśli miała jakiś problem bez problemów mogła do niego zadzwonić albo przyjść. I on i jego żona zawsze mieli dla niej otwarte drzwi.
- Co robisz w weekend? - spojrzał na nią
- Zaskocz mnie
- Grill u nas?
- Świetnie. Daj znać tylko o której – pokiwała głową z uśmiechem. Podniosła się i skierowała do kuchni. Postawiła na blacie dwa kubki i każdy z nich napełniła kawą. Christopher pił kawę z niebotyczną ilością cukru. Ona ledwo przełykała cokolwiek z nawet łyżeczką cukru. Ale lubiła słodkie napoje. Taki paradoks. Wpatrywała się w oba kubki z uśmiechem. Bardzo lubiła swoje życie. Było poukładane. Teraz poukładane. Co ją w ogóle wzięło na wspominki? Właśnie teraz? Nie wiedziała o co tu chodziło. Gubiła się. Macka żalu ścisnęła jej serce. Potrząsnęła głową i złapała za kubki. Skierowała się do biurka. Chris na widok kubka szeroko uśmiechnął się. Odwrócił wzrok na Elsee. Dostrzegł w jej oczach coś dziwnego. Nie umiał tego nazwać. Ale widział to już raz. Prędzej. Kiedy zaczynała pracę w ATF. Był to czas kiedy jej mąż po prostu wyszedł. Wyszedł i nie wrócił. Zniknął pewnej nocy. Ona, ogarnięta szaleństwem i żalem siedziała w biurze z tą samą miną co dzisiaj. Jakby się obarczała winą za to co się stało. Chris wiedział jednak, że jej mąż był chory. I ta choroba zmusiła go do tego. Widział w pamięci jeszcze na biurku ich wspólne zdjęcie. Młodych, przebojowych i do szaleństwa zakochanych w sobie ludzi. Ale później to wszystko sobie odeszło. Po prostu rozpadło się. Rozpadało się to bardzo długo. Tak opowiadała mu Elsee. Trudno jej to przyszło ale w końcu się otworzyła. Opowiedziała mu całą historię. Nawet nie wiedział teraz czy ona dalej była mężatką. Policja w NY uznała jej męża za zmarłego. Ale Chris nie wiedział czy formalnie to uregulowała. Oczywiście dalej posługiwała się nazwiskiem męża. I Christopher wiedział, że Elsee dalej go kochała.

Przerzucał kolejne kartki w raportach. Musiał wiedzieć doskonale z kim ma do czynienia. Wyprostował się i odwrócił wzrok do portretu pamięciowego jednego ze świadków. Tak, to był on. Jimmy Colder wpatrywał się w niego ze zdjęcia policyjnego łagodnie. Jego spojrzenie było dziwnie czyste, spokojne. Na pierwszy rzut oka nie spodziewał się, że ten mężczyzna może być płatnym zabójcą działającym na polecenie mafii. To było dziwnie absurdalne. Ale właśnie tacy ludzie zawsze byli niespodziankami. W najbardziej spokojnych twarzach kryło się największe szaleństwo. To ludzie o najbardziej ujmującym charakterze byli największymi świrami. Przecież widział to wszystko. I w pracy tutaj i podczas misji w Afganistanie czy Iraku. Świat jest pełen szaleńców. Podniósł się i przygwoździł zdjęcie mężczyzny do wielkiej tablicy.
- Jimmy Colder. Najlepszy płatny zabójca. Policja miała na niego kilka haków ale suma suma rum nic mu nie udowodniono. Ostatni adres znany w Chicago jest przy Parku Pulaskiego. Ale ten budynek został zburzony w zeszłym roku – oznajmił. Cały zespół spojrzał na niego. Miał rację. To był mężczyzna, którego szukali. Mieli te same portrety pamięciowe co on.
- Jakaś rodzina? - Voight stanął obok niego.
- Żona. Ale jej dane są poufne – Kim podniosła wzrok od komputera – Vanessa może masz jeszcze układy w ATF żeby to odblokowali? - spojrzała na Rojas, która zerwała się z miejsca. Musiała coś wiedzieć o tym. Widzieli jej zainteresowanie i lekkie zaniepokojenie.
- Postaram się. Jeśli ATF samo to zablokowało. Jeśli dosiadło się do tego FBI to już jest gorzej – wyjaśniłai złapała za telefon. Halstead wpatrywał się w cały swój zespół. Czuł dziwny niepokój. Coś czego dawno nie uświadczył. Nie wiedział tylko czym mogło być to spowodowane.

Chris spojrzał na nią, kiedy wyszła z domu. W dłoni trzymała swoją wielką podróżną torbę. Jej wyjazd zaskoczył wszystkich. A zwłaszcza ją samą. Wyglądała na ogromnie zaskoczoną gdy teczka z dokumentami spoczęła przed nią na odprawie.
- Dlaczego ty masz lecieć do Chicago?
- Bo stamtąd pochodzę – mruknęła wsiadając do samochodu - Znam to miasto, znam tam wszystko. I pewnie dlatego mnie do tego oddelegowali – mruknęła. Nie chciała opuszczać Nowego Jorku. Kochała to miasto. Kochała wszystko co jest z tym związane.
- Boisz się?
- Trochę. Bardzo trochę. Tam będzie kilka wspomnień o tych świetnych czasach – zapięła pas. Była przerażona. Że musi tam wrócić. Że musi być w mieście w którym jest ogrom miejsc związanych z mężczyzną, który ją porzucił. Nic nie mogło go usprawiedliwiać. Poczuła jak samochód ruszył.
- Pomyśl sobie, że to tylko parę miesięcy i wracasz do domu – zaśmiała się słysząc to. Miał rację. Zrobi co ma zrobić. Rozwiąże sprawę nad którą walczą ostatnie pół roku i wróci do swojego miasta. Wróci do swoich starych nawyków. Obserwowała mijane budynki czując dziecięce zagubienie. Musi wrócić w miejsce gdzie wszystko się zaczęło.
-Po wylądowaniu od razu zacznę to odliczać – pokazała mu język. Roześmiał się w głos. Poklepał ją po ramieniu. Trochę mu niepodobało się to, że jego partnerka leci tam sama. On miał zostać w mieście i dalej pracować. Nie wiedział czego będzie mógł się spodziewać. I ta myśl, że Elsee będzie ponad tysiąc kilometrów dalej. Była jego przyjaciółką, partnerką. Pracowało mu się z nią bardzo dobrze. I nie chciał nowego partnera. W tej pracy było to dosyć istotne. Jutro będzie musiał pogadać z szefem. Chciał do niej dołączyć w Chicago. 

------------------------

Dobry wieczór ❤️

Jak zwykle zapraszam Was i mam nadzieję, że Wam to przypadnie do gustu

xoxoxoxoxox

AGAIN [ CHICAGO PD] || ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now